Zaloguj się

Menu

Kursy internetowe

Irlandzkie wspólne czytanie

Na łamach tego blogu wspomniałem co najmniej dwukrotnie o Joannie Piotrowskiej, mojej dzielnej współpracowniczce, dobrym duchu programu Graphogame. Dziś rano było nam dane wspólnie odwiedzić dwie irlandzkie szkoły, uczestniczące w programie „wspólne czytanie”. Wracając z tych miłych odwiedzin do naszego instytutu psychologii (wśród jakże charakterystycznych kropel irlandzkiego deszczu) powiedziałem: „dobrze byłoby napisać o tym na moim blogu. Nie mam kiedy! Może Ty to zrobisz? Piszesz tak dobrze...”. Prawdę mówiąc, nie liczyłem na rychłą reakcję – Joanna też zapracowana... Jakże się myliłem! Ledwo minęło parę godzin, a już mogę zacytować relację Joanny z pedagogicznej niwy. Co z przyjemnością wielką czynię....

 

 

***

 

 

Uwielbiam odwiedzać irlandzkie szkoły – wydają mi się ogromnie różne od polskich, ale przez to właśnie inspirujące! Za uprzejmą zgodą Marcina chciałabym podzielić się z czytelnikami bloga moimi wrażeniami z jednej z takich wizyt, w trakcie której oglądaliśmy przebieg „Shared Reading Initiative” (po polsku - programu wspólnego czytania, czy jeszcze dosłowniej - dzielenia się czytaniem).

 

Jest to wspólna lokalna inicjatywa irlandzkiej organizacji charytatywnej SUAS, Uniwersytetu w Corku i szkół w tym samym mieście. Osobiście miałam dziś okazję oglądać czytanie w gimnazjum i uczestniczyć we wspólnym czytaniu w szkole podstawowej.

 

CZYM JEST WSPÓLNE CZYTANIE?

 

Zanim jednak przejdę do szczegółowych opowieści o irlandzkich szkołach, chciałabym pokrótce przypomnieć na czym polega metoda wspólnego czytania. Jest to łatwy w zastosowaniu, intuicyjny sposób wspierania dzieci w nauce czytania, który jednocześnie został nieźle przebadany i uznany za wysoce skuteczny. W wielkim skrócie metoda polega na jednoczesnym głośnym czytaniu tekstu książki przez dorosłego i dziecko – w dwuosobowym „chórku”. Wprawny czytelnik służy w ten sposób wsparciem początkującemu i stopniowo wycisza swój głos, jeśli podopieczny dobrze sobie radzi. Szczegółowy opis procedury można znaleźć np. na Youtube lub w broszurce promującej polską wersję programu.

  

A TAK BYŁO W CORKU…

 

Razem z wolontariuszami-studentami uniwersytetu (około 20 osób) podjechaliśmy autobusikiem pod irlandzki odpowiednik naszego gimnazjum. Całą grupą wmaszerowaliśmy prosto do biblioteki – przestrzennego pomieszczenia z ławkami, komputerami i półkami na książki. Studenci zasiedli pojedynczo w ławkach, jakby zapraszając do siebie uczniów.

 

Chwilkę później wmaszerowali uczniowie – mimo tego, że byli w regulaminowych sweterkach, trudno mi było pozbyć się skojarzeń z amerykańskimi filmami o rozwydrzonych dzieciakach z najgorszej szkoły w mieście. Pomysł udziału szkoły średniej w programie nauki czytania nie był bezpodstawny!

 

Uczniowie wybierali sami, z którym studentem usiądą. Po dłuższej chwili wszyscy oprócz jednego zasiedli do ławek i wyciągnęli z góry upatrzone książki. Zaczęło się robić interesująco. Książki były najróżniejszej maści – niektóre ledwie kilkunastostronicowe, inne całkiem pokaźne. Było odrobinę klasyki literatury i mnóstwo książek, które raczej trudno byłoby uznać za wystarczająco dydaktyczne z perspektywy typowej polskiej szkoły. „Krzyki w ciemności”, „Kłopoty z weselami”, to tylko niektóre przykłady, które wprawiły mnie w lekkie zdumienie. Stosunkowo popularny był „Sky hawk” Gill Lewis – książka reklamowana plakatami wiszącymi pod sufitem biblioteki (wciąż nie doceniamy wpływu reklamy na dzieci – tym razem dobrego wpływu!). Z innych ciekawostek, ktoś czytał też album o koniach – choć niewiele było w nim czytania w porównaniu z oglądaniem. Wygląda jednak na to, że indywidualny wybór każdego dziecka był respektowany.

