Zaloguj się

Menu

Kursy internetowe

Nauczycielka w czasach zarazy: list z frontu.

Moja koleżanka Monika Boniarczyk – nauczycielka szkoły podstawowej w Lubaniu (Dolnym Śląsk) – wysłała mi list, w którym obszernie odpowiada na pytania, jakie postawiłem w moich dwóch ostatnich blogowych wpisach. Za zgodą autorki umieszczam jej list tutaj, jako osobny wpis raczej niż komentarz – bo na to zasługuje.

 

Czekam na wasze reakcje

 

****

 

Nauczycielka w czasach zarazy

 

Na początku zaznaczam, że wszystko co tu napiszę, to  tylko moje przemyślenia, zdaję sobie sprawę, że nie wszyscy się z nimi zgodzą.

 

Ale od początku

 

Chaos

Chaos zapanował na krótko przed ogłoszeniem przerwy w zajęciach szkolnych. Przez kilka dni żyliśmy w napięciu, niby realizując wszystkie szkolne plany: wyjścia do kina, zaplanowane lekcje, klasówki, ale czuliśmy, że sytuacja jest niecodzienna, na każdej niemal lekcji wdrażałam profilaktykę: przypominałam uczniom o właściwej higienie, co robić, by uniknąć zarażenia koronawirusem Covid-19, w klasach pojawiły się żele antybakteryjne, z których korzystali uczniowie, co chwilę też dostawaliśmy komunikaty, które trzeba było przekazywać rodzicom. Często były to załączniki, a Vulcan, w którym mamy dziennik elektroniczny nie pozwalał jeszcze wtedy na ich przesyłanie, więc korzystałam z prywatnego adresu e-mail.  Komunikat gonił komunikat, każdy kolejny odwoływał poprzedni. Pamiętam dzień 12 marca, szliśmy do kina, a dzieci zdezorientowane pytały czy jutro pójdą do szkoły, a ja nie potrafiłam im powiedzieć jak będzie. Gdy wyszliśmy z kina, one już wiedziały, my z resztą też- bo sprawdziliśmy informacje w internecie, że zajęć nie będzie. Wtedy wiedzieliśmy, że zajęcia odwołano do 25 marca. Następnego dnia przyszliśmy do pracy, do szkoły przyszła tylko trójka dzieci, (pracuję w szkole, gdzie jest ich ponad 500) a my zajmowaliśmy się wysyłaniem  ich rodzicom informacji jakie zadania zlecamy na  czas dwóch tygodni. Uczę języka polskiego, poprosiłam więc uczniów o wybranie książki do przeczytania, o której opowiedzą po powrocie. A dla swoich ósmaków przygotowałam lekcję powtórkową do egzaminu ósmoklasisty, korzystając z osobistego konta gmail i zakładając classroom. O ja naiwna, wtedy myślałam, że naprawdę wszystko skończy się w ciągu tych 2 tygodni!

 

Wściekłość

To uczucie pojawiło się, gdy słuchałam najpierw niefrasobliwych, a później wręcz obraźliwych wypowiedzi Ministra Edukacji o nauczycielach. Wypowiedź, że właściwie w połowie marca wszystkie szkoły mają już zrealizowaną podstawę programową wprawiła mnie w osłupienie. A gdy stwierdził, że 90 % szkół jest przygotowanych  na zdalne nauczanie i nauczyciele mogą teraz pokazać, że potrafią coś więcej niż tylko strajkować, poczułam wściekłość i byłam głęboko dotknięta tą niesprawiedliwą oceną. Minister mówił przecież o mnie, bo byłam w grupie strajkującej w zeszłym roku. Nie tego oczekiwałam od szefa MEN!

