Zaloguj się

Menu

Kursy internetowe

Parszywa trzynastka

 

Gimnazjalna klasa… straszliwe pole bitwy, z której żaden nauczyciel nie wyjdzie bez ran? Może i tak – ale chyba nie zawsze i nie do końca. Przeczytajcie, Moi Mili, gościnny wpis zaprawionej w gimnazjalnych bojach Anny Adryjanek.

***

Nie ma nic gorszego niż trzynastka rozwydrzonych gimnazjalistów na lekcji języka polskiego. Myśli sobie tak Krysia, nowa nauczycielka, która zastępuje koleżankę na urlopie macierzyńskim. Jak ona prowadziła lekcje? Jak się to udawało? Od dwóch tygodni próbuję wszystkiego i tylko na dwóch lekcjach jakoś pracowali. Pozostałe godziny to porażka. Przekrzykują się, nie zapisują nic w zeszytach, komentują wrogo uwagi swoich kolegów lub siedzą bezmyślnie i nie robią nic. Chaos w klasie zwiększa się. Krysia robi karne kartkówki, które nie wywołują w winowajcach żadnego wrażenia, a gdy się przymila i chwali, włażą jej na głowę. Chyba nie mają potrzebnych wiadomości, bo komentarze nie budzą wątpliwości, że przerabiany materiał z podręcznika ich nie bawi, nie zachwyca, chociaż powinien zachwycać, bo ktoś przecież właściwie dobiera teksty do pracy na lekcjach, zgodnie z wiekiem uczniów, którzy z nich korzystają.

Krysia popada w większą frustrację, zadaje do domu gigantyczne zadania, których i tak parszywa trzynastka nie czyta i nie wykonuje, a rodzice chodzą na skargę do dyrektora, że pani zgłupiała, bo zadaje więcej niż fizycznie da się zrobić w ciągu jednego popołudnia. Historia kończy się niedobrze, bo Krysia wątpi w swoje dydaktyczne talenty, jest zgryźliwa, ironiczna w stosunku do uczniów, oni odpłacają pięknym za nadobne. W czerwcu może nawet dobrze zapowiadająca się nauczycielka rezygnuje z pracy w szkole i idzie do wydawnictwa szlifować kompetencje komunikacyjne w kontakcie z książkami, które redaguje.

Historia może się jednak zakończyć inaczej.

Po kilku lekcjach z parszywą trzynastką Krysia sięga po dane uczniów. Zrobi porządny research, bo jest nowoczesną i mądrą kobietą, mimo że nie ma swoich dzieci. Przegląda nie tylko papiery, opinie, i ankiety z sekretariatu, rozmawia z wychowawcami i samymi uczniami. Nie siedzi już w pokoju nauczycielskim, bo starzy wyjadacze patrzą na nią z góry, a może z politowaniem, że tak sobie nie radzi. No na korytarzu zagaduje uczniów, podsłuchuje ich rozmowy. Wydają się całkiem normalni, nawet sympatyczni i inteligentni! Mówią poprawnie, oj, tak, niektórzy są wygadani!, myślą, oj myślą! Zagaduje Krysia: Jak spałeś? Coś niewyraźny jesteś? Czytałeś całą noc? A co? A taką książkę znasz? O super, mam podobne zdanie. Grałeś, a jaka grafika w tej grze? Na fejsie tak napisała? Ale to niedopuszczalne, nie wywnętrzniaj się przed nią, bo wykorzysta to i ci dopiecze. Musisz uważać. Ale zdjęcie wrzuciłaś niezłe. I tak parę tygodni.

Okazało się, że każdy z parszywej trzynastki ma jakąś historię, jakieś pasje, jakieś zdolności. Jedna rysuje, nałogowo, w brulionie. Opowiada do tych rysunków niesłychane historie. Okazało się, że kilka z nich jest komentarzem do omawianych wierszy. A jak mówi, jak myśli, jak interpretuje przy tym! No, kontrastu w tonie wypowiedzi każdej zwrotki to ja nawet nie zauważyłam, ale jest ten kontrast, ma rację ta mała. Potrafi dowieźć swojego zdania! Nie notuje na lekcji, bo ma dysgrafię i inne dys... Gubi się. Gdy się koncentruje na zapisywaniu, to gubi tok lekcji i właściwie to nie wie, co ma zapisywać, a w ogóle to i tak nie potrafi się rozczytać, więc to bez sensu.

