Zaloguj się

Menu

Kursy internetowe

Przyszłość dysleksji

Objawy dysleksji rozwojowej wynikają z nietypowego przebiegu pewnych procesów poznawczych. Te z  kolei mogą wynikać z nietypowego rozwoju mózgu, jego anatomii i fizjologii. Patrząc na dysleksję z tej perspektywy, łatwo byłoby ją uznać za problem uniwersalny: wszak ludzka anatomia, fizjologia i psychologia nie zmieniają się zbytnio z pokolenia na pokolenie. Taka uniwersalna, ahistoryczna perspektywa jest jedna błędna: dysleksja oraz wszelkie inne trudności rozwojowe są przecież wyrazem zarówno ludzkiej natury, jak i kultury. A ta druga zmienia się nieustannie, i często raptownie.

 

Podstawowym (choć nie jedynym) objawem dysleksji rozwojowej jest trudność w opanowaniu technicznej strony czynności czytania i pisania, czyli w poprawnym oraz szybkim odczytywaniu i zapisywaniu wyrazów. Z czego wynika, że dysleksja nie jest problemem w kulturach niepiśmiennych, i jest problemem niewielkim w kulturach, w których umiejętność czytania i pisania jest atrybutem stosunkowo nielicznej elity. Waga problemu dysleksji zapewne rosła stopniowo na przestrzeni ostatnich stu czy dwustu lat, wraz z wprowadzeniem powszechnego obowiązku szkolnego, stopniowym wydłużaniem czasu edukacji, rozbudową systemu egzaminów szkolnych, rosnącą rolą umiejętności czytania i pisania w życiu codziennym i stopniowym znikaniem zawodów „niepiśmiennych”.

 

Tak zapewne było; przypuszczam jednak, że obecnie obserwujemy zjawisko odwrotne: dysleksja staje się problemem coraz MNIEJSZYM. A dzieje się tak z dwóch powodów. Po pierwsze, wzrosła świadomość dysleksji, jej objawów i przyczyn. Negatywne atrybucje („głupie, leniwe dzieci, itd.”) są już rzadkością. Większej świadomości towarzyszy legislacja, która dostosowuje formy i wymagania egzaminacyjne do potrzeb i możliwości osób z dysleksją, jak również większa dostępność odpowiednich form pomocy (takich jak terapia pedagogiczna).

 

Drugim powodem, dla którego problem dysleksji maleje, są nowe technologie informacyjne, które zmieniają w sposób zasadniczy naszą formę kontaktu ze słowem pisanym. Oto niektóre przykłady:

  • „Słowo pisane” jest dziś niemal wyłącznie słowem drukowanym – na papierze lub ekranie komputera. Pisanie ręczne staje się umiejętnością niszową, zarezerwowaną niemal wyłącznie na potrzeby prywatne i nieformalne (notatki, itd.). W ten sposób maleje problem dysgrafii.
  • Rosną umiejętności elektronicznych edytorów tekstów (takich jak Word), które są coraz inteligentniejsze w wykrywaniu i poprawianiu błędów ortograficznych i gramatycznych popełnianych przez piszącego.
  • Gwałtownie rozwija się technologia rozpoznawania mowy. Zupełnie przyzwoite „mówiące” edytory tekstu, które poprawnie zapiszą przedyktowany tekst i – odwrotne – poprawnie przeczytają tekst widoczny na ekranie, są już powszechnie dostępne (np.  Dragon Naturally Speaking albo Windows Speech Recognition); niektóre nawet za darmo (tak jest przynajmniej w języku angielskim; polskie aplikacje tego rodzaju są chyba jeszcze w powijakach, ale na pewno pojawią się niedługo). Daje to dostęp do słowa pisanego osobom z bardzo poważną dysleksją, ale także osobom niewidomym lub np. sparaliżowanym.
  • Dynamicznie rozwija się rynek książek elektronicznych i ich czytników (takich jak Kindle Reader) które, dzięki technologii „elektronicznego atramentu”, nie męczą oczu tak, jak ekran komputera. Książki elektroniczne można czytać, ale można też odsłuchiwać, nawet i na własnym telefonie komórkowym. Chociaż nic nie zastąpi przyjemności kontaktu z „prawdziwą”, wydrukowaną książką czy gazetą, i takie staromodne nośniki na pewno nie znikną, coraz częściej będziemy korzystać z tekstu elektronicznego, odczytywanego lub odsłuchiwanego z odpowiedniego urządzenia.