 

Mobilizacja

Postanowiłam nie oglądać się na MEN, wiedziałam, jak tysiące innych nauczycieli, że tam wsparcia nie znajdę. Zajęłam się przygotowaniem  na wyzwanie jakie mnie czekało. Decyzja ministra o nauczaniu zdalnym spowodowała wzmożenie w sieci. Setki informacji o aplikacjach, stronach, które można wykorzystać. Siedziałam godzinami przy komputerze i oglądałam, uczyłam się korzystać. Zajmowało  mi to bardzo dużo czasu, około 8-10 godzin dziennie, a należę do nauczycieli, którzy TIK wykorzystywali na lekcjach, znam mnóstwo aplikacji, które świetnie sprawdzają się do w pracy z dziećmi, często prowadzę zajęcia wykorzystując metodę BYOD- Przynieś swój sprzęt, to co powiedzieć o kimś, kto tego nigdy wcześniej nie robił, a nagle w ciągu 2 dni miał to wszystko opanować?! W dodatku to co ja robiłam do tej pory, to nie było zdalne nauczanie, a wykorzystywanie TIK w nauczaniu stacjonarnym. W głowie pojawiały się myśli o tym, że przecież nie wszyscy uczniowie mają dostęp do laptopa, internetu, nie wszyscy są zaawansowani technologicznie, nie wszyscy mają własny pokój i ciszę, bezpieczne warunki do nauki, że przecież wszyscy żyjemy teraz w ogromnym stresie, że dzieci najzwyczajniej w świecie boją się teraz o siebie, swoich najbliższych, a może właśnie boją się tych najbliższych, bo zostaliśmy zamknięci wszyscy w swoich mieszkaniach,  a ja mam udawać, że tego wszystkiego nie ma i realizować podstawę programową?  A co z tymi, którzy mają dysleksję? Przecież potrzebują więcej czasu, aby coś opanować, nowe aplikację, nowy sposób komunikowania się z nauczycielem, a stres w tym przeszkadza. A co z ocenianiem, jak zdając sobie sprawę z tych wszystkich ograniczeń i całej złożoności obecnej sytuacji stawiać oceny do dziennika?

I rozterki osobiste: czy mi wystarczy internetu na to wszystko? Mam przecież ograniczony dostęp. Jak się przełamać, by prowadzić spotkania na żywo? Jak mam zorganizować swoje życie osobiste, skoro spędzam w pracy 10-14 godzin?

 

W takich sytuacjach rozmawiałam z koleżankami, kolegami, pisałam na forach, słuchałam webinarów i wszystkim stawiałam te same pytania co sobie. Co zrobić, by nie krzywdzić i nie wykluczać, by nie dokładać stresu dzieciom , ich  rodzicom i samemu sobie?

 

Zmiana w myśleniu

Nic nigdy nie zmieni się w polskiej edukacji, jeśli zmiany nie zajdą najpierw w myśleniu  nauczycieli!

Przekonałam się o tym na własnej skórze, jak trudno mi było zrozumieć, że dostosowanie wymagań dla ucznia z dysleksją, to nie łatwiejsze zadania, traktowanie go jak osoby o obniżonym ilorazie inteligencji, tylko wydłużenie czasu, zmniejszenie ilości przykładów. Dlaczego nie chciałam tego zrozumieć? Dlatego, że wszyscy nauczyciele wokół mnie robili tak jak ja, czyli to My mamy rację. Dziś strasznie się tego wstydzę, ale zrozumiałam to, bo otworzyłam się na rzetelną wiedzę. Niestety, szkolenia dla nauczycieli często także dzisiaj są na bardzo niskim poziomie, bazują na informacjach, które dawno już zostały podważone i zweryfikowane, choćby te nieszczęsne ćwiczenia Dennisona, które wciąż są traktowane jako właściwa terapia  dla dzieci z nieharmonijnym rozwojem. Niestety pseudonauka kwitnie i ma się dobrze, a niektórzy nauczyciele świadomie lub nie rozpowszechniają ją.

