Zaloguj się

Menu

Kursy internetowe

Jak nauczyć pięciolatka czytać w rok: Jolly Phonics

Od razu wyjaśnię prowokacyjny tytuł: NIE jestem zwolennikiem uczenia czytania pięciolatków. Choć wiemy, że większość dzieci w tym wieku jest do nauki czytania gotowa, to część nie – poza tym po co się tak śpieszyć? Po drugie, nie sposób opanować umiejętność czytania w pełnym sensie tego słowa (poprawność, tempo, rozumienie) w jeden rok. Natomiast w rok można nabyć podstawy umiejętności czytania, czyli zdolność dekodowania wyrazów. I o tym chcę dziś napisać. Chcę przedstawić angielski program Jolly Phonics, ponieważ jest to świetna, moim zdaniem,  propozycja wprowadzania dzieci w świat pisma, stosowana z powodzeniem w nauczaniu pięcio- a nawet czterolatków. A skoro sprawdza się w uczeniu takich maluchów tym bardziej, sądzę, nadaje się do nauczania dzieci sześcioletnich. 

   

 Z programem Jolly Phonics zetknąłem się po raz pierwszy pod koniec lat dziewięćdziesiątych; moja ówczesna koleżanka prowadziła badania nad efektywnością tej metody i była nią zachwycona. To mnie zaintrygowało. Od tego czasu program ten stał się znany i powszechnie stosowany w szkołach angielskich oraz irlandzkich.

 

Jolly Phonics stosuje fonetyczną metodę nauczania czytania w wersji syntetycznej. Oznacza to, że w nauczaniu wychodzi się od fonemu i jej symbolu – litery, i uczy się dzieci łączenia fonemów i liter w wyrazy. Pierwszym krokiem jest więc zawsze fonem i litera, dopiero po ich połączeniu pojawia się wyraz.

  

Jolly Phonics wyodrębnia pięć umiejętności leżących u podstaw umiejętności czytania i pisania. Każda z nich jest nauczana w sposób bezpośredni i systematyczny. Oto one:

 

1.       Nauka tego co “mówią” poszczególne litery i dwuznaki; mówiąc bardziej formalnie, nauka powiązań grafem – fonem. Autorzy wyodrębnili 42 podstawowe angielskie litery i dwuznaki, których uczą.  Uczeniu każdego z nich pomagają mnemotechniczne tricki: aby lepiej zapamiętać, co dana litera mówi dziecko zapoznaje się z krótką historyjką opartą na aliteracji, oraz uczy się charakterystycznego słowa i gestu odpowiadającego danej literze. Na przykład, w powiązaniu z literą <a> (wymawianą /æ/) dziecko słyszy historyjkę o angry ant – rozzłoszczonej mrówce – i krzycząc a! a! a! uczy się gestu zrzucania mrówki wędrującej po ramieniu. Dwuznakowi <qu> towarzyszy opowiastka o kaczce, która oczywiście kwacze (quack! quack! quack!); dzieci układają dłonie w kaczy dziób. I tak dalej. Kto chce zobaczyć jak to wygląda, może zajrzeć  tutaj, a posłuchać piosenek pomagających w nauce liter , czy poczytać o gestach.

  

Oczywiście te opowiastki, słowa i gesty pełnią jedynie rolę protezy i mogą zostać porzucone w chwili kiedy dziecko dobrze zapamięta wymowę poszczególnych liter.