 

Powyższe przykłady – a można by je mnożyć – układają się w pewną spójną całość. Technologia stopniowo zmiejsza techniczne trudności w dostępie do słowa pisanego, wynikające czy to z dysleksji, czy z trudności sensoryczno-motorycznych. I ten proces będzie postępował bardzo szybko. Jako specjaliści od dysleksji powinniśmy się z tego bardzo cieszyć. I nie musimy się przy tym obawiać, że zabraknie dla nas pracy. Zmieni się jedynie jej natura. To prawda, zapewne zmaleje znaczenie tradycyjnej terapii pedagogicznej, nastawionej wprost na poprawę umiejętności czytania i i pisania (choć nie wierzę, by potrzeba takiej terapii zniknęła zupełnie w dającej się przewidzieć przyszłości). Natomiast z  drugiej strony, wraz ze wzrostem roli technologii wzrośnie też konieczność panowania nad nią. Z technologii trzeba przecież umieć korzystać, i terapeuci przyszłości będą pewnie takimi przewodnikami po technologicznym świecie, pomagającym uczniom wydobyć z technologii pełen potencjał, dostosować ją do indywidualnych potrzeb w zakresie uczenia się. Na koniec – i to chyba najważniejsze – żadna maszyna ani jej oprogramowanie nie nauczą dziecka czytania ze zrozumieniem, budowania dobrych wypowiedzi pisemnych, planowania oraz kontrolowania własnego proces uczenia się; nie sprawią też, że dziecko będzie lubiło czytać, uczyć się i będzie ciekawe świata. Te wyzwania, wykraczające daleko poza problem dysleksji, będą zawsze w centrum zainteresowania dobrego nauczyciela-terapeuty.

 

Ciekaw jestem Waszych, Drodzy Czytelnicy, doświadczeń z technologiami informacyjnymi jako narzędziem - sposobem na pokonanie czy ominięcie trudności dyslektycznych.

Komentarze (6)

Zaloguj się aby dodać komentarz

Panie Michale,
opowiem troszkę o szkolnych i prywatnych doświadczeniach. Jeśli chodzi o szkołę, to pracuję w szkole podstawowej, która w tym roku przystąpiła do akcji "Szkoła z klasą 2.0" mającej na celu promowanie TIK czyli wlaśnie technologii informacyjno-komunikacyjnych. Otóż dzieci, które uczę to jest z klas IV-VI uwielbiają zajęcia w pracownii komputerowej, wykorzystywanie na lekcjach internetu, oglądanie i wykonywanie prezentacji multimedialnych, pracę z tablicą interaktywną. Jestem jak najbardziej za wprowadzaniem zdobyczy technicznych w nauczaniu i myślę,że nie ma się czego bać, maszyny nie zastąpią nauczycieli. Rola nauczyciela w nowej szkole, to jak Pan zauważył wprowadzanie dzieci w ten świat, uczenie poruszania się w nim, wiele jednocześnie my możemy się nauczyć od dzieci i bynajmniej nie tracimy przez to swojego autorytetu jak niektórzy uważają. A jeśli chodzi konkretnie o problemy dyslektyczne, to min. u mnie uczniowie mogą przynosić prace pisane komputerowo i wydrukowane lub przesłać mi na e-maila, sprawdziany drukuję stosując przyjazną dla uczniów z dysleksją czcionkę Comic Sans MS. W trakcie zajęć terapii pedagogicznej korzystam także z pracowni komputerowej, niestety większość stron internetowych ćwiczących poprawna pisownię oferuje zadania polegające na uzupełnianiu luk wyrazowych, które niewiele przynoszą pożytku, a często budzą frustrację uczniów.
To tyle jeśli chodzi o szkołę, choć można by pisać i pisać, ale chciałam choćby tylko wspomnieć o człowieku, który tak naprawdę otworzył mi oczy na problemy dzieci z dysleksją. Otóż mój partner życiowy jest osobą z dysleksją, studentem psychologii, który stara się, bym była coraz lepszą nauczycielką, bo nie chce, by uczniowie z dysleksją dziś przechodzili w szkole przez to, przez co on przeszedł. A niestety z jego opowieści wyłania się rozpaczliwy obraz dawnej polskiej szkoły. Jest mi autentycznie wstyd, bo wiem, że podobna niewiedza panuje i dziś. Nawiązując do osiągnięc techniki, to myślę,że Grzegorza bardzo ucieszyłby edytor tekstu, który poprawnie zapisuje w języku polskim podyktowany tekst. Sam stosuje wiele udogonień juz dostępnych, min. syntezator mowy, a wykłady nagrywa, bo robienie notatek jest karkołomnym wyczynem:)
To takich moje parę luźnych skojarzeń z dyskeksją i technologią informacyjno-komunikacyjną.
Przede wszystkim dziękuję Panie Marcinie za bardzo ciekawy blog!!!
Pozdrawiam

Monika Boniarczyk

To chyba z wrażenia ta pomyłka z imieniem, bardzo przepraszam Panie Marcinie!

Monika Boniarczyk

A ja dziękuję za bardzo ciekawe uwagi :) TIK to skrót, którego postaram się zapamiętać. Ciekaw jestem, jak Pani partner wykorzystuje syntentyzator mowy? Co do w pełni „mówiącego” edytora tekstu, miejmy nadzieję, że powstanie wkrótce; jeśli ktoś z Czytelników wie coś więcej niech napisze! Chyba warto się wymieniać informacjami o takich nowinkach.

