Data wpisu:
Jak sprawić, aby dzieci czytały?
Przedstawiam dwa cytaty, które zafrapowały mnie ostatnio, a w których znaleźć można, jak sądzę, częściową odpowiedź na to pytanie. Pierwszy pochodzi od irlandzkiej pisarki Siobhan Parkinson:
Dla mnie wpaniała książka dla dzieci to taka, która je porusza i ekscytuje. Nie są to czasowniki zazwyczaj stosowane na opisanie elementarzy czy podręczników. Na tym zasadza się podstawowa różnica między książkami stworzonymi przede wszystkim po to, aby nauczyć dzieci czytania, a książkami które wychodzą poza ciasne ramy programu programu szkolnego i otwierają drzwi do dziecięcego świata. Są to książki które uczą dzieci nie tylko tego jak czytać, ale jak być człowiekiem.
Rozmawiałem niedawno ze [szwedzkim poetą] Johanem Unenge [...]. Powiedział mi, że jego ambicją jest aby każde szwedzkie dziecko przeczytało choć jedną książkę która mu się spodoba. Brzmi to bardzo sensownie, bo jeśli spodoba ci się choć jedna książka to jest prawdopodobne, że przeczytasz następną. I następną. I zanim się zorientujesz, zostaniesz czytelnikiem.
[z artykułu „Znaleźć tę jedną książkę”, The Irish Times, 28 listopada 2011, suplement The book list no 2, str. 3]
W dalszej części artykułu Siobhan Parkinson stwierdza, że książki, które poruszają i ekscytują dzieci to nie zawsze takie książki, które dorośli uważają za odpowiednie. Jeśli dziecko ma pokochać czytanie, musi przejąć kontrolę nad tym, co czyta.
I druga, bardziej radykalna myśl Franka Smitha – emerytowanego profesora edukacji uniwersytetu w Ontario (Kanada) – z jego wydanej w 2003 roku książki Niewymawialne, nienaturalne – błędy „naukowych” metod nauki czytania
Wciąż nie odpowiedziałeś na pytanie, jak nauczyć czytania dziecko, które nie jest zainteresowane czytaniem.
Ja nie potrafię, ty nie potrafisz i nie należy Cię przymuszać do podejmowania takich prób. Twoją stałą troską powinno być zainteresowanie twoich uczniów i danie im wiary w siebie. Dziecko przymuszone do czytania – lub, co gorsza, do bezsensownych ćwiczeń przygotowujących do czytania – które w przypadku „porażki” poniesie karę, nauczy się tylko tego, że czytanie to tajemnica, szkoła jest niedobra, a nauczyciele to agenci tyranii.
Frank Smith idzie dalej; zdaje się sugerować, że poza wzbudzeniem zainteresowania książką i utwierdzeniu dzieci w przekonaniu, że poradzą sobie z wyzwaniem, jakim jest czytanie, nauczyciel nie może i nie powinien robić nic więcej. Z tą ostatnią tezą można się nie zgodzić – osobiście sądzę, iż mamy dobre dowody na to, że systematyczne przygotowanie do czytania i systematyczne nauczanie tej umiejętności metodą fonetyczną przynosi pożytek wielu dzieciom. Niemniej bliski jest mi pogląd, że o sukcesie w nauce czytania można mówić tak naprawdę tylko wtedy, kiedy dziecko odkryje, że czytać warto, że czytanie może być fascynujące. Do tego odkrycia dzieci często dochodzą same, zwłaszcza gdy wzrastają w domu wypełnionym książkami, wśród rodziców i rodzeństwa, którzy czytać lubią. Kwestia metod i technik nauki czytania jest drugorzędna – choć też ważna.