 

Kiedy wszystkie pary na dobre wciągnęły się we wspólne czytanie, chór głosów tworzył całkiem głośny gwar, daleko odbiegający od mojej wizji komfortowej lektury (fotel, cichuteńka klasyczna muzyczka i herbata z miodem). Przypominam, że jakieś 40 osób czytało jednocześnie w jednym pomieszczeniu! Że jednak ten hałas nie przeszkadzał w czytaniu za bardzo – miałam się przekonać nieco później, kiedy sama dołączyłam do ekipy wolontariuszy.

 

Przez jakieś pół godziny uczniowie czytali studentom książki, a studenci podpowiadali uczniom, kiedy ci nie radzili sobie z trudniejszymi słowami. Włączali się na chwilę, czytali kilka słów z uczniem i znów milkli. Tyle pomocy wystarczało na tym etapie nauki czytania. Czasem któraś z par odkładała książkę i pogrążała się w krótkiej rozmowie na temat przed chwilą przeczytanych treści, a po chwili uczeń wracał do czytania a wolontariusz do uważnego słuchania.

 

Co jakiś czas któryś z uczniów kończył czytać swoją książkę. Wyciągał wtedy dzienniczek przeczytanych książek - wpisywał doń nazwisko autora, tytuł książki, liczbę przeczytanych stron i wystawiał książce ocenę. Następnie zagłębiał się na chwilę w regały, żeby wybrać nową lekturę. Ja miałam wtedy chwilkę, żeby zagadać wolontariusza. Studenci najczęściej chwalili uczniów. Mówili na przykład: „Trochę się zacina, ale ważne, że się stara. Jest OK. A kiedy z nim rozmawiam o książce, to wszystko rozumie”.

 

Na koniec pożegnaliśmy się z uczniami i wróciliśmy autobusem na uniwersytecki kampus.

 

Trochę inne były warunki w trakcie naszej wizyty w szkole podstawowej. Tam studenci i uczniowie ledwie zmieścili się w niewielkiej pracowni komputerowej. Studenci usiedli bokiem do komputerów a uczniowie przynieśli własne krzesła z klas. Mimo tych utrudnień, samo czytanie przebiegało w najlepszym porządku. Tego dnia nie zjawiło się dwóch wolontariuszy, więc razem z Marcinem zaoferowaliśmy swoją pomoc. Zostałam zaproszona do czytania z malutką trzecioklasistką, która przyniosła ze sobą książkę „James i gigantyczna brzoskwinia” Roalda Dahla.

 

Dziewczynka była przyzwyczajona do procedury – zamieniłyśmy ledwie kilka zdań i zaraz zabrała się do głośnej lektury. Czytała bardzo płynnie i tylko czasem wymagała mojej pomocy przy trudniejszych słowach. Poza tym ograniczałam swoje wsparcie do nieartykułowanych sygnałów uważnego słuchania: „Wow”, „Yhm…” i „O!”. W którymś momencie zaskoczona odkryłam, że szum w ciasnej sali w ogóle nie przeszkadzał mi skupić się na słuchaniu i całe 40 minut zleciało mi błyskawicznie na relaksującym słuchaniu zabawnej dziecięcej lektury. Prawdę mówiąc, było to całkiem przyjemne doświadczenie.

