Zaloguj się

Menu

Kursy internetowe

Dyskryminowana studentka 1 roku politechniki

Dawno mnie tu nie było, ale już nadrabiam zaległości. Zamieszczam kolejne ciekawe pytanie, które otrzymałam.

Szanowna Pani Profesor,
Przedstawiciele lokalnego Oddziału Polskiego Towarzystwa Dysleksji poradzili mi zwrócić się do Pani o poradę i pomoc w rozwiązaniu prywatnego problemu.
Moja córka ma 20 lat. Stwierdzono u niej dysleksję, była leczona z powodu depresji szkolnej (szkoła podstawowa i gimnazjum). Uczyła się początkowo słabo, następnie - na etapie gimnazjum i liceum była bardzo dobrą uczennicą (cały tok nauczania to klasy integracyjne), matura 70% rozszerzona z matematyki.
Wybrała się na matematykę na politechnice. Trudności pojawiły się na przedmiocie analiza matematyczna. Pisemny zaliczyła, na ustnym Pani doktor wzięła kartkę i zapytała córkę, czy jest dyslektykiem. Córka potwierdziła, że tak, a Pani doktor na to: co robi na studiach, i to jeszcze na takim przedmiocie? Po niezdanym egzaminie ustnym inny wykładowca powiedział, że robi córce prezent, bo i tak to nie są studia dla niej. Namówiłam córkę, by poinformowała wykładowcę o swoich problemach - napisała elektroniczny list, w którym wspomniała i o dysfunkcji, i o przebytej depresji. Dostała odpowiedź, że jak się dużo uczy i to nie przynosi efektu, to może pomogłyby korepetycje. Ale brać korepetycje z przedmiotu studiowanego, to dziwne - ta Pani nie rozumie, że nie w nauce, tylko w relacjach i jej stosunku do ucznia jest problem. Córka dostała termin od Dziekana na zaliczenie do 20 kwietnia, poszła do Pani doktor i usłyszała: to niech cię Dziekan pyta, ja sesję zakończyłam. Znowu pojawiła się stresująca sytuacja - dziś Pani doktor umówiła się z córką na to ustne zaliczenie, ale córka twierdzi, że oblanie jej to tylko formalność. Nie wiem, jak mogę córce pomóc na tym etapie edukacji (nadmienię jeszcze, że córka miała orzeczoną niepełnosprawność - aktualnie nie ma, ponieważ nie chciałam jej narażać na dodatkowy stres stawaniem na komisje). Do kogo się udać i jakich użyć merytorycznych argumentów, by pomóc dziecku, które już dużo przeszło w swoim życiu i ciężką pracą osiągnęło dużo i pragnie więcej. Zrezygnować, poddać się ? Proszę o podpowiedź, co zrobić w tej sytuacji?

Z wyrazami szacunku  J. z... (jedno z największych miast w Polsce – przyp. MB).



 

Szanowna Pani,
To już drugi list tego rodzaju w tym semestrze.
Jedyny ratunek, to prośba o interwencję (dostosowanie wymagań, sposobu i czasu egzaminowania) w rozmowie z:
1/ pełnomocnikiem ds. niepełnosprawnych studentów (na każdej uczelni jest takie stanowisko w rektoracie) oraz z
2/ prorektorem ds. kształcenia. 
Te rozmowy powinna odbyć sama córka, rodzice niemile są widziani, gdy załatwiają sprawy swoich dorosłych dzieci. Dobrze, gdyby córka znalazła w Internecie Biuro ds. studentów niepełnosprawnych w Uniwersytecie Jagiellońskim i skopiowała, co tam jest napisane na temat opieki nad studentami z dysleksją – bowiem mają oni prawo do dostosowania wymagań, wpisane do statutu uczelni. Podobne prawa przewiduje Uniwersytet Warszawski i SWPS. Dobrze byłoby mieć te informacje na piśmie, jako argumenty.
Jeśli nie wystarczą, radzę stanowczo zmienić uczelnię, bo jest ona toksyczna dla Pani córki, a jej zdrowie psychiczne jest najważniejsze.

Łączę pozdrowienia > Marta Bogdanowicz

Komentarze (2)

Zaloguj się aby dodać komentarz

Dobre sugestie!

Polskie Towarzystwo Dysleksji, i wielu innych ludzi dobrej woli, wykonalo wielką i skuteczną pracę aby szkoły podstawowe i średnie stały się miejscami przyjaznymi osobom z dysleksją. Mamy tam przepisy o dostosowywaniu sposobów oceniania i wymogów programowych do specyficznych potrzeb edukacyjnych ucznia – przepisy tak korzystne że może aż nazbyt daleko idące – które chyba z reguły są przestrzegane. Oraz – co najważniejsze – ogólne zrozumienie dla specyficznych potrzeb.

Ale stwierdzam że smutkiem że nasze uczelnie wyższe są w zupełnie innym miejscu. Przypadek tego rodzaju co opisany powyżej nie jest pierwszym o którym słyszę. Brak przepisów, brak zrozumienia problemu, brak wiedzy. Tę „orkę” którą PTD wykonało skutecznie w szkołach, trzeba powtórzyć – na uczelniach.