  

Litery i dwuznaki są wprowadzane niesłychanie szybko jak na polskie standardy, w tempie 6 na tydzień, w następującym porządku:

  

Tydzień piewszy: s, a, t, i, p, n

 Tydzień drugi: c/k, e, h, r, m, d

 Tydzień trzeci: g, o, u, l, f, b

 Tydzień czwarty: ai, j, oa, ie, ee, or

 Tydzień piąty: z, w, ng, v, oo, oo

 Tydzień szósty: y, x, ch, sh, th, th

Tydzień siódmy: qu, ou, oi, ue, er, ar

  

Dobór liter do grup jest motywowany ich frekwencją, ale też minimalizowaniem ryzyka błędu (np. często mieszane ze sobą litery <p>, <d> i <b> są wprowadzane w innych grupach, co minimalizuje ryzyko ich pomylenia). Wprowadzaniu nowych liter zawsze towarzyszy ćwiczenie już wcześniej wprowadzonego materiału. Co bardzo istotne, na tym etapie starannie unika się uczenia nazw liter, uczy się jedynie odpowiadających literom dzwięków (np. <f> to /f/ a nie /ef/). W języku angielskim to szczególnie istotne, gdyż nazwy niektórych liter są tam często całkiem odmienne od ich typowej wymowy, co utrudnia naukę czytania i pisania. Nazwy liter, oraz kolejność liter w alfabecie, są uczone później.

 

2.       Synteza – łączenie liter w wyrazy. Program proponuje szereg technik pomagających w syntezie, takich jak bardzo szybkie wymawianie poszczególnych fonemów aby usłyszeć cały wyraz, albo głośniejsze wymawianie pierwszego fonemu.

 3.       Wyodrębnianie fonemów wyrazach, przygotowujące dzieci do pisania

  

 4.       Pisanie liter. Dzieci uczone są właściwej techniki trzymania pióra oraz kreślenia liter. W Polsce żadna to nowina, ale w angielskim kontekście to rzecz dość nowatorska – nauczaniu grafii na ogół poświęca się tu niewiele uwagi.

 

 5.       Czytanie i pisanie wyjątków. Angielska ortografia jest bardzo niekonsekwenta – nieporównanie bardziej niż polska – wiele więc w niej wyrazów-wyjątków, których nie da się przeczytać albo zapisać poprawnie opierając się na typowej wymowie pojedynczych liter i dwuznaków. W programie Jolly Phonics wyjątki zostają  wprowadzone na drugim etapie – najpierw uczy się wymowy poszczególnych liter (pierwsza umiejętność opisana powyżej) oraz syntezy – czytania wyrazów regularnych (umiejętność druga). Utrwaleniu wyjątków służą wielokrotne powtórzenia; w przypadku pisania stosuje się dla przykładu technikę POPATRZ (na napisany wyraz) – ZASŁOŃ – ZAPISZ – SPRAWDŹ – no i powtórz cały cykl jeśli zrobiłeś błąd.

 

Na potrzeby programu opracowano bardzo atrakcyjne pomoce dydaktyczne.

 

Kto ciekaw, może zajrzeć na stronę internetową programu; najwięcej można się dowiedzieć z prezentacji multimedialnych dostępnych do ściągnięcia z menu po prawej stronie.

 

Jolly Phonics i inne podobne fonetyczne programy nauczania czytania (a jest ich sporo) wydają mi się atrakcyjne z wielu powodów. Po pierwsze, mamy dowody na ich efektywność. Po drugie, stanowią one spójną i klarowną propozycję, którą nauczycielowi łatwo jest zastosować w klasie. Po trzecie, proponowane w nich metody nauczania są naprawdę odpowiednie dla dzieci w wieku przedszkolnym i wczesnoszkolnym. Nie ma tam mowy o 45-minutowych lekcjach czy długim siedzeniu w ławkach. Nauczanie jest podzielone na króciutkie, dynamiczne opizody (przypominam mój o pierwszym wpisie na tym blogu – lepiej krótko a często); nauczanie jest polisensoryczne, wiele jest w nim ruchu. Być może, widząc takie metody nauczania, rodzice mniej obawialiby się posyłać swoje sześcioletnie pociechy do szkoły?

