Data wpisu:
Irlandzka podstawówka
Ostatnio byłem z wizytą w irlandzkiej szkole podstawowej. Nie pierwszy raz, ale po raz pierwszy miałem okazję porozmawiać nieco dłużej o organizacji pomocy dla uczniów ze specjalnymi problemami edukacyjnymi.
Szkoła położona jest w centrum Corku i z racji lokalizacji uczęszcza do niej wielu uczniów z rodzin stosunkowo niezamożnych bądź wręcz biednych. Przede wszystkim dzieci cudzoziemców: aż dwie trzecie uczniów posługuje się w domu językiem innym niż angielski. Sytuacja z polskiej perspektywy zupełnie egzotyczna: wyobraźmy sobie podstawówkę, której uczniowie pochodzą z kilkunastu krajów i tylko jedna trzecia z nich mówi w domu po polsku... Nota bene Polacy stanowią w tej szkole najbardziej liczną mniejszość – 30 osób.
W pierwszych klasach dzieci są nauczane czytania metodą Jolly Phonics, którą opisałem w moim poprzednim wpisie. Kiedy opanują podstawy dekodowania wprowadzony zostaje inny program: Making Steps, rodem z Australii, o którym wiem niewiele poza tym że naucza on w sposób systematyczny i bezpośredni technik lepszego ROZUMIENIA czytanych tekstów. Co wygląda bardzo obiecująco, bowiem wyniki wielu badań pokazują, że takich technik rozumienia można nauczać wprost, i nauczać skutecznie.
W szkole pracuje trzech rodzajów specjalistów zajmującym się pomocą dzieciom ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi. Resource Teachers – chyba mniej więcej odpowiednik naszego nauczyciela-terapeuty – są odpowiedzialni przede wszystkim za uczniów, którzy mają statement of special educational needs (odpowiednik naszych opinii oraz orzeczeń). Opracowują oni indywidualne programy nauczania dla tych uczniów (prawo głosi, że każdy uczeń z opinią taki plan powinien mieć), jak również pracują z uczniami indywidualnie. Liczba etatów nauczycielskich tego rodzaju przypadających na szkołę zmienia się z na rok i zależy wprost od liczby uczniów posiadających opinię. I często są to etaty cząstkowie, a więc także „latające”: Resource Teachers muszą ciągle zmieniać szkoły w których pracują, oraz jednocześnie pracują w więcej niż jednej szkole.
Druga kategoria to Learning Support teachers. Ich obowiązkiem jest przede wszystkim indywidualna lub grupowa praca z uczniami o specjalnych potrzebach edukacyjnych; jeśli dobrze rozumiem ich kwalifikacje są nieco niższe niż Resource Teachers. Liczba etatów Learnin Support zależy przede wszystkim od liczby klas w szkole, od liczby chłopców (przydział pomocy jest dla nich większy) oraz tego czy szkoła należy do grupy DEIS, tj szkół zlokalizowanych w dzielnicach stosunkowo ubogich.
Trzecia kategoria to EAL Teachers – nauczyciele języka angielskiego jako dodatkowego. Rzecz jasna, przyługują oni tylko szkołom ze znaczącym procentem uczniów posługujących się w domu językiem innym niż angielski. Nauczyciele ci nie uczą języka angielskiego wprost, w sposób przyjęty w szkołach językowych – zakłada się że dzieci w tym wieku wysłane do anglojęzycznej podstawówki opanują język spontanicznie – ale pomagają oni w realizacji różnych aspektów programu szkolnego z którymi dzieci dwujęzyczne mogą mieć problemy (np. czytanie i pisanie).
W szkole którą odwiedziłem pracuje w tej chwili dwóch Resource Teachers, trzech Learning Support Teachers, oraz dwóch EAL teacher – siedem etatów na szkołę stosunkowo niewielką, jak na polskie standardy. Co prawda ta liczba ulegnie w przyszłym roku szkolnym pewnej redukcji z racji drastycznych cięć budżetowych jakie rząd irlandzki wprowadza wszędzie, w tym w oświacie – ale to i tak niewiarygodnie hojnie jak na polskie standardy, prawda?
Jak wykorzystuje się te etaty? Na różne sposoby: zarówno pracując z całymi klasami (realizując różne programy, które mają pomóc dzieciom lepiej opanować podstawy czytania, pisania i matematyki), jak i z małymi grupami, oraz indywidualnie. Uczniowe z poważnymi trudnościam w czytaniu otrzymują CODZIENNIE pół godziny indywidualnej terapii nowozelandzkim programem Reading Recovery, podczas gdy dzieci z trudnościam w matematyce korzystają z analogicznego programu Maths Recovery. Podkreślam, codziennie...
Co ciekawe, do korzystania z tych różnorakich form pomocy nie jest konieczna formalna opinia (statement of special educational needs). Większość korzystających z nich dzieci taką opinię posiada, ale szkoła może skierować na terapię, za zgodą rodziców, każde dziecko którego słabe postępy budzą niepokój. Wystarczy nieformalna diagnoza przeprowadzona na terenie szkoły. No, może nie zawsze taka nieformalna: w przypadku programu Maths Recovery nauczyciel nagrywa diagnozę dziecka na video (oraz, jeśli dobrze zrozumiałem, także fragmenty terapii) i wysyła do krajowego centrum koordynacyjnego w mieście Limerick pod ocenę. Operonie, rozważ taką kontrolę jakości programu Ortograffiti! Fakt pozostaje faktem: terapia jest dostępna dla wszystkich potrzebujących, nie trzeba czekać na formalną opinię psychologiczno-pedagogiczną, na którą nieraz czeka się bardzo długo. Mam nadzieję, że wiele szkół w Polsce też stosuje takie mądre, elastyczne podejście, choć o ile wiem zasada „musi być opinia” chyba dominuje, niestety.