Dlaczego piszę w ogóle o zmianach? Otóż obecna sytuacja, stresująca dla wszystkich, spowodowała, w moim mniemaniu, że bardziej kurczowo trzymamy się tego co znane, oswojone, a niestety szkolna rzeczywistość to dla wielu nauczycieli: prowadzenie lekcji, które nijak się mają do rzeczywistości, wymaganie wiadomości od uczniów,  egzekwowane stawianiem stopni, natomiast dla dzieci: otrzymywanie stopni za każdą pracę. Jesteśmy jak wytresowane małpki (nie obrażając małp), dzieci nie zrobią niczego, jeśli nie dostaną oceny, a my musimy wszystko oceniać stopniem, bo przecież wymaga tego od nas dyrektor. Zabiliśmy w dzieciach chęć uczenia się dla przyjemności, robienie czegoś z pasji. Całe ocenianie kształtujące wzięło w łeb. Szkoła jaką znają uczniowie, dla większości z nich nie jest niczym przyjemnym, a w obecnej sytuacji przenosimy im to do domów, odwzorowane 1:1. Dom, który był dla wielu bezpieczna przystanią, miejscem odpoczynku, nagle staje się także tą nielubianą szkołą. Czy można inaczej? Można, a nawet trzeba! W wielu miejscach pojawiają się komentarze, że oto nauczyciele mają szansę zrobić coś z sensem! Być tutorem, przewodnikiem, a nie tylko odpytywaczem! Ja też tak uważam, możemy znów pokazać dzieciom, że uczenie się może być przyjemne, możemy pobudzać ich kreatywność, dawać namiastkę normalności, budować relacje, wspierać. To wszystko jest możliwe jeśli zmienimy myślenie, odejdziemy od schematów.

 

Jak organizuję sobie pracę z dziećmi?

Jeśli chodzi o technologię: pracuję na Classroomie- aplikacji google-a, obecnie mamy założone szkolne konto G-suite, wielu nauczycieli przeniosło tu swoje lekcje. Classroom daje możliwość tworzenia klas i poszczególnych lekcji- projektów, można tam korzystać z wszystkich aplikacji przypisanych do poczty: tworzyć dokumenty, pracować na dysku  z uczniami, tworzyć formularze, prezentacje, korzystać z kalendarza, organizować spotkania na żywo- w apce: Meet, dołączać pliki, linki, filmy z YouTube.

 

Wykorzystuję też aplikację Quizizz, która jest kompatybilna z Classroomem, można grać na żywo podczas spotkań on-line, ale można też udostępnić grę uczniom wyznaczając czas na  wypełnienie quizu.

 

Natomiast co do treści: postanowiłam dostosować to co robię do rzeczywistości w jakiej się znajdujemy, wcześniej też tak często robiłam, bo przecież nie mamy obowiązku realizować podręcznika, a podstawę programową. Zapominają o tym czasem nauczyciele, niektórzy  rodzice też wolą, gdy nauczyciel po prostu realizuje tematy po kolei z podręcznika. Takie głosy od rodziców pojawiały się i tym razem, rodzice dzieci z klas młodszych prosili o pracę z podręcznikiem w zeszytach i wysyłanie zdjęć –taki model był łatwiejszy dla nich do ogarnięcia.

 

Zdając sobie sprawę z trudności, akceptuję różne formy wykonanej pracy, jeśli dziecko woli wykonać zadanie ręcznie w zeszycie, robi to w ten sposób, wysyłając zdjęcie, kto potrafi i ma możliwość, robi to w pliku, to ma ochotę i może, ten łączy się on-line na Meet. To co robię z uczniami to nawiązanie do tego, co ich bezpośrednio dotyka. Pierwsze zadanie, jakie pisali moi uczniowie- kartka z pamiętnika z czasów epidemii- dało mi cząstkową wiedzę na temat tego jak się czują, czego się boją, jak wygląda ich rzeczywistość, a im pozwoliło wypowiedzieć  kotłujące się emocje.  Tuż po tym wymienialiśmy się sposobami na smutek, tworzyliśmy zestaw dobrych praktyk. Kolejna lekcja dotyczyła książek jakie czytają i miejsc w sieci, gdzie można je znaleźć. Fake news i krytyczne myślenie- te lekcje pomogą być może moim uczniom odnaleźć się w świecie natłoku informacji o koronawirusie. Tu polecam świetne zajęcia Tarnowskiej Akademii Nauk, uczestniczyłam w niej ze swoim uczniami. Przy tej okazji wprowadziłam uczniom pojęcie: akrostych. Tworzyli własne akrostychy dotyczące fake newsów, które publikuję w szkolnej galerii na facebooku  Projekt, który aktualnie realizuję dotyczy Pożeraczy Smutków. Pożeracze Smutków to pomysł  Marty Florkiewicz-Borkowskiej i jej uczennic, które opowiadają o akcji tutaj. Moi uczniowie tworzą projekt swojego Pożeracza- rysują go, opisują w 1 osobie, piszą instrukcję wykonania i samodzielnie lub z pomocą rodziny wykonują, galeria dostępna tutaj Można dostosować podstawę do rzeczywistości? Można! Na chemii można pokazać jak zrobić płyn do dezynfekcji, opisać wiązania, na biologii  czym jest wirus a czym bakteria, itd.

