Zaloguj się

Menu

Kursy internetowe

Demografia i szkoła



Polecam raport Polityki “Demoniczna demografia”, który przeczytałem wczoraj. Przedstawia on długoterminowe prognozy demograficzne dla Polski, oraz rozważa ich społeczne skutki.  Autorka kwestionuje przy tym dwa stereotypy, wszechobecne w polskim dyskursie demograficznym 1) kurczenie się populacji Polaków, które prognozują wszyscy demografowie da się zatrzymać bądź odwrócić tzw. polityką prorodzinną 2) owo kurczenie się jest pod każdym względem niekorzystne.

 

Czytelników tego blogu zapewne najbardziej zainteresują zapewne prognozy demografów dotyczące populacji szkolnej. Są one jasne: uczniów w polskich szkołach – przynajmniej tych urodzonych w Polsce – będzie ubywać. Można więc przypuszczać  (to już moje spekulacje) że łączenie klas i zamykanie szkół, które już teraz obserwujemy tu i ówdzie, będą się zdarzać coraz częściej. Choć wcale nie są one nieuniknioną konsekwencją demograficznego niżu! Decyzje tego rodzaju to przecież decyzje polityczne, motywowane na ogół przede wszystkim chęcią redukcji kosztów, a tylko czasami rzeczywistą potrzebą edukacyjną (np. zamykanie szkół tracących uczniów a jednocześnie marnych). Alternatywą jest uznanie niżu demograficznego jako wspaniałej szansy na lepsze kształcenie tych dzieci, które mamy: zmniejszamy klasy, zapewniamy dodatkową pomoc tym, którzy jej potrzebują, itd. Podam irlandzki przykład: w związku z prowadzonymi przeze mnie projektem Graphogame (o którym kiedy indziejSmile) poznałem ostatnio sześć  miejskich szkół podstawowych w Cork oraz jedną podmiejską. Wszystkie z nich były, jak na polskie standardy, maleńkie: mają tylko jeden lub najwyżej dwa oddziały na każdym poziomie wieku. Nie twierdzę przy tym wcale że mała szkoła jest remedium na wszystkie trudności, ale podaję ten przykład jako ilustrację faktu, iż pewne założenia które przyjmujemy jako oczywistość drogą przyzwyczajenia (np. miejskie szkoły muszą być duże)  wcale oczywiste nie są. Można inaczej.

 

Sądzę jednak, że prognozy zawarte w artykule Polityki są pod jednym względem nietrafne, a raczej niekompletne. Artykuł pomija bowiem kwestię emigracji DO Polski. Która już się zaczęła: przybysze z krajów dawnego Związku Radzieckiego (przede wszystkim Ukrainy) oraz Dalekiego Wschodu są już widoczni w dużych miastach. Wraz z nimi przybywa dwujęzycznych dzieci. Uświadomiłem to sobie ostatnio wyraźnie gdy (również w ramach projektu Graphogame) miałem okazję przeczytać nazwiska tysiąca dzieci z czterech warszawskich szkół.

 

Emigracja do Polski niewątpliwie będzie się nasilać: Polska jest wszak wysoko rozwiniętym i stosunkowo bogatym krajem (choć jej właśni obywatele rzadko tak ją spostrzegają Frown) oraz członkiem Unii Europejskiej. Jako taka, jest atrakcyjnym celem emigracji dla milionów ludzi zza wschodniej granicy czy też z Afryki. Wielojęzyczność i wielokulturowość która Polskę czeka wnosi jakże cenną różnorodność, ale też niełatwe wyzwania, na które polska szkoła musi się przygotować. A, póki co, często nie jest. Kilka lat temu, do jeden z wielkomiejskich szkół trafiło dziecko imigrantów nie mówiące po polsku. Szkoła odmówiła jego przyjęcia, mówiąc „niech najpierw nauczy się polskiego, potem go przyjmiemy”. Na szczęście dziecko znalazło miejsce w innej, bardziej przyjaznej szkole. Na mentalność, która zrodziła tego rodzaju odpowiedź nie będzie w przyszłości miejsca.

 

W Polsce niewątpliwie przybywać też będzie emerytów. Często sprawnych, zdrowych i chętnych do zaangażowania się w sprawy swej społeczności lokalnej. Myślę że wielu z nich mogłoby i chciałoby pracować w szkołach jako wolontariusze.  Choćby w ramach projektu „czytajmy razem”. Czas pomyśleć o zagospodarowaniu tego rosnącego potencjału.  

 

 

 

Komentarze (3)