  

Oczywiście Jolly Phonics nie sposób byłoby żywcem przełożyć na język polski – potrzebna jest twórcza adaptacja, uwzględniająca specyfikę polskiego języka i ortografii. Dla przykładu, polskie wyrazy są na ogół dłuższe, wielosylabowe, w związku z tym prawdopodobnie warto zachęcać dzieci do czytania i pisania sylabami. Jednak niczego raczej przekładać nie trzeba gdyż – na szczęście – w języku polskim mamy już podobne programy. Metoda glottodydaktyczna Rocławskiego jest bardzo zbliżona w swoich założeniach oraz metodach do Jolly Phonics (chociaż zapewne bardziej „szkolna”, mniej dynamiczna i „dziecięca” w sposobie realizacji – ciekaw będę opinii tych osób, które znają ją w praktyce). Najnowsza wersja Metody Dobrego Startu też przypomina Jolly Phonics - oba programy w podobny sposób  wprowadzają litery (choć Metoda Dobrego Startu na tym kończy, nie stanowiąc pełnego programu nauczania czytania). Mamy wreszcie Ortograffiti z Bratkiem dla klas I-III – w założeniu program terapeutyczny, który jednak mógły zostać rozwinięty w regularny program nauczania. Polski nauczyciel ma więc z czego korzystać, choć być może musi się wykazać większą inwencją niż nauczyciel angielski, łącząc ze sobą elementy różnych programów tak aby stworzyć metodę przyjazną dzieciom sześcioletnim. A jeśli takich programów jednak brakuje, czas je opracować i opublikować, na fali reformy edukacji. Halo Wydawnictwo Operon, halo inne firmy!

  

Niniejszym otwieram dyskusję na temat skutecznych i przyjaznych dzieciom sześcioletnim metod nauczania czytania. Czekam na obserwacje i propozycje!

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Komentarze (1)

Zaloguj się aby dodać komentarz

Z zainteresowaniem przeczytałam powyższy artykuł (podobnie zresztą jak poprzednie!). Zgadzam się w pełni z poglądami doktora. Jeszcze dodałabym tu odimienną metodę czytania Ireny Majchrzak. Sprawdza się właśnie w pracy z dziećmi w wieku przedszkolnym. Pozdrawiam z Polski :D

Beata Cyrny

Marcin Szczerbiński

Blog dra Marcina Szczerbińskiego

Pochodzę z Bielska-Białej. W dzieciństwie miałem szczęście wędrować sporo po Beskidach i przeczytać wiele dobrych książek. Osobistych kontaktów z trudnościami w czytaniu i pisaniu miałem niewiele, czym jest dysleksja, dowiedziałem się właściwie dopiero w trakcie zajęć na czwartym roku studiów (psychologia, UJ – ach, piękny Kraków!), lecz problematyka ta szybko mnie zainteresowała. Zdecydowałem się napisać doktorat na temat psychologicznych mechanizmów uczenia się czytania i pisania. Ukończyłem go na University College London w 2001 roku. Przez dziesięć lat pracowałem jako wykładowca psychologii w instytucie logopedii na Uniwersytecie w Sheffield, ucząc głównie psychologii rozwojowej, metodologii badań, statystyki oraz problematyki czytania, pisania i dysleksji. W styczniu 2011 raz jeszcze zmieniłem kraj: obecnie pracuję w instytucie psychologii na uniwersytecie w Cork (Irlandia). Mam też trochę doświadczeń w pracy jako nauczyciel angielskiego, tłumacz i statystyk. Na moim biurku w pracy stoi bursztynowa róża – odznaka honorowego członkostwa Polskiego Towarzystwa Dysleksji, z której jestem bardzo dumny. Pytany o moje zainteresowania naukowe odpowiadam: „Wszystko, co wiąże się z fenomenem czytania i pisania” . O tym też będzie ten blog. Historia pisma; psychologiczne mechanizmy uczenia się czytania i pisania; metodyka nauczania tych umiejętności; analfabetyzm funkcjonalny; dysleksja, dysgrafia i dysortografia, ich mechanizmy, diagnoza i terapia – oto niektóre z tematów, które chciałbym poruszyć. Zapraszam do lektury i do dyskusji!