Ciekaw jestem, co sądzisz o tych sprawach, Czytelniku Drogi! Poinformowano mnie niedawno, że nasze trzy blogi zostały już przeczytane (a w każdym razie obejrzane) prawie cztery tysiące razy. Co ucieszyło mnie wielce, ale zauważam też, iż nie przekłada się to raczej na liczbę zamieszczonych na blogach komentarzy. Może nasza blogująca trójka wypowiada się nazbyt autorytatywnie, „ex cathedra”, zniechęcając tym samym do komentarzy i polemik? Jeśli tak, to napiszcie o tym proszę. Blogi mają swe wady i zalety; ale zaletą jest niewątpliwie demokratyzacja komunikacji, oddanie głosu każdemu. Korzystajmy z tego!

Blog dra Marcina Szczerbińskiego
Pochodzę z Bielska-Białej. W dzieciństwie miałem szczęście wędrować sporo po Beskidach i przeczytać wiele dobrych książek. Osobistych kontaktów z trudnościami w czytaniu i pisaniu miałem niewiele, czym jest dysleksja, dowiedziałem się właściwie dopiero w trakcie zajęć na czwartym roku studiów (psychologia, UJ – ach, piękny Kraków!), lecz problematyka ta szybko mnie zainteresowała. Zdecydowałem się napisać doktorat na temat psychologicznych mechanizmów uczenia się czytania i pisania. Ukończyłem go na University College London w 2001 roku. Przez dziesięć lat pracowałem jako wykładowca psychologii w instytucie logopedii na Uniwersytecie w Sheffield, ucząc głównie psychologii rozwojowej, metodologii badań, statystyki oraz problematyki czytania, pisania i dysleksji. W styczniu 2011 raz jeszcze zmieniłem kraj: obecnie pracuję w instytucie psychologii na uniwersytecie w Cork (Irlandia). Mam też trochę doświadczeń w pracy jako nauczyciel angielskiego, tłumacz i statystyk. Na moim biurku w pracy stoi bursztynowa róża – odznaka honorowego członkostwa Polskiego Towarzystwa Dysleksji, z której jestem bardzo dumny. Pytany o moje zainteresowania naukowe odpowiadam: „Wszystko, co wiąże się z fenomenem czytania i pisania” . O tym też będzie ten blog. Historia pisma; psychologiczne mechanizmy uczenia się czytania i pisania; metodyka nauczania tych umiejętności; analfabetyzm funkcjonalny; dysleksja, dysgrafia i dysortografia, ich mechanizmy, diagnoza i terapia – oto niektóre z tematów, które chciałbym poruszyć. Zapraszam do lektury i do dyskusji!
Komentarze (3)
Zaloguj się aby dodać komentarz
Wzrastałam w czasach słusznie minionych i książki były oknem na świat, może dlatego kocham czytanie (chociaż w domu słyszałam "chleba z tego jadła nie będziesz" - jak dobrze, że nie uwierzyłam).
Czytam dużo, mąż również, więc jestem spokojna nawet wtedy, gdy moje dzieciaki burzą się na niektóre lektury ( wiele wybranych tak, aby skutecznie zniechęcić do czytania). Wzrastają w domu, w którym jest wiele książek, książki są zawsze prezentami mile widzianymi.
Zawodowo, no cóż. Bez umiejętności czytania nie nauczę matematyki. Zwykle szokuję rodziców, gdy pytają mnie, jak przygotować dziecko do sprawdzianu po szkole podstawowej, a ja odpowiadam: Niech czytają, czytają i czytają. Lektury, ale jeszcze lepiej coś co same wybiorą.
Czy dziecko lubiących czytać rodziców może nie lubić czytać - może, czy dziecko rodziców, którzy nie czytają może lubić czytać - może. Nie ma tutaj żadnych reguł. Wszystko jest kwestią indywidualną. Większe jednak prawdopodobieństwo, że dziecko sięgnie po książkę jest tam, gdzie ta książka jest w zasiegu ręki. Wtedy możemy mieć nadzieję, że dziecko znajdzie tam swojego Harrego Pottera, Opowieści z Narnii, Dzieci z Bullerbyn, czy Robinsona Crusoe, a poźniej Mickiewicza, Sienkiewicza, Hamingway'a, Zafona...
Najpierw jednak rodzice muszą mieć tego świadomość...potem takiej świadomości możemy oczekiwać od dzieci.