Niezależnie od wszystkich terapii, szkoła podjęła też inną inicjatywę, która bardzo mnie ujęła. Paired reading, czyli czytanie w parach: dobrze czytające dzieci ze starszych klas czytają książki razem z dziećmi młodszymi, które mają trudności. I nie chodzi tutaj przede wszystkim o naukę czytania, bardziej o wsparcie uczniów, którzy mogą czuć się zagubieni w szkole, gdyż nie opanowali jeszcze dobrze języka angielskiego. A także o dowartościowanie uczniów starszych, już w pełni dwujęzycznych. O pokazanie wszystkim dzieciom że własny, odmienny język, egzotyczny dla tuziemców stanowi wartość, a nie problem.
Inicjatywa jest stosunkowo nowa i na razie obejmuje tylko uczniów polskich, którzy, jak już wspomniałem, stanowią najliczniejszą grupę uczniów nieanglojęzycznych. Starsze polskie uczennice czytają młodszym polskie książki – po polsku.
I tu moja prośba: szkoła ma trudności w zdobyciu polskich książek. Chodzi przede wszystkim o klasykę anglojęzycznej literatury dziecięcej, którą dzieci przerabiają w szkole, w tłumaczeniu na język polski. Dla przykładu, opowiadania Roalda Dahla. Ale WSZELKIE książki odpowiednie dla dzieci w wieku 5-11 lat będą przydatne i mile widziane.
Obiecałem, że przekażę prośbę moim polskojęzycznym przyjaciołom w Cork, co już uczyniłem. Wspólnymi siłami na pewno zbierzemy wiele książek, gdyż polska diaspora w Cork jest liczna, dobrze zorganizowania i w dzieci (a więc i dziecięcą literaturę) bogata. Ale później pomyślałem też o Was, Mili Czytelnicy. Gdyby ktoś z Was miał na zbyciu książki dla dzieci i nie odstraszyłyby go koszty wysyłki (dość znaczne, niestety), podaję adres:
Marcin Szczerbinski
School of Applied Psychology UCC
Enterprise Centre
North Mall
Cork 1
Irlandia
Otrzymane książki zbiorę i uroczyście przekażę.
Przesyłam wielkanocne pozdrowienia i najlepsze życzenia z wysp Aran, na zachodnim koniuszku Irlandii, gdzie atlantyckie fale rozbijają się z hukiem o wapienne klify.
Blog dra Marcina Szczerbińskiego
Pochodzę z Bielska-Białej. W dzieciństwie miałem szczęście wędrować sporo po Beskidach i przeczytać wiele dobrych książek. Osobistych kontaktów z trudnościami w czytaniu i pisaniu miałem niewiele, czym jest dysleksja, dowiedziałem się właściwie dopiero w trakcie zajęć na czwartym roku studiów (psychologia, UJ – ach, piękny Kraków!), lecz problematyka ta szybko mnie zainteresowała. Zdecydowałem się napisać doktorat na temat psychologicznych mechanizmów uczenia się czytania i pisania. Ukończyłem go na University College London w 2001 roku. Przez dziesięć lat pracowałem jako wykładowca psychologii w instytucie logopedii na Uniwersytecie w Sheffield, ucząc głównie psychologii rozwojowej, metodologii badań, statystyki oraz problematyki czytania, pisania i dysleksji. W styczniu 2011 raz jeszcze zmieniłem kraj: obecnie pracuję w instytucie psychologii na uniwersytecie w Cork (Irlandia). Mam też trochę doświadczeń w pracy jako nauczyciel angielskiego, tłumacz i statystyk. Na moim biurku w pracy stoi bursztynowa róża – odznaka honorowego członkostwa Polskiego Towarzystwa Dysleksji, z której jestem bardzo dumny. Pytany o moje zainteresowania naukowe odpowiadam: „Wszystko, co wiąże się z fenomenem czytania i pisania” . O tym też będzie ten blog. Historia pisma; psychologiczne mechanizmy uczenia się czytania i pisania; metodyka nauczania tych umiejętności; analfabetyzm funkcjonalny; dysleksja, dysgrafia i dysortografia, ich mechanizmy, diagnoza i terapia – oto niektóre z tematów, które chciałbym poruszyć. Zapraszam do lektury i do dyskusji!
Komentarze (3)
Zaloguj się aby dodać komentarz
Drugie źródło to książka Reid & Wearmouth (2008) Dyslexia: teoria i praktyka, wydana przez Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne, jeśli dobrze pamiętam. Czytania w parach uczniowskich jest tam omówione pokrótce.
Istnieje mnóstwo anglojęzycznych stron internetowych omawiających zagadnienie szczegółowo i praktycznie. Oto dwa dobre przykłady:
http://www.readingrockets.org/strategies/paired_reading/
http://www.interventioncentral.org/academic-interventions/reading-fluency/kids-reading-helpers-peer-tutor-training-manual
Polecam zwłaszcza tą drugą stronę.
Podstawowa zasada jest prosta: pomocnik (tutor) nie ma NAUCZAC czytania, ma jedynie POMAGAC w czytaniu. Wspolne spotkanie przy książce, komiksie, itd. ma być przyjemnością dla obu stron i nie ma mieć charakteru nauki szkolnej.
Myślę że wykorzystanie chętnych uczniów jako wolontariuszy to bardzo dobry pomysł na poradzenie sobie z sytuacją o której Pani pisze (wielu uczniów z dysleksją wymagających pomocy, bardzo ograniczone środki).