Marcin Szczerbiński

Z braku czasu pozwolę sobie zgodzić się z Panią Moniką (podpisuję się obiema rękami), choć mój partner życiowy ma tylko dysgrafię. Pozdrawiam

Ewa Chudy

Chciałabym jeszcze dorzucić parę być może cennych wskazówek pomocnych osobom z dysleksją, a myslę,że i nie tylko, o ktorych opowiedział mi Grzegorz, pozwolę sobie go zacytować:
" W jaki sposób wykorzystuję syntezator mowy Expressivo? Otóż min. skanuję sobie materiały
ze studiów, zapisując w pdf, by program mógł odczytać tekst, a następnie
zapisuję to sobie w mp3, by móc słuchać tych tekstów będąc w ruchu. Mogę
też słuchając tekstu wodzić wzrokiem za tekstem, który widzę w oknie
komputera, w ten sposób kontroluję i usprawniam proces czytania. Tekst
słuchany ma też tę zaletę, że przerywając słuchanie i wracając do niego
program rozpoczyna tekst w przerwanym momencie, z tekstem pisanym jest ten
problem,że sporo czasu zajmuje mi odnalezienie miejsca, w którym skończyłem
czytanie.Syntezator mowy ma także tę właściwość,że można regulować prędkość
słuchanego tekstu, co pozwala mi na przesłuchanie tekstu szybciej, niż
przeczytanie go. Syntezator pomaga mi także przy tworzeniu tekstów
pisanych, odsłuchując je mogę wyłapać błędy językowe, stylistyczne
popełnione przy pisaniu."
Mam prośbę do czytelników tego bloga, by podzielili się własnymi doświadczeniami, wymiana myśli zawsze niesie ze sobą coś pozytywnego:)

Monika Boniarczyk

Pani Moniko – dziękuję Pani i Panu Grzegorzowi! To bardzo cenne uwagi. Mamy więc przynajmniej jeden użyteczny syntetyzator mowy dla języka polskiego. Znalazłem nieco informacji na jego temat w internecie, np tutaj: http://www.dobreprogramy.pl/Expressivo,Program,Windows,12840.html; znalazłem także filmik na YouTube ilustrujący jego działanie: http://www.youtube.com/watch?v=PKjRkHE_k-s

Odkryłem też inny polski syntetyzator mowy o nazwie IVONA reader (http://www.ivona.com/pl/reader/), choć nie jestem pewien czy nie jest to czasem inna wersja programu Expressivo – może P. Grzegorz będzie znał odpowiedź. Ciekaw też jestem ceny tych produktów: widzę że na probe można je ściągnąć za darmo, ale ile kosztują w stałym użyciu?

Opcja regulacji tempa czytanego tekstu wydaje mi się bardzo ciekawa i przydatna.

Czekam na dalsze wiesci o nowinkach technicznych!

Marcin

Marcin Szczerbiński

Marcin Szczerbiński

Blog dra Marcina Szczerbińskiego

Pochodzę z Bielska-Białej. W dzieciństwie miałem szczęście wędrować sporo po Beskidach i przeczytać wiele dobrych książek. Osobistych kontaktów z trudnościami w czytaniu i pisaniu miałem niewiele, czym jest dysleksja, dowiedziałem się właściwie dopiero w trakcie zajęć na czwartym roku studiów (psychologia, UJ – ach, piękny Kraków!), lecz problematyka ta szybko mnie zainteresowała. Zdecydowałem się napisać doktorat na temat psychologicznych mechanizmów uczenia się czytania i pisania. Ukończyłem go na University College London w 2001 roku. Przez dziesięć lat pracowałem jako wykładowca psychologii w instytucie logopedii na Uniwersytecie w Sheffield, ucząc głównie psychologii rozwojowej, metodologii badań, statystyki oraz problematyki czytania, pisania i dysleksji. W styczniu 2011 raz jeszcze zmieniłem kraj: obecnie pracuję w instytucie psychologii na uniwersytecie w Cork (Irlandia). Mam też trochę doświadczeń w pracy jako nauczyciel angielskiego, tłumacz i statystyk. Na moim biurku w pracy stoi bursztynowa róża – odznaka honorowego członkostwa Polskiego Towarzystwa Dysleksji, z której jestem bardzo dumny. Pytany o moje zainteresowania naukowe odpowiadam: „Wszystko, co wiąże się z fenomenem czytania i pisania” . O tym też będzie ten blog. Historia pisma; psychologiczne mechanizmy uczenia się czytania i pisania; metodyka nauczania tych umiejętności; analfabetyzm funkcjonalny; dysleksja, dysgrafia i dysortografia, ich mechanizmy, diagnoza i terapia – oto niektóre z tematów, które chciałbym poruszyć. Zapraszam do lektury i do dyskusji!