Zaloguj się

Menu

Kursy internetowe

Pokonferencyjnie

Ponad trzystu uczestników konferencji Polskiego Towarzystwa Dysleksji rozjechało się w swoje strony. Dla mnie konferencja była bardzo intensywna – oficjalnym wykładom i warsztatom towarzyszyły liczne kuluarowe dyskusje,  że o długich nocnych Polaków rozmowach nie wspomnę Wink. Powinienem więc czuć się zmęczony. A nie jestem – czuję, że moje akumulatorki zostały podładowane. Sporo się nauczyłem. Oto przykład.

 

Na warsztatach Izabeli Pietras rozważaliśmy potencjał twórczego pisania  i możliwości, jakie ono oferuje w kontekście terapii pedagogicznej. Tradycyjna terapia pedagogiczna próbuje usunąć objawy trudności (np. błędy ortograficzne); a w pewnym stopniu nawet usunąć lub chociaż zredukować ich przyczyny (defity poznawcze, czy nieefektywne style przetwarzania informacji). W takim ujęciu, terapia koncentruje się na problemie – próbuje go usunąć, zmniejszyć, czy chociaż skompensować. To niewątpliwie potrzebne, kłopot w tym, iż uczniowi z trudnościami może brakować motywacji do takich działań. Po co bowiem mozolnie pracować nad ortografią, czytelnym pismem, czy płynnym czytaniem? Może po to, aby uniknąć problemów w szkole lub mieć lepsze oceny, ale to motywacja krótkotrwała i powierzchowna. Naprawdę długotrwały wysiłek podejmie chyba tylko ten, kto wie, że WARTO czytać, i że WARTO pisać – że coś się w ten sposób odkrywa, przeżywa, wyraża – że jest to frajda. Właściwie idealna sytuacja terapeutyczna zachodzi wtedy, kiedy ktoś po prostu czyta i pisze z przyjemnością, bo tego potrzebuje i chce, zaś cała “techniczna” terapeutyczna praca nad płynnością, pisownią, gramatyką, itd. dokonuje się przy okazji.

 

Jednak wielu uczniów uczestniczących w zajęciach terapii pedagogicznej nigdy naprawdę nie przeżyło czytania i pisania jako wartości, nie doświadczyło radości z nich płynących. Ale możemy im w tym pomóc. Wasztaty Izabeli Pietras sugerowały, że można to zrobić bawiąc się w pisanie – form literackich nietypowych, krótkich, czasem zabawnych. Dwa przykłady, które wypróbowaliśmy na warsztatach wyglądały następująco:

 

-         Napisz dwa bardzo krótkie teksty opisujące ciebie samego. Jeden z nich powinien być całkiem prawdziwy, drugi zawierać spore elementy fantazji i zmyślenia (choć oczywiście wyglądającego prawdopodobnie). Przeczytaj głośno oba teksty. Słuchacze niech je przedyskutują i drogą głosowania wybiorą ten ich zdaniem prawdziwy. Potem im powiesz, czy zgadli

 

-         Wybierz jakąś dobrze ci znaną osobę, lubianą lub nie, i opisz ją jako pejzaż – krajobraz. Przeczytany przez Ciebie opis może znów stać się tematem dyskusji (jak interpretować ten pejzaż? Kim jest tak opisana osoba?)

 

Bawiliśmy się przy pisaniu, czytaniu i zgadywaniu dobrze, niektóre teksty – choć stworzone naprędce – były literacko znakomite. Np. opis własnego męża jako pola, tradycyjnej, średniowiecznej trójpolówki, której dwie części rodzą plony różnego rodzaju, a trzecia, leżąc odłogiem i regenerując się,  jeno osty i ciernie… Smile. Jednak dla mnie najważniejsze było uświadomienie sobie na nowo pewnej podstawowej zasady: jeśli uczeń nie odkryje, że pisanie i czytanie są wartościowe, ciekawe i fajne, przegraliśmy. To właśnie jest najważniejsze.

 

Autorka warsztatu zarekomendowała książkę Agnieszki Wypych “Wspieranie werbalnego rozwoju dziecka w oparciu o eksperymenty językowe, tropy stylistyczne i dobrą literaturę”, która zawiera mnóstwo pomysłów na twórczą zabawę językiem, na poziomie pojedynczych wyrazów jak i całych tekstów. Zabaw, które  mogą stanowić znakomity dodatek do zajęć terapii pedagogicznej (np.  Ortograffiti). Inspiracji można zresztą szukać wszędzie. Na przykład w niepoważnej poezji. Istnieje wszak długa tradycja poetyckiej zabawy językiem, której znakomitymi polskimi przedstawicielami są Stanisław Barańczak czy Wisława Szymborska, której limeryki, moskaliki i lepieje  opublikowano w kilku zbiorach. Albo u Stanisława Lema, który opublikował zbiór dyktand, pełnych absurdalnego dowcipu. Nie każdemu spodoba się estetyka tych utworów, czasem lekko zbereźna lub okrutna, ale można ją przecież zaadoptować na szkolne potrzeby. Dzieci mogą pisać własne, śmieszne rymowanki czy inne formy wierszowane, według zasugerowanego przez nas wzorca. Albo tworzyć własne dyktanda, jak najtrudniejsze i jak najzabawniejsze. Konkurs na dyktando – to jest coś! Oczywiście te próby będą na pewno zawierały wiele błędów ortograficznych, ale na ich poprawę (też samodzielnie przez ucznia, ze słownikiem) czas przyjdzie później.

