Data wpisu:
Czy „cz” jest literą?
W wielu obszarach zdarza się, że jeden termin funkcjonuje w kilku znaczeniach. Polonista i nauczyciel wczesnoszkolny niemal na co dzień operują pojęciem litery, które – jak wynika z przeglądu podręczników, poradników metodycznych i prac językoznawczych – także nie jest jednoznaczne. Wspominam o tym, gdyż problem, choć może wydawać się błahy, ma pewne konsekwencje praktyczne.
W literaturze językoznawczej można spotkać dwie definicje litery. Literą nazywa się jednostkę alfabetu lub znak graficzny głoski. Pierwsze stanowisko definiuje literę od strony „technicznej”: litera jest najmniejszym znakiem graficznym, powtarzalnym, odtwarzalnym; z takich znaków buduje się teksty. Nie ma tu wprost odniesienia do brzmienia języka, gdyż litera jest elementem niższego stopnia opisu. Przyjęcie takiej definicji powoduje, że o wyrazie „czytelnia” powiemy, że składa się z 9 liter, a o znaku „cz” – że składa się z dwóch liter. Zgodnie z drugim stanowiskiem litera odnosi się do dźwięków. Przy takim zdefiniowaniu litery o wyrazie „czytelnia” powiemy, że składa się z 7 liter, bo znak „cz” (a także „ni”) uznamy za literę.
Konsekwencją przyjęcia pierwszej definicji jest definiowanie alfabetu jako ułożonego w ustalonym porządku zbioru wszystkich liter używanych do zapisywania tekstów danego języka. Alfabet polski przy takim założeniu liczy sobie 32 litery. Z kolei przyjęcie drugiej definicji skutkuje definiowaniem alfabetu jako listy jednostek graficznych odnoszących się do fonemów danego języka. Można wtedy powiedzieć, że polski alfabet składa się z 44 liter i taką definicję przyjmuje prof. Bronisław Rocławski, którego prace znane są szczególnie wśród nauczycieli przedszkolnych i wczesnoszkolnych.
Odpowiedź na tytułowe pytanie zależy zatem od sposobu definiowania litery. Zgodnie ze stanowiskiem traktującym literę jako jednostkę alfabetu znak cz składa się z dwóch liter. Jeśli literę definiuje się jako znak głoski, znak cz można nazwać literą. Nauczyciel, dokonując wyboru pomiędzy definicjami, powinien wziąć pod uwagę, która z nich jest najpopularniejsza, z którą uczeń zetknie się jako dorosły człowiek. Dobrze by było, aby terminy wprowadzane w szkole odpowiadały tym, którymi posługuje się większość społeczeństwa. Z wielu powodów (m.in. ze względu na sposób rozumienia pojęcia „alfabet” w różnego rodzaju słownikach) definicja pierwsza jest właściwsza.
Żadne pojęcie nie funkcjonuje w próżni. Przyjęcie jednej definicji powoduje, że wpływa ona na całą sieć zależności terminologicznych. Z tego względu nauczyciel powinien pamiętać, że nie można traktować definicji wybiórczo, przykładowo definiować literę jako znak głoski, ale alfabet – jako zbiór liter. To ważna uwaga, szczególnie w kontekście bogactwa dostępnych pomocy dydaktycznych. Podam przykład.
Nauczyciel w szkole ponadgimnazjalnej, pracując na jednym podręczniku, przygotowywał dodatkowe materiały dydaktyczne, korzystając z innego. W trakcie lekcji jeden z uczniów zauważył, że coś zgrzyta. Definicja z jednego podręcznika (neologizm to nowy wyraz utworzony zgodnie z zasadami słowotwórczymi danego języka) nie pasowała do ćwiczenia, w którym należało przyporządkować wyrazy do różnych typów neologizmów. Były wśród nich neologizmy słowotwórcze, frazeologiczne, semantyczne i zapożyczenia. Zgodnie z podaną na lekcji definicją, jedynie pierwsze były neologizmami, ale ćwiczenie zostało zaczerpnięte z drugiego podręcznika, w którym neologizm definiowano szerzej, jako nową jednostkę w języku. Błędu nie popełnili autorzy podręcznika, tylko nauczyciel, którzy pomieszał dwa sposoby opisu pewnego zjawiska.
Trzeba bardzo uważać, żeby system, którego używamy, tworzył spójną całość. Jeśli tak nie będzie, nauka o języku wyda się uczniom nielogiczna i stracą motywację do jej zgłębiania.

Komentarze (0)
Zaloguj się aby dodać komentarz