Inny ancymon, ten, co ma dynamit w tylnej części ciała, ciągle się rusza, nawet na przerwie. Mówi do kogoś coś i klika w komórę, a przy tym robi takie ewolucje, na które Krysia mogła sobie pozwolić w podstawówce! Ale fajny on jest, surfer, jakieś ma osiągnięcia, mistrz świata czy coś, właśnie wrócił opalony z jakichś zawodów w egzotycznych krajach. Jak on opowiada o tym sprzęcie, falach i tych innych… Jak gestykuluje przy tym, o poczęstował mnie czipsami z torebki!

Tamten trzeci jakoś się tak porusza niezgrabnie, choć ledwie zauważalnie, a tak, w opinii jest, że po dziecięcym porażeniu mózgowym, ale ma wiedzę na temat samolotów! Wow, rzuca danymi technicznymi, pokazuje model temu drugiemu, co chodzi ubrany jak traper i jest wegetarianinem. Boże, co za rodzice, żeby dziecko bez mięsa wychowywać. Ale co on wyjmuje, jakieś zielsko, chwasty po prostu. Podchodzi Krysia, a on cały wachlarz zielska. Może pani chce spróbować, szczawik zajęczy i podagrycznik, bardzo dobry na wiosnę, podobnie smakuje jak młoda marchewka, a może kawałek boczniaczka, świeżo zerwany, już właściwe nie rosną, ale jest chłodna wiosna, więc właśnie go znalazł na wzgórzu za podwórkiem szkolnym. O! Proszę pani, na długiej przerwie, przez pół godziny, to można wejść na szczyt wzgórza morenowego, o tego! i obejrzeć wszystkie zwalone buki!

Myśli Krysia coraz cieplej o parszywej trzynastce. Poznaje wszystkich. Są ludźmi! Mają koty, psy, rozwiedzionych rodziców, profil na fejsie, za małe buty i ból brzucha na czwartej lekcji.

Poznaje także ich umiejętności, niektórzy świetnie opowiadają, niektórzy źle piszą, niektórzy piszą wiersze, niektórzy nie wiedzą, co to rzeczownik, niektórzy wymyślą skecz z rzeczownikiem w roli głównej.

A więc to tak, myśli Krysia, będę normalna! Po pierwsze żadnych gierek z mojej strony, ani jednego słowa, które godzi w te ich psy, koty, aparaty na zębach i bóle brzucha. Muszę być normalna i tę ich normalność na lekcji wykorzystać.

Tak też się dzieje. Krysia pilnuje toku lekcji. Stara się, żeby zanotowali we właściwym porządku i formie, wszystko, co potrzebne, żeby odtworzyć tok lekcji – tok postępowania i działań z materiałem tekstowym. Robią wspólne mapy myślowe, wykresy i rysunki, nawet EKG emocji Tadeusza, który wraca ze szkół do Soplicowa! Jak to możliwe? Zbadali frekwencję czasowników we fragmencie tekstu, określili emocjonalność każdego z nich i przełożyli na wykres. Ale było zabawy! A jaka potem fachowa interpretacja! Nawet nie zauważyli, że uczą się przy tym określania funkcji szczególnego słownictwa! A ile sporów! A ile „Ja sadzę...”, a ile „Nie masz racji, bo...” Serce Krysi rosło, bo dyskusje zaczęły przypominać w końcu dyskusje. Musiała przestawić nawet ławki w podkowę, bo widzieli wtedy siebie i ze sobą rozmawiali, a nie tak jak na początku - odpowiadali na pytania.

Krysia zauważyła, że inaczej niż wcześniej formułuje pytania. Zrezygnowała z tych konkretnych, na które odpowiadali jednym słowem, nawet nie zdaniem. Gdy wcześniej pytała: „Kto mówi w tekście?”, odpowiadali: „Podmiot liryczny”. Ale gdy zapytała kiedyś, a właściwie nie zapytała, tylko dała zadanie do wykonania: „Spróbujcie mi opowiedzieć jak najwięcej o człowieku, który wypowiada się w tekście”, to już była cała dyskusja, bo się spierali o nastroje, światopoglądy, doświadczenia, perspektywę patrzenia i takie! A już gdy Wilkan (ten traper niemięsny) użył argumentu w kłótni z koleżanką: „No spójrz, mówi „mrówka”, a potem „obłoki płyną”, to popatrz  jak ten podmiot liryczny patrzy na świat. Najpierw pod nogi, potem w górę, potem dopiero wypowiada refleksję! To człowiek, który nie żyje obok świata, ale patrzy na świat, a ten świat nie daje mu zapomnieć o czymś ważniejszym!”, Krysia była wniebowzięta.