 

Co jest ważne?

Uważam, że moim uczniom mogę dać teraz wsparcie, starać się tworzyć relacje, ograniczać poczucie zagrożenia, mogę im tez pokazać, że to nie oceny są najważniejsze, ale oni, ich wysiłek i chęci. Mogę być człowiekiem.  


Uczymy się teraz razem ogarnąć tę rzeczywistość , w której przyszło nam żyć. Najlepszą puentą mojej wypowiedzi niech będą słowa Bogdana de Barbaro, zaczerpnięte z wywiadu jakiego udzielił Michałowi Okońskiemu:

 

To jedno jeszcze spróbowałbym podpowiedzieć: kiedy to wszystko minie – a minie z całą pewnością, tak czy inaczej, bo przestanie być sytuacją nadzwyczajną – będziemy zadawać sobie pytanie: „A jak to było z tobą, kiedy byłeś w sytuacji nadzwyczajnej?”. O to, jaka będzie odpowiedź, możemy zadbać już dzisiaj. I chodzi nie tylko o naszą reakcję bezpośrednią, lecz także o lekcję z przedmiotu „Jak żyć”. Żeby to nie była odpowiedź, która nas kompromituje.

 

Komentarze (0)

Zaloguj się aby dodać komentarz

Marcin Szczerbiński

Blog dra Marcina Szczerbińskiego

Pochodzę z Bielska-Białej. W dzieciństwie miałem szczęście wędrować sporo po Beskidach i przeczytać wiele dobrych książek. Osobistych kontaktów z trudnościami w czytaniu i pisaniu miałem niewiele, czym jest dysleksja, dowiedziałem się właściwie dopiero w trakcie zajęć na czwartym roku studiów (psychologia, UJ – ach, piękny Kraków!), lecz problematyka ta szybko mnie zainteresowała. Zdecydowałem się napisać doktorat na temat psychologicznych mechanizmów uczenia się czytania i pisania. Ukończyłem go na University College London w 2001 roku. Przez dziesięć lat pracowałem jako wykładowca psychologii w instytucie logopedii na Uniwersytecie w Sheffield, ucząc głównie psychologii rozwojowej, metodologii badań, statystyki oraz problematyki czytania, pisania i dysleksji. W styczniu 2011 raz jeszcze zmieniłem kraj: obecnie pracuję w instytucie psychologii na uniwersytecie w Cork (Irlandia). Mam też trochę doświadczeń w pracy jako nauczyciel angielskiego, tłumacz i statystyk. Na moim biurku w pracy stoi bursztynowa róża – odznaka honorowego członkostwa Polskiego Towarzystwa Dysleksji, z której jestem bardzo dumny. Pytany o moje zainteresowania naukowe odpowiadam: „Wszystko, co wiąże się z fenomenem czytania i pisania” . O tym też będzie ten blog. Historia pisma; psychologiczne mechanizmy uczenia się czytania i pisania; metodyka nauczania tych umiejętności; analfabetyzm funkcjonalny; dysleksja, dysgrafia i dysortografia, ich mechanizmy, diagnoza i terapia – oto niektóre z tematów, które chciałbym poruszyć. Zapraszam do lektury i do dyskusji!