 

Bo właśnie: o jednej ważnej rzeczy nie powiedziano niestety w czasie warsztatów wyraźnie. Kiedy prowadzi się ćwiczenia nad twórczym pisaniem, należy zapomnieć na chwilę o poprawności ortograficznej, gramatycznej i wszelkiej innej. Chodzi o to, by pisać jak najwięcej i jak najoryginalniej, i jak najlepiej się przy tym bawić. To nie miejsce i czas na poprawianie błędów. Podobnie jak w nauce języka obcego. Jeśli ktoś mówi niewiele, i obawia się mówić, to nie pomożemy mu, przerywając, aby poprawić błędy. Trzeba go zachęcić do mówienia jak najwięcej, wszystko jedno jak. Błędy – i to też tylko te największe – należy poprawić dopiero później, kiedy już się wypowie.

 

Niestety nie we wszystkim, co działo się na konferencji mogłem uczestniczyć (ominęły mnie np. warsztaty  Elżbiety Szali o metodach nauczania na odległość w terapii pedagogicznej). Kto był, niech się tu podzieli swymi wrażeniami! Z tych, i wszelkich innych ciekawych konferencyjnych spotkań.

 

Ubolewam jedynie, że program był zbyt napięty, i zabrakło czasu na pytania i dyskusje. Myślę, że koniecznie, aby po każdym wystąpieniu przeznaczyć na to minimum 10 minut, najlepiej więcej. To, o czym mówią prelegenci może być niejasne – trzeba o coś dopytać – albo kontrowersyjne – warto wyrazić i uzasadnić zdanie odrębne. Wszak nie tylko prelegenci ale też słuchacze, mają wiedzę i doświadczenia, które mogą być przydatne dla innych. Poszedłbym jeszcze dalej: oprócz 10-15 minut po każdym wystąpieniu, przeznaczyłbym 1 godzinę na końcu dnia na ogólną dyskusję wszystkich wystąpień. Może w formie warsztatowej, w podgrupach… Specyficznych form wymiany myśli, które możnaby tu zastować, jest kilka – chodzi o to, by stworzyć okazję do ich wymiany.

 

Myślę, że wielkie uznanie należy się Przewodniczącej PTD Ewie Jakackiej, która wolała pozostawać w cieniu, lecz bez jej ciężkiej pracy, i pracy jej zespołu, konferencja nie doszłaby do skutku.

Komentarze (0)

Zaloguj się aby dodać komentarz

Marcin Szczerbiński

Blog dra Marcina Szczerbińskiego

Pochodzę z Bielska-Białej. W dzieciństwie miałem szczęście wędrować sporo po Beskidach i przeczytać wiele dobrych książek. Osobistych kontaktów z trudnościami w czytaniu i pisaniu miałem niewiele, czym jest dysleksja, dowiedziałem się właściwie dopiero w trakcie zajęć na czwartym roku studiów (psychologia, UJ – ach, piękny Kraków!), lecz problematyka ta szybko mnie zainteresowała. Zdecydowałem się napisać doktorat na temat psychologicznych mechanizmów uczenia się czytania i pisania. Ukończyłem go na University College London w 2001 roku. Przez dziesięć lat pracowałem jako wykładowca psychologii w instytucie logopedii na Uniwersytecie w Sheffield, ucząc głównie psychologii rozwojowej, metodologii badań, statystyki oraz problematyki czytania, pisania i dysleksji. W styczniu 2011 raz jeszcze zmieniłem kraj: obecnie pracuję w instytucie psychologii na uniwersytecie w Cork (Irlandia). Mam też trochę doświadczeń w pracy jako nauczyciel angielskiego, tłumacz i statystyk. Na moim biurku w pracy stoi bursztynowa róża – odznaka honorowego członkostwa Polskiego Towarzystwa Dysleksji, z której jestem bardzo dumny. Pytany o moje zainteresowania naukowe odpowiadam: „Wszystko, co wiąże się z fenomenem czytania i pisania” . O tym też będzie ten blog. Historia pisma; psychologiczne mechanizmy uczenia się czytania i pisania; metodyka nauczania tych umiejętności; analfabetyzm funkcjonalny; dysleksja, dysgrafia i dysortografia, ich mechanizmy, diagnoza i terapia – oto niektóre z tematów, które chciałbym poruszyć. Zapraszam do lektury i do dyskusji!