Zaloguj się

Menu

Kursy internetowe

Może nie jest jeszcze za późno...

Moi Drodzy, tego typu pytania otrzymuję bardzo często:

Witam serdecznie. Ostatnio zobaczyłam dyktando chłopca z II klasy, który uczęszcza do mnie na zajęcia logopedyczne. Było tam mnóstwo błędów, które uniemożliwiały odczytanie treści tekstu. Błędy były poprawione czerwnym kolorem, a na końcu była adnotacja nauczyciela: "popraw błędy". Zastanowiłam się jak to dziecko ma poprawić ten tekst, w którym nie było ani jednego sensownego wyrazu. Myślę, że nauczyciel podszedł do dyktanda standardowo. W ogóle, czy dziecko zagrożone dyslekcją powinno pisać tekst, który najwyraźniej jest dla niego za trudny? Dziecko ma trudności z powtórzeniem ciągu trzech wyrazów. Będę wdzięczna za udzielenie mi wyjaśnienia. Z góry dziękuję.

 

Moja odpowiedź:
 

 

Szanowna Pani, odpowiadam „w punktach”:

1/ dziecko, które ma takie problemy z pisaniem w klasie II powinno być zbadane gruntownie w poradni psychologiczno-pedagogicznej juz w klasie I, bo miało jeszcze większe problemy;

2/ ta opinia powinna być od dawna w Pani rękach;

3/ jeżeli nie było badane lub nie otrzymała Pani kopii opinii, powinna Pani zabiegać o badanie; 

4/ przyczyny trudności w czytaniu i pisaniu są różne, tylko jedna z nich to specyficzne trudności w czytaniu i pisaniu (dysleksja – a nie dyslekcja, jak w zapytaniu lub dysortografia);

5/ dziecko powino być drugi rok objęte terapią pedagogiczną w szkole lub w poradni plus codziennie systematycznie pracować w domu;

6/ widać, że nauczyciel nie ma pojęcia, jak pracuje się z dziećmi ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi – dyrekcja powinna zorganizować szkolenie dla nauczycieli w tym względzie;

7/ przy takim nasileniu trudności dziecko powinno pisać klasówkę, lecz tekst dyktanda winno zapisywać z pamięci lub go przepisywać, podczas gdy inni uczniowie piszą dyktando ze słuchu. Takie zadanie daje nauczycielowi wskazówki, co dziecko powinno ćwiczyć, a więc jest diagnostyczne.

 

Inne kwestie na ten temat można znaleźć w książce „Uczeń z dysleksją w domu” i „Uczeń z dysleksją w szkole” Wydawnictwa OPERON.

 

Łączę pozdrowienia,

Marta Bogdanowicz 

Komentarze (1)

Zaloguj się aby dodać komentarz

Witam!
Bardzo rzeczowa instrukcja :) Uważam, że terapia pedagogiczna powinna być obowiązkowa dla każdego nauczyciela.
Pozrawiam

Iwona Mierzejewska

Profesor Marta Bogdanowicz

Gdy miałam 16 lat założyłam pierwszą drużynę harcerską – przy Szkole Podstawowej Nr 44 w Gdańsku. Drugą , która rozrosła się w szczep, przejęłam w 1961/62, podczas studiów w Krakowie, w Szkole Podstawowej Nr 1. Trzecia urodziła się w Gdańsku – naszych dwoje dzieci: syn i córka. Córka kontynuuje tradycje rodzinną – w stopniu doktora – jako trzecia generacja psychologów. Czwartą założyłam w Gdańsku w 1990/1991 roku – Polskie Towarzystwo Dysleksji – 5 listopada odbędzie się Jubileuszowa Konferencja z okazji 20-lecia jego działalności. Jak do tego doszło? 1/ Dobre geny – ojciec i mama – poznali się na psychologii, na Uniwersytecie Jagiellońskim studiowali u Prof. Stefana Szumana. 2/Dobra rodzina – dzięki temu, że Ciocia przyjęła mnie pod swój dach, mogłam kontynuować tradycję rodzinną – studiować psychologię na Uniwersytecie Jagiellońskim. 3/Dobrzy ludzie – miałam dużo szczęścia, bo wspierali mnie wspaniali ludzie: w Gdańsku – druhna Krystyna Trappowa, mama mojej przyjaciółki, kochająca młodzież i dbająca o jej rozwój; w Krakowie społeczność wokół braterskiego Zielonego Szczepu, i znowu w Gdańsku – moje koleżanki , które nie zawiodły przy powstawaniu naszego stowarzyszenia: Renia Czabaj, Wisia Loebl, Hania Jaruchowska, Maria Pietniun, Ania Lipień, rodzice dzieci dyslektycznych, a z czasem tysiące osób, które zaangażowały się w ruch na rzecz dzieci i młodzieży z problemem dysleksji. 4/ Dobra praktyka profesjonalna – 26 lat pracy w Poradni Nerwic dla Dzieci w Gdańsku, w znakomitym interdyscyplinarnym zespołem: począwszy od szefowej prof. dr hab. Hanny Jaklewicz (psychiatra), koleżanek – pedagogów (dr Wirginia Loebl), skończywszy na pielęgniarce Basi Papierskiej, która rozbierała wywiady od rodziców na poziomie co najmniej magistra psychologii. Nasza poradnia z wolna przeniosła się na Uniwersytet Gdański, gdzie kolejne osoby podejmowały pracę. Ja – jak wynika z odebranego ostatnio listu gratulacyjnego Jego Magnificencji Rektora UG – od 45 lat pracuję w Instytucie Psychologii tej uczelni.