Tak od kroczku do kroczku okazało się, że można pracować nad jakimkolwiek materiałem, „Panem Tadeuszem”, wierszem Miłosza, fragmentem prozy Sapkowskiego. Razem badali nawet to, co w podręczniku wcześniej było nudne. No właśnie „razem badali”. Krysia przychodziła na lekcję otwarta, ciekawa, co będą mieli do powiedzenia, ciekawa, jak rozwinie się cały jej tok. Skupiała się na podchwytywaniu ich spostrzeżeń i brnęła za głosem ich intuicji.

Arkadyjskość w „Panu Tadeuszu”.  Fragment przed oczami, czytanie, studiowanie. Wilkan wypala: „Mickiewicz nie zna się na przyrodzie! To wszystko nie ma sensu, w jednym czasie nie rośnie to wszystko, nie wykonuje się naraz tych wszystkich prac polowych!” Krysia przyzwoliła, wszyscy, dawaj, łapią Mickiewicza za słówka. Podzielili się na grupy, studiują wyrazy, pytają, czy mogą używać komórek, bo muszą sprawdzać te dzięcieliny, użątki i inne.  Zapisują, jedni w słupkach, inni w tabelach, jeszcze inni rysują. Skończyli. Pojawia się wątpliwość. Eee, Mickiewicz musiał się na tym wszystkim znać, bo jak by się nie znał, to nawet takich wyrazów by nie używał, a on przecież jeszcze stosuje epitety, właściwe, bo gryka faktycznie kwitnie na biało, o, na zdjęciu wyraźnie widać - pokazuje ktoś telefon. No to po co to wszystko? A co to ta arkadyjskość, a jak to w całości wygląda w tym fragmencie, a musimy dokładnie przeczytać życiorys, jeszcze możemy z tych komórek? I tak dobrnęli do jakiś zadowalających ich odpowiedzi. No i fajnie! To napiszcie samodzielnie taki arkadyjski tekst, mówi Krysia, o kawałku swojego podwórka lub placu zabaw. A mogę wierszem? A ja mogę w opowiadaniu? A ja mogę na jutro, czy jak zwykle „na za tydzień”?

Dzisiaj Krysia już nie chce pracować w wydawnictwie, dobrze się czuje ze swa parszywa trzynastką.

 

***

Czekam na Wasze opowieści i anegdoty z gimnazjalnych (i nie tylko) klas. Rok szkolny zmierza ku końcowi, czasu będzie więcej… piszcie!

 

 

Komentarze (0)

Zaloguj się aby dodać komentarz

Marcin Szczerbiński

Blog dra Marcina Szczerbińskiego

Pochodzę z Bielska-Białej. W dzieciństwie miałem szczęście wędrować sporo po Beskidach i przeczytać wiele dobrych książek. Osobistych kontaktów z trudnościami w czytaniu i pisaniu miałem niewiele, czym jest dysleksja, dowiedziałem się właściwie dopiero w trakcie zajęć na czwartym roku studiów (psychologia, UJ – ach, piękny Kraków!), lecz problematyka ta szybko mnie zainteresowała. Zdecydowałem się napisać doktorat na temat psychologicznych mechanizmów uczenia się czytania i pisania. Ukończyłem go na University College London w 2001 roku. Przez dziesięć lat pracowałem jako wykładowca psychologii w instytucie logopedii na Uniwersytecie w Sheffield, ucząc głównie psychologii rozwojowej, metodologii badań, statystyki oraz problematyki czytania, pisania i dysleksji. W styczniu 2011 raz jeszcze zmieniłem kraj: obecnie pracuję w instytucie psychologii na uniwersytecie w Cork (Irlandia). Mam też trochę doświadczeń w pracy jako nauczyciel angielskiego, tłumacz i statystyk. Na moim biurku w pracy stoi bursztynowa róża – odznaka honorowego członkostwa Polskiego Towarzystwa Dysleksji, z której jestem bardzo dumny. Pytany o moje zainteresowania naukowe odpowiadam: „Wszystko, co wiąże się z fenomenem czytania i pisania” . O tym też będzie ten blog. Historia pisma; psychologiczne mechanizmy uczenia się czytania i pisania; metodyka nauczania tych umiejętności; analfabetyzm funkcjonalny; dysleksja, dysgrafia i dysortografia, ich mechanizmy, diagnoza i terapia – oto niektóre z tematów, które chciałbym poruszyć. Zapraszam do lektury i do dyskusji!