Zaloguj się

Menu

Kursy internetowe

Wizyta

Jeżeli samozadowolenie może przybrać jakąś formę – to na pewno przejawia się w tym, co się mówi i jak się mówi. Przy okazji duszpasterskiej wizyty, zwanej u nas potocznie kolędą, pewien proboszcz podjął temat społecznie aktywny: Co z przyszłością młodych ludzi? Co z ich aspiracjami i chęcią do pracy? Wszak praca u nas jest, tylko trzeba chcieć! Przywołał przykład znajomych przedsiębiorców, którzy narzekają na brak chętnych do zatrudnienia i którzy konieczności muszą zatrudniać Ukraińców, a płacą im przecież tyle samo co Polakom. Mówił to w kontekście konkretnego młodego człowieka, który skończywszy studia humanistyczne od kilku lat pracy znaleźć w zawodzie nie umie, sprzedawcą być nie chce, ochroniarzem – być nie może, a do firmy pogrzebowej trafiać nie musi, bo jego stan finansowy jeszcze nie jest aż tak zły. Odniosłem wrażenie, że nie przekonał go argument faktyczny – nie po to młody człowiek uczył się i studiował wiele lat, by zostać karawaniarzem… Urząd pracy zwodzi go od długiego czasu. Urzędniczka, zawsze miła i uśmiechnięta, z bezradnością rozkłada ręce – mówiąc, że ofert nie ma… Nawet kursy wózków widłowych się skończyły! Jej praca polega na odhaczaniu rozmowy z kolejnym petentem i umawianiu go za kolejny miesiąc. Młody człowiek nie zatrudni się byle gdzie – bo straci status bezrobotnego. Owszem pracuje w zawodzie, ale na razie na zasadach wolontariatu, bo organizacja jest non-profit. Ale pozwala się promować – i to jest dobre. Bo przecież żyjemy w czasach, gdzie każdy staje się własnym menedżerem. Świat, w których samodzielnie się uczymy i samodzielnie motywujemy! Po co więc urzędy pracy? I za czyje pieniądze utrzymywać samozadowolenie urzędniczki albo… duszpasterza, który zgrabnie ześlizguje się z tematu nieporadności życiowej młodego człowieka i przeskakuje na temat zła tego świata? Przywołany przykład siłą inercji podąża w kierunku roli szkoły i wychowania. Ksiądz jest z mojego pokolenia – tych, którzy kończyli peerelowskie ośmioklasowe szkoły, technika i licea… A nie były chyba takie złe! Jest zadowolony ze swojego miejsca w społeczeństwie i roli jaką pełni. Byt gwarantowany przez państwo i kurię… On nie został oszukany – po seminarium jest księdzem z gwarancją mieszkania, utrzymania i pracy… Bo pracy dla księży, jak zapewnił, nie brak! No ale to wszystko wynika z powołania. Tymczasem nasz młody człowiek – pełen wiary w szkołę, słyszący zapewnienia, że nauka jest gwarancją powodzenia i sukcesu – a w przyszłości dobrej pracy; dziś z uśmiechem wspomina tamto „oszustwo edukacyjne” i mówi: a mogłem zostać piekarzem… (Choć na to przecież nie jest za późno, bo uczymy się w każdym wieku!) Nie rozwijam wątku edukacyjnego – nie ma czasu i nie chcę burzyć wyobrażenia tego dobrze ubranego i odżywionego duszpasterza – i samozadowolenia z dobrze wypełnianej misji… Może gdyby istniały wielopokoleniowe rodziny – z mitem patriarchów – którzy siłą autorytetu przekazują młodym fundamentalne wartości, świat nie byłby taki zły. Kult dziadków, matek i ojców… Kto wychowywał się w wielopokoleniowej rodzinie w ciasnym mieszkaniu blokowiska – ten nie ma wątpliwości, za którym modelem się opowiedzieć. Dawnym czy współczesnym? Po tej wizycie odnoszę wrażenie oderwania od rzeczywistości…

Przy okazji reformy zawsze powracają te same pytania. Czego i jak powinna nauczać szkoła? Jaka wiedza jest najbardziej wartościowa? Gdyby młodemu człowiekowi przekazywano naukę pozwalającą radzić sobie z problemami rzeczywistości, gdyby wiedza ta koncentrowała się na przygotowaniu do pokonywania bieżących trudności – nie istniałaby bezradność absolwenta i samozadowolenie urzędnika… Może nurt pragmatyczny w edukacji niwelowałby tak wielkie dysproporcje między szkołą a rzeczywistością – a przede wszystkim niwelowałby samozadowolenie szkoły z dobrze spełnianej roli. Ale w szkołę uderza fala krytyki: po społecznych konsultacjach gimnazja i trzyletnie licea okazały się pomyłką. Niektórzy formułowali kategoryczne wnioski: szkoła po reformie Handkego przestała wychowywać, a po reformie Hall – uczyć. Pragmatyczne podejście niesie z sobą jednak groźbę relatywizmu – bo w końcu uczymy nie tego co trwałe, ale co potrzebne i konieczne w danej chwili, bez uwzględnienia wartości fundamentalnych i kanonu. Można odrzucić Odyseję i zastąpić ją historią Holdena z Buszującego w zbożu, ale nie można odciąć się od korzeni, bo wtedy wszystko usycha. Więc może powrócić do esencjalizmu i encyklopedyzmu – jak proponują zwolennicy wszechstronnej wiedzy ogólnej dającej podstawy dalszego rozwoju w specjalizacjach. Geniusz japoński pokazał, że tą drogą odnosi się technologiczny i cywilizacyjny sukces… A może w ogóle odrzucenie dogmatów. Są jeszcze koncepcje zdroworozsądkowe… Decyzje zapadły po konsultacjach społecznych i eksperckich. Czy jednak dyskutowano o modelu nowoczesnej szkoły czy o systemie? Byłem w gronie ekspertów, uczestniczyłem w rozmowach – słyszałem, z jaką determinacją broniono gimnazjów i jak argumentowano fiasko obecnego systemu… Czy miałem rzeczywisty wpływ na zmianę? Oczywiście – tak. Byłem obecny słowem i duchem. Jedno jest pewne – w większości wypowiedzi na temat zmian w oświacie podnosi się dobro najwyższe – dobro dziecka… Być może za kolejne dwie dekady nie będzie bezradnych absolwentów, wykształconych bezrobotnych i… moralizujących duszpasterzy, a szkoła wreszcie spełni swoje zadania. Bo mówić o rodzinie to jedno, a mieć ją to drugie; mówić o wychowaniu  to jedno – wychowywać to drugie. Dokonywać zmian – to nie w nich uczestniczyć?

Wszystko toczy się w duchu konsultacji, rozmów i dyskusji – żadnej samowoli… W jednym ze swoich wczesnych wierszy Tadeusz Różewicz kreśli obraz pewnego ducha. Mówi o nim: występował w stu maskach / ukrywał się w osobach zwierzętach i rzeczach… widziałem go bez maski / szedł obok mnie / dobrze ubrany i wypasiony… I mówił mówił mówił…

Komentarze (0)

Zaloguj się aby dodać komentarz

Blog Rolanda Maszki

Roland Maszka – polonista, absolwent gedanistyki, współautor podręczników szkolnych. Pasjonat teatru i tradycyjnej książki, siebie zalicza do epoki Gutenberga. Lubi stare obrazy. Inicjator dobrych praktyk w szkole.