Zaloguj się aby dodać komentarz

Panie Marcinie,
co prawda raportu jeszcze nie czytałam, ale patrząc od samego "dołu" systemu edukacyjnego mogę powiedzieć, że niestety samorządy, na barkach których leży utrzymanie szkół, mając do dyspozycji coraz mniejsze subwencje z MEN traktują to zadanie niestety po macoszemu.Jak liczne są klasy? Przekrój w mojej szkole jest bardzo duży, od 19 ( jedna klasa) do 32 uczniów, średnio około 26 uczniów . Nie ma u nas świadomości tego,że warto inwestować w edukację, bo to się opłaci, zwróci w przyszłości. Dyrektorzy zmuszani są do szukania oszczędności na każdym kroku, jeszcze kilka lat temu uczniowie mieli 2 godziny terapii pedagogicznej w tygodniu, w tej chwili jest to tylko godzina. Czy można to jeszcze w ogóle nazwać terapią?
Co do reemigracji z zachodu Europy, to w szkole, w której pracuję jest dwoje takich uczniów, chłopiec i dziewczynka. Dziewczynka będąca obecnie w klasie szóstej całą swoją edukację dotychczasową realizowała w Grecji, miała trudności ze zrozumieniem polskiego języka w formie pisanej i mówionej. Aby opanować język polski w wystarczającym stopniu oraz wyrównać wiadomości z poszczególnych przedmiotów ma możliwość uczestniczenia w dodatkowych godzinach zajęć indywidualnych.
Wspomniał Pan o babcinym wolontariacie, hmm... widziałam kiedyś film o takiej pomocy babcinej, niestety nie potrafię sobie teraz przypomnieć w jakim kraju prowadzony był ten projekt...
Pozdrawiam

Monika Boniarczyk

Witam,

co do dzieci obcokrajowców przybyłych do Polski lub dzieci Polaków, którzy wyjechali, a teraz do kraju po latach wracają, a swoje dziecko dają do polskiej szkoly, to nie jest z nami tak źle. Ja też pracowałam w szkole, gdzie dzieci takie objęte były dodatkowymi godzinami języka polskiego, ze względów życiowych(czy jakoś tak to kryterium zostało nazwane przez CKE) udało się zwolnić szóstoklasistę z pisania sprawdzianu szóstoklasisty właśnie ze wzg. na długi pobyt w Londynie i tam kształcenie i ... powrót do Polski. Dzieciaki takie na ogół dobrze odnajdują się w polskich realiach.

Co do niżu - niż niżem, a małe klasy to konieczność i zaleta. Nie oszukujmy się, każdy z nas wie, jaka to ciężka praca w klasach 30 - osobowych. Z drugiej strony, skoro nawet tyle slyszymy o niżu, to trzeba młodych ludzi już uświadamiać, by wybierali takie kierunki studiów, po których jest praca albo jesli nawet wybiorą, dajmy na to polonistykę, niech wiedzą, że mogą byc zmuszeni do pracy nie w szkole, a w prywatnej firmie i nic wielkiego się nie stanie. Tymczasem produkujemy magistrów w różnych głupich i głupszych wyższych szkolach prywatnych - Wyższych Szkołach Tańca Góralskiego i mamy potem skargi, że nie ma pracy, że likwidują klasy, że niż... Oczywiście, upraszczam pewne problemy, ale chyba sedno uchwyciłam...

Pozdrawiam

Anita Cieślak

Zgadzam się z panią Anitą. Produkujemy magistrów, którzy 20 lat temu nie zdaliby matury, większość bezrobotnych magistrów to absolwenci studiów humanistycznych z uniwersytetów w Psiej Wólce - ale to już komentowałam przy okazji pseudonaukowych teorii.
Co do niżu - mamy dzieci mniej niż nasze matki, nie wspomnę już o babciach, bo tak lżej i wygodniej - więc nie narzekajmy na niż demograficzny, ani też na to, że trzeba będzie dłużej pracować - taka będzie konieczność. Koniecznością też stanie się przekwalifikowywanie się - to znak czasu - nic na to nie poradzimy. Pozdrawiam

Ewa Chudy

Marcin Szczerbiński

Blog dra Marcina Szczerbińskiego

Pochodzę z Bielska-Białej. W dzieciństwie miałem szczęście wędrować sporo po Beskidach i przeczytać wiele dobrych książek. Osobistych kontaktów z trudnościami w czytaniu i pisaniu miałem niewiele, czym jest dysleksja, dowiedziałem się właściwie dopiero w trakcie zajęć na czwartym roku studiów (psychologia, UJ – ach, piękny Kraków!), lecz problematyka ta szybko mnie zainteresowała. Zdecydowałem się napisać doktorat na temat psychologicznych mechanizmów uczenia się czytania i pisania. Ukończyłem go na University College London w 2001 roku. Przez dziesięć lat pracowałem jako wykładowca psychologii w instytucie logopedii na Uniwersytecie w Sheffield, ucząc głównie psychologii rozwojowej, metodologii badań, statystyki oraz problematyki czytania, pisania i dysleksji. W styczniu 2011 raz jeszcze zmieniłem kraj: obecnie pracuję w instytucie psychologii na uniwersytecie w Cork (Irlandia). Mam też trochę doświadczeń w pracy jako nauczyciel angielskiego, tłumacz i statystyk. Na moim biurku w pracy stoi bursztynowa róża – odznaka honorowego członkostwa Polskiego Towarzystwa Dysleksji, z której jestem bardzo dumny. Pytany o moje zainteresowania naukowe odpowiadam: „Wszystko, co wiąże się z fenomenem czytania i pisania” . O tym też będzie ten blog. Historia pisma; psychologiczne mechanizmy uczenia się czytania i pisania; metodyka nauczania tych umiejętności; analfabetyzm funkcjonalny; dysleksja, dysgrafia i dysortografia, ich mechanizmy, diagnoza i terapia – oto niektóre z tematów, które chciałbym poruszyć. Zapraszam do lektury i do dyskusji!