 

 Z tej wyprawy wyciągam dla siebie dwie ciekawe lekcje:

 

Wspólne czytanie może być dobrym szkolnym sposobem na indywidualizację pracy nad rozbudzaniem w dziecku miłości do książek. System, który dziś oglądałam, wspiera indywidualne literackie wybory dzieci, przyzwala na czytanie lektur na różnym poziomie zaawansowania i (powiedzmy szczerze) o różnej wartości literackiej. Nie wymaga od dzieci pogłębionej analizy i dyskusji o tekście – wystarczy swobodna rozmowa z wolontariuszem. Wydaje mi się, że „dzielenie się czytaniem” mogłoby być obiecującym uzupełnieniem polskiego „omawiania listy lektur”.

 

Niewiele potrzeba, żeby taką aktywność zorganizować. Wystarczą:

- dorośli chętni do czytania z dziećmi,

- duże pomieszczenie z krzesłami,

- dostęp do różnorodnych książek,

- 40 minut na wspólne spotkanie,

- i oczywiście iskra radości z czytania! 

 

 

***

 

 

Wrażenia Joanny bliskie są moim. Cieszyłbym się bardzo, gdyby moje obowiązki pozwalały mi na regularne wypady do szkół na wspólne z dziećmi czytanie. Dodam tylko, że gimnazjum, w którym gościliśmy, nie było łatwą szkołą – uczęszcza do niego bardzo wiele dzieci, których zachowanie jest bardzo trudne dla dorosłych (i rówieśników) i które wykazują poważne trudności w nauce. Pierwszych dziesięć minut spotkania – wchodzenie do biblioteki, zasiadanie przy stołach ze studentami – było chaotyczne, dla mnie chwilami nieprzyjemne (krzyki, przepychania) i trwało zbyt długo. Jednak – co ciekawe – gdy dzieci wreszcie zajęły swoje miejsca, atmosfera zmieniła się – dominowała regularna, skupiona praca. Wyjątkiem był chyba tylko jeden uczeń, który spóźnił się znacznie (jeśli dobrze zrozumiałem, został wezwany do wychowawcy czy dyrektora z powodu złego zachowania), przyszedł w z złym humorze,  i odmówił czytania. Ale i on koniec końców współpracował zgodnie ze swoim studentem-tutorem, grając w grę komputerową. Jak nam powiedziano, gimnazjalista ten praktycznie w ogóle nie potrafi czytać (sic!), jego odmowa mogła więc mieć i i takie podłoże.

 

 

Czekamy na Wasze doświadczenia wspólnego z dziećmi czytania, sugestie i wskazówki w tym zakresie.

 

Komentarze (14)

Zaloguj się aby dodać komentarz

Witam, żadne novum, tak nas uczono i tak się uczy czytania

Ewa Kozłowska

Dziękuję za wszystkie komentarze. Widzę, że zbieramy tu spontanicznie ładny katalog wariantów pracy nad umiejętnością czytania!

Reasumując, mamy dotąd:
- "Czytamy razem", które (wg broszurki) samo w sobie proponuje kilka wariantów systematycznego czytania razem z dzieckiem,
- czytanie chórem krótkiego tekstu,
- przeznaczanie czasu w klasie na indywidualne czytanie dzieci (plastyczny i budujący opis z Donegal!)
- "Shared reading" ze studentami w Corku.

Chociaż każda ze wspomnianych inicjatyw stawia sobie za ogólny cel poprawę umiejętności czytania, to moim zdaniem mamy właśnie świetną okazję, żeby docenić subtelne różnice między nimi i uświadomić sobie, że każda z nich zakłada jednak nieco odmienne cele szczegółowe i mechanizmy poprawy. Zatem oczywiście różne metody mogą być szczególnie przydatne dla różnych grup uczniów.

