Zaloguj się

Menu

Kursy internetowe

Neologizmy nie tylko dziecięce

Neologizmy dziecięce to fascynujące zjawisko. Wie o tym każdy rodzic. Okres neologizmów dziecięcych jest naturalnym etapem rozwoju językowego, świadczącym o sprawności umysłowej dziecka i jego kreatywności. Dzieci najpierw przyswajają podstawowe reguły języka, a dopiero później wyjątki. W wieku kilku lat mówią w ocecie, Finland na mieszkańca Finlandii (choć niektóre nazywają go Świętym Mikołajem :-)) czy dobrość, bo właśnie takie formy są utworzone w sposób regularny. Dopiero dłuższa obserwacja języka i korekta ze strony opiekunów pozwalają maluchowi uchwycić formy nieregularne, nieco odmienne. Dziecko przyswajające język, nawet jeśli samo mówi niepoprawnie, powinno słyszeć wokół siebie język poprawny. Bez tego wzorca i bez informacji zwrotnych ze strony najbliższych nie uświadomi sobie, że coś musi poprawić. Dorośli z kolei nie powinni naśladować języka dziecka, zdrabniać, deformować słów.

Dziecięce innowacje językowe, które pojawiają się ok. 4 roku życia,  świadczą, że dziecko opanowuje proces konstruowania słów i modyfikowania znaczenia.  Jego operacje językowe, nawet jeśli nie są udane z normatywnego punktu widzenia, stanowią bardzo ważne doświadczenie w rozwoju językowym. Dziecko stara się informacje językowe, które do niego docierają, uporządkować, zorganizować w pewien system. Robi to podświadomie, poprzez analizę tego, co słyszy. W ten sposób wyróżnia pewne powtarzające się cząstki w różnych wyrazach (morfemy gramatyczne i rdzenne). Kiedy dzieci budują nowe wyrazy, posługują się generalizacją i analogią. Tworzą nowe wyrazy oparte na podobieństwie formalnym i semantycznym do znanych wyrazów, korzystając przy tym z cząstek, które wyróżniają i którym przypisują pewne znaczenie. Ponieważ zwykle mają do dyspozycji kilka wariantów (zjawisko wariantywności językowej jest powszechne), wybierają ten najprostszy lub najczęstszy. Niuanse dotyczące systemu morfologicznego przyswajają później.

Neologizmy dziecięce to zatem niewątpliwie zjawisko bardzo pozytywne. Czy tak samo należy oceniać neologizmy, które pojawiają się w tekstach dorosłych adresowanych do dzieci? To bardzo ciekawe i aktualne pytanie zadała mi Małgorzata Różyńska, współautorka „Ortograffiti z Bratkiem”, podając przykłady, na które się natknęła w literaturze dziecięcej i podręcznikach szkolnych: chichopotam, przypamiętnik, posłuchanki, poczytanki, figuraki, wierszaki.

Wydaje mi się, że ocena tych neologizmów powinna być uzależniona od typu tekstu. Czym innym są teksty literackie, w których język jest zorganizowany w szczególny sposób i pełni funkcję estetyczną, a czym innym teksty, w których język pełni przede wszystkim funkcję informacyjną.

Innowacje językowe w tekstach literackich (opowiadaniach, wierszykach) uważam za uzasadnione i wartościowe. Ich analizowanie sprzyja rozumieniu budowy słów, w związku z tym im więcej zabaw językowych związanych ze słowotwórstwem, tym większą sprawność językową (a przy tym – sprawność w budowaniu neologizmów) wykazują dzieci. Są one bardzo czułe na właściwości systemu językowego, a właśnie takie dziwne twory pozwalają im wyczuć budowę słowotwórczą i – co w tym wieku bardzo ważne – bawić się nią. Ważny jest wg mnie sposób pracy z takim tekstem. Warto zachęcać dziecko do rozmowy na temat dziwnych słów, ich znaczenia, a nawet budowy (przez szukanie analogii do wyrazów poprawnych). Nie widzę niebezpieczeństw związanych z kontaktem z neologizmami literackimi pod dwoma warunkami: po pierwsze, dziecko dostaje informację zwrotną, że to „dziwne słowa” i na co dzień się z nimi nie spotka, po drugie – tego typu tekstu nie są dominującym przekazem.

Nie popieram natomiast neologizmów w tekście odautorskim w podręczniku szkolnym. To trochę tak, jakby dorosły zwracał się do dziecka niewymawiającego głoskę [r], naśladując jego sposób mówienia. W niczym mu w ten sposób nie pomaga.

Neologizmy mogą wspierać rozwój językowy dziecka, ale w nadmiarze pewnie mogą osłabiać proces kształtowania się mowy. Jak ze wszystkim w życiu, tak i w tym wypadku umiar wydaje się najwłaściwszy.

Komentarze (1)

Zaloguj się aby dodać komentarz

Neologizmy dziecięce to dowód na to, jak mądre są nasze pociechy :) Często owe "nowości językowe" wchodzą na stałe do języka rodziny i stają się swoistą wizytówką, znakiem rozpoznawczym. W mojej rodzinie takim neologizmem powszechnie używanym jest "sekawka" (czyli kawa od "zrobię se kawkę").

Anna Borowska

Okiem językoznawcy. Blog dr hab. Elżbiety Awramiuk

Z wykształcenia jestem językoznawcą polonistycznym. Swoje życie zawodowe związałam z Uniwersytetem w Białymstoku, gdzie obecnie pracuję na stanowisku profesora w Zakładzie Współczesnego Języka Polskiego na Wydziale Filologicznym. Jestem członkiem Polskiego Towarzystwa Językoznawczego, międzynarodowego stowarzyszenia International Association for the Improvement of Mother Tongue Education (IAIMTE), a także zespołów redakcyjnych dwóch czasopism: L1 – Educational Studies in Language and Literature oraz Białostockie Archiwum Językowe. Mimo pracy na uczelni miałam okazję poznać życie polskiej szkoły z wielu perspektyw. W latach 90. pracowałam jako polonistka w szkole średniej (wspominam ten okres jako fenomenalne doświadczenie zawodowe i osobiste), a potem wiele lat współpracowałam z białostockimi szkołami jako metodyk wprowadzający studentów w tajniki pracy nauczyciela polonisty. Poznawałam też szkołę z perspektywy rodzica dwojga dzieci. Moje zainteresowania naukowe dotyczą kształcenia językowego, lingwistycznych podstaw nauki czytania i pisania oraz fonologii i ortografii współczesnego języka polskiego. Wokół tych zagadnień będą koncentrowały się moje wpisy. Liczę, że kontakt z nauczycielami pozwoli mi skonfrontować mój punkt widzenia z ujęciem praktyków, a przy okazji – czego bardzo bym sobie życzyła – odnaleźć nowe interesujące obszary badawcze, interesujące także z tego powodu, że wypływające z realnych potrzeb ludzi zajmujących się edukacją. Gorąco zapraszam do lektury i wymiany poglądów.