Ale najbardziej chyba smuci brak kultury i najzwyczajniejszego ludzkiego WSPÓŁCZUCIA. Odrobina elastyczności i zrozumienia ze strony wykładowcy zupełnie wystarczyłaby w tym przypadku.

Opisana sytuacja pokazuje też brak równowagi sił między studentami a uczelnią. W mojej pracy (Uniwersytet w Cork) wyżej opisane zachowanie wykładowcy zakończyłoby się prawie na pewno oficjalną skargą studetki o nieżyczliwe potraktowanie i nieuwzlgędnienie jej dysleksji, skargą która prawie na pewno zostałaby rozpatrzona na jej korzyść – umożliwionoby jej ponowne zdawanie egzaminu. Zresztą do całej sytuacji w ogóle raczej by nie doszło, bo kwestie egzaminowania – kto, kiedy i na jakich warunkach może coś zdawać – są uregulowane tak drobiazgowymi przepisami, że bardzo ogranicza to wszelką uznaniowość. Oblanie egzaminu musi być zatwierdzone decyzją drugiej osoby. Egzaminów ustnych nie ma prawie w ogóle, a jeśli to tylko komisyjne. A więc brak miejsca na widzimisię i nieprzychylne komentarze.

Myślę że nasza studentka ma też taką drogę – oficjalnej skargi, wreszcie egzaminu komisyjnego. Ale miejmy nadzieje że mniej konfrontacyjne sugestie Pani Profesor przyniosą skutek.

Oczywiście, mamy tutaj relację tylko jednej strony, pośrednią (list matki zainteresowanej) i być może jednostronną. Niestety, usłyszane z kilku źródeł podobne historie pozwalają mi wierzyć, że tego rodzaju nieżyczliwość i niezrozumienie naprawdę mają miejsce dosyć często.

Ale kropla drąży skałę...

Marcin Szczerbiński

Witam! Myślę- i z pewnością nie tylko ja, że ten problem dotyczy nie tylko dyslektyków. Jeżeli pocieszy to autorkę pytania, to nie-dyslektycy też spotykają się ze złym traktowaniem przez niektórych wykładowców. Chamstwo , czy brak wiedzy pedagogicznej? Myślę, że to drugie. Wykładowcy muszą być przede wszystkim specjalistami w danej dziedzinie i często zdarzają się sytuacje podobne do tej. Każdy student (lub były student) potrafi wskazać nauczycieli, którzy skrzywdzili go, niesprawiedliwie potraktowali , źle ocenili. Jednak uważam, że tak nie powinno być, bo taki rodzaj sadyzmu pedagogicznego nie powinien być tolerowany na żadnym etapie nauczania. Zły dotyk boli całe życie...

Renata Rejman

Profesor Marta Bogdanowicz

Gdy miałam 16 lat założyłam pierwszą drużynę harcerską – przy Szkole Podstawowej Nr 44 w Gdańsku. Drugą , która rozrosła się w szczep, przejęłam w 1961/62, podczas studiów w Krakowie, w Szkole Podstawowej Nr 1. Trzecia urodziła się w Gdańsku – naszych dwoje dzieci: syn i córka. Córka kontynuuje tradycje rodzinną – w stopniu doktora – jako trzecia generacja psychologów. Czwartą założyłam w Gdańsku w 1990/1991 roku – Polskie Towarzystwo Dysleksji – 5 listopada odbędzie się Jubileuszowa Konferencja z okazji 20-lecia jego działalności. Jak do tego doszło? 1/ Dobre geny – ojciec i mama – poznali się na psychologii, na Uniwersytecie Jagiellońskim studiowali u Prof. Stefana Szumana. 2/Dobra rodzina – dzięki temu, że Ciocia przyjęła mnie pod swój dach, mogłam kontynuować tradycję rodzinną – studiować psychologię na Uniwersytecie Jagiellońskim. 3/Dobrzy ludzie – miałam dużo szczęścia, bo wspierali mnie wspaniali ludzie: w Gdańsku – druhna Krystyna Trappowa, mama mojej przyjaciółki, kochająca młodzież i dbająca o jej rozwój; w Krakowie społeczność wokół braterskiego Zielonego Szczepu, i znowu w Gdańsku – moje koleżanki , które nie zawiodły przy powstawaniu naszego stowarzyszenia: Renia Czabaj, Wisia Loebl, Hania Jaruchowska, Maria Pietniun, Ania Lipień, rodzice dzieci dyslektycznych, a z czasem tysiące osób, które zaangażowały się w ruch na rzecz dzieci i młodzieży z problemem dysleksji. 4/ Dobra praktyka profesjonalna – 26 lat pracy w Poradni Nerwic dla Dzieci w Gdańsku, w znakomitym interdyscyplinarnym zespołem: począwszy od szefowej prof. dr hab. Hanny Jaklewicz (psychiatra), koleżanek – pedagogów (dr Wirginia Loebl), skończywszy na pielęgniarce Basi Papierskiej, która rozbierała wywiady od rodziców na poziomie co najmniej magistra psychologii. Nasza poradnia z wolna przeniosła się na Uniwersytet Gdański, gdzie kolejne osoby podejmowały pracę. Ja – jak wynika z odebranego ostatnio listu gratulacyjnego Jego Magnificencji Rektora UG – od 45 lat pracuję w Instytucie Psychologii tej uczelni.