Joanna Kamykowska

Chcecie coś innego w czytaniu? - proszę bardzo :
2 marca już minął, ale kolejne terminy nadchodzą.
Miejska biblioteka organizuje cykl bezpłatnych spotkań „Tell me a story” i wspólną naukę angielskiego wyjątkową metodą – storytelling. Dzieci w wieku 5-10 lat będą uczestniczyć w zajęciach z czytania i kreatywności, a ich rodzice – w warsztatach na temat sposobów wspierania dzieci podczas nauki języków.
Organizatorem “Tell me a story” jest British Council, a partnerem – Miejska Biblioteka Publiczna we Wrocławiu. Spotkania będą odbywać się cyklicznie, co miesiąc w filiach MBP.
w zakładce podano terminy spotkań.
Szczegóły:
http://krasnale.pl/2013/02/28/opowiedz-historie-po-angielsku-biblioteka-dla-dzieci/

Cecylia Błaszczok

Chcecie jeszcze ciekawostki na temat czytania ? Bardzo proszę:
W Polsce Światowy Dzień Książki i Praw Autorskich świętuje się dopiero 23 kwietnia. W Wielkiej Brytanii tego dnia obchodzi się święto narodowe, jakim jest Dzień św. Jerzego, dlatego święto książkowe celebruje się w innym terminie – w pierwszy czwartek marca. - czyli już jutro 7 marca. Podobnie jest w Irlandii.
Często organizuje się przy tej okazji nie jednodniowe, a całotygodniowe obchody, wpisując w szkolny harmonogram Book Week – tydzień czytania. Jest to naprawdę fajne święto czytelnicze, w którym uczestniczące szkoły prześcigają się w różnych pomysłach.
Obowiązkowo szkoły organizują w tym czasie szkolne kiermasze (Book Fairs), w czasie których sprzedawane są książki. Dochód przeznaczany jest zwykle na cel książkowy – zakup nowych pozycji do szkoły.

Organizuje się też książkowe tombole, na których można wylosować atrakcyjną książkę, przeznaczając na los np. symbolicznego funta. Jest to czas konkursów czytelniczych, przedstawień czy przebrań za postacie z książek oraz – uwielbianego przez dzieci programu związanego z… piżamami i czytaniem na dobranoc.
W Pyjama Day dzieci przychodzą do szkoły w piżamach i poświęcają czas na czytanie – w zależności od wieku – czy to specjalnie wybranych książek na dobranoc czy w starszych klasach jakichś historii z dreszczykiem. Okazuje się, że książkowe święto może być naprawdę ciekawe.
Dla tych, którzy chcą więcej poczytać odsyłam na strony : http://www.worldbookday.com/resources/

Cecylia Błaszczok

Marcin Szczerbiński

Blog dra Marcina Szczerbińskiego

Pochodzę z Bielska-Białej. W dzieciństwie miałem szczęście wędrować sporo po Beskidach i przeczytać wiele dobrych książek. Osobistych kontaktów z trudnościami w czytaniu i pisaniu miałem niewiele, czym jest dysleksja, dowiedziałem się właściwie dopiero w trakcie zajęć na czwartym roku studiów (psychologia, UJ – ach, piękny Kraków!), lecz problematyka ta szybko mnie zainteresowała. Zdecydowałem się napisać doktorat na temat psychologicznych mechanizmów uczenia się czytania i pisania. Ukończyłem go na University College London w 2001 roku. Przez dziesięć lat pracowałem jako wykładowca psychologii w instytucie logopedii na Uniwersytecie w Sheffield, ucząc głównie psychologii rozwojowej, metodologii badań, statystyki oraz problematyki czytania, pisania i dysleksji. W styczniu 2011 raz jeszcze zmieniłem kraj: obecnie pracuję w instytucie psychologii na uniwersytecie w Cork (Irlandia). Mam też trochę doświadczeń w pracy jako nauczyciel angielskiego, tłumacz i statystyk. Na moim biurku w pracy stoi bursztynowa róża – odznaka honorowego członkostwa Polskiego Towarzystwa Dysleksji, z której jestem bardzo dumny. Pytany o moje zainteresowania naukowe odpowiadam: „Wszystko, co wiąże się z fenomenem czytania i pisania” . O tym też będzie ten blog. Historia pisma; psychologiczne mechanizmy uczenia się czytania i pisania; metodyka nauczania tych umiejętności; analfabetyzm funkcjonalny; dysleksja, dysgrafia i dysortografia, ich mechanizmy, diagnoza i terapia – oto niektóre z tematów, które chciałbym poruszyć. Zapraszam do lektury i do dyskusji!