Zaloguj się

Menu

Kursy internetowe

Sześciolatek - diabeł wcielony

PYTANIE:
Witam Panią,
zwracam się z pytaniem, jaką książkę może Pani polecić matce, która wychowuje 6-letniego jedynaka. Kłopot z synem polega na tym, że w domu jest wspaniały i grzeczny, natomiast w szkole jak "diabeł wcielony". Poprosiła mnie, abym znalazła jej jakąś książkę, która jej w tym kłopocie pomoże. Stwierdziłam, że z tym zadaniem zwrócę się do Pani. Czy jest Pani w stanie jakoś pomóc?
Pozdrawiam,
Nauczycielka z Lublina
 
            
 
    
ODPOWIEDŹ:
Uważam, że dziecko jest małe, ale problem duży. Nie należy go lekceważyć. Należy pamiętać, że nierozwiązany problem nie zmniejsza z czasem, lecz wprost przeciwnie: rośnie z wiekiem i w końcu może dorosłych ... przerosnąć.
Książka tu nie pomoże, każde dziecko jest inne, a w wychowaniu nie ma recept dobrych na wszystko. Najpierw trzeba dobrze poznać sytuację rodzinną oraz szkolną dziecka i poeksperymentować, próbując różnych rozwiązań w celu dotarcia do tych najlepszych. Należy zatem znaleźć dobrego psychologa dziecięcego i zaaranżować najpierw spotkanie bez dziecka.
Przepraszam, że nie spełniłam oczekiwań.

Serdecznie pozdrawiam,
Marta Bogdanowicz

Komentarze (1)

Zaloguj się aby dodać komentarz

Nie jestem psychologiem, ale tak sobie myślę po ludzku, że skoro jedynak w domu wszystko ma i nie chodzi mi o dobra materialne bo tego nie wiem. A raczej o uwagę mamy, pochylanie się wszystkich dorosłych domowników nad dzieckiem, być może jest ciągle w centrum zainteresowania, chwalony, hołubiony itd. A w szkole jedna pani wychowawczyni ma 25 lub 30 uczniów, których musi oceniać, uczyć, chwalić więc tej "dobrej uwagi" może nie starcza zawsze dla wszystkich., a przynajmniej nie co lekcja. Więc uczeń swoim złym zachowaniem chce za wszelką cenę zwrócić na siebie uwagę , bo chyba każde zainteresowanie jest lepsze niż jego brak. Ale to tylko moje przypuszczenia jako matki trójki dzieci i nauczycielki.

Ludmiła Błażewicz

Profesor Marta Bogdanowicz

Gdy miałam 16 lat założyłam pierwszą drużynę harcerską – przy Szkole Podstawowej Nr 44 w Gdańsku. Drugą , która rozrosła się w szczep, przejęłam w 1961/62, podczas studiów w Krakowie, w Szkole Podstawowej Nr 1. Trzecia urodziła się w Gdańsku – naszych dwoje dzieci: syn i córka. Córka kontynuuje tradycje rodzinną – w stopniu doktora – jako trzecia generacja psychologów. Czwartą założyłam w Gdańsku w 1990/1991 roku – Polskie Towarzystwo Dysleksji – 5 listopada odbędzie się Jubileuszowa Konferencja z okazji 20-lecia jego działalności. Jak do tego doszło? 1/ Dobre geny – ojciec i mama – poznali się na psychologii, na Uniwersytecie Jagiellońskim studiowali u Prof. Stefana Szumana. 2/Dobra rodzina – dzięki temu, że Ciocia przyjęła mnie pod swój dach, mogłam kontynuować tradycję rodzinną – studiować psychologię na Uniwersytecie Jagiellońskim. 3/Dobrzy ludzie – miałam dużo szczęścia, bo wspierali mnie wspaniali ludzie: w Gdańsku – druhna Krystyna Trappowa, mama mojej przyjaciółki, kochająca młodzież i dbająca o jej rozwój; w Krakowie społeczność wokół braterskiego Zielonego Szczepu, i znowu w Gdańsku – moje koleżanki , które nie zawiodły przy powstawaniu naszego stowarzyszenia: Renia Czabaj, Wisia Loebl, Hania Jaruchowska, Maria Pietniun, Ania Lipień, rodzice dzieci dyslektycznych, a z czasem tysiące osób, które zaangażowały się w ruch na rzecz dzieci i młodzieży z problemem dysleksji. 4/ Dobra praktyka profesjonalna – 26 lat pracy w Poradni Nerwic dla Dzieci w Gdańsku, w znakomitym interdyscyplinarnym zespołem: począwszy od szefowej prof. dr hab. Hanny Jaklewicz (psychiatra), koleżanek – pedagogów (dr Wirginia Loebl), skończywszy na pielęgniarce Basi Papierskiej, która rozbierała wywiady od rodziców na poziomie co najmniej magistra psychologii. Nasza poradnia z wolna przeniosła się na Uniwersytet Gdański, gdzie kolejne osoby podejmowały pracę. Ja – jak wynika z odebranego ostatnio listu gratulacyjnego Jego Magnificencji Rektora UG – od 45 lat pracuję w Instytucie Psychologii tej uczelni.