Zaloguj się

Menu

Kursy internetowe

Drugie oblicze piękna

Jakiś czas temu w ramach lekcji poprosiłem uczniów o podawanie desygnatów różnych części mowy. W zasadzie nie mieli trudności, nawet kiedy padało podchwytliwe polecenie typu: podaj przykład rzeczownika nazywającego czynność. Chociaż w pierwszym odruchu podawali czasowniki: ‘pisać’, ‘czytać’, to po moim milczeniu poprawiali się jednak: no tak – ‘pisanie’, ‘czytanie’. Zwiększałem stopniowo trudność. Poleciłem podanie przykładu rzeczownika nazywającego to samo co przymiotnik (a więc cechę albo właściwość). Już się nie mylili: zamiast ‘stary’, ‘młody’, ‘czerwony’, ‘biały’ padały bezbłędne przykłady: ‘starość’, ‘młodość’, ‘czerwień’, ‘biel’. Wtedy zapytałem o ‘piękno’… Usłyszałem, że to rzeczownik nazywający cechę… Znowu moje milczenie. Ktoś zauważył, że przecież widać, że coś jest piękne! Ktoś inny potwierdził tę oczywistość. Jeszcze ktoś powiedział, że piękno to fakt… Niezbyt jednak pewnie, bo czuł chyba, że to co, dla jednych pięknem jest, dla innych wcale nim być nie musi… Tak dochodziliśmy do znaczenia pojęć. Do wiedzy nie tyleż potrzebnej, co „gimnastykującej” umysł. Pewna grupa rzeczowników po prostu nazywa pojęcia abstrakcyjne. Z ‘pięknem’ jest tak jak z ‘dobrem’ i ‘złem’… To kanon decyduje, co jest piękne, a kodeks etyczny, co dobre…  Tyle że i pierwszy, i drugi w naszym relatywnym świecie może ulegać modyfikacjom, a nawet zupełnym zmianom… Dlatego ‘piękno’ istnieje w takim kształcie, jaki mu sami nadamy, a dobro w takim wymiarze, w jakim inni od nas go oczekują… Dość pokrętne, ale bliskie życia…

A życie nauczyciela skupione jest wokół odpowiedzialności, obowiązku i powinności. I nie tyle bywa wypełnione pracą, co troską. W pierwszej kolejności troską o dobro ucznia… Tak deklarują nauczyciele. Bo nauczyciel to zawód, nauczanie to praca – ktoś rzekłyby jak każda inna. Ale to też powołanie! Co ciekawe – to wciąż powszechny pogląd w rzeczywistości wymagającej od człowieka profesjonalizmu, fachowości i konkretnych umiejętności, gotowości na zmianę oraz „dopasowania się” albo oczywistego podporządkowania. Bo dyrektorzy szkół o dobro ucznia troszczą się zwłaszcza. Powołanie tymczasem to kategoria prawie mistyczna! Choć zgodna nakazami i wymaganiami podstawy programowej i realizująca się w obszarze systemu i pomysłów organów prowadzących i dyrektorów szkół… Kto ma odmienne zdanie, powołany nie jest. Dlatego prawdziwy nauczyciel to nauczyciel zapracowany. Wychodzący naprzeciw czasom i oczekiwaniom. Idą święta – róbmy kiermasz! Oczywiście w sobotę, bo sobota to dzień wolny od pracy, przyjdą zatem rodzice… Nauczyciel powinien to rozumieć. Twórzmy relacje z uczniami – zróbmy na przykład noc filmową w szkole! Oczywiście z piątku na sobotę albo z soboty na niedzielę. Dzieci przynoszą śpiwory i oglądają filmy – cel edukacyjny i zbożny, bo tworzy więzi i podoba się uczniom. (Mniej podoba się tym, którym należałyby się tantiemy). Pewna nauczycielka zapytana przez swoją klasę, dlaczego nie organizuje takiej nocy w szkole, przecież to takie fajne (!), inne klasy to robią, a my nie – odpowiada: dzieci – pani ma dom, męża, ma gdzie spać… Ale czuje się źle, bo jej koleżanki organizują noce filmowe – są na czasie, ona nie.

Kiedy dysponujemy pieniędzmi na szkolenia, szkólmy się – nawet jeśli ich merytoryczna strona pozostawia wiele do życzenia. Obowiązku, oczywiście nie ma – ale o wartości nauczyciela decyduje przecież liczba odbytych szkoleń i oczywiście kwalifikacje… Znam nauczycieli z naprawdę imponującym pióropuszem uprawnień. Niektórzy z nich tak bardzo się szkolili, że nie zdążyli założyć własnych rodzin… O dobru dziecka wypowiadają się często i autorytatywnie. Szkolić się trzeba, bo nauczyciel musi się wykazać w swym rozwoju… Może sam nie czyta, nie wie, co tam w edukacji piszczy?

Tak więc powtarzamy jak mantrę: dla dobra dziecka, dla dobra szkoły, dla rozwoju…

Ale w okresie przedświątecznym istnieje szczególne zapotrzebowanie na dobro. W szkole rozumiane jako gest pomocy ofiarowanej tym, co jej potrzebują. Mnożą się akcje zbierania datków, przygotowywania paczek, kwestowania i wolontariatu – cel szlachetny, intencja z głębi płynąca… Dobra i piękna, chociaż bijąca najczęściej w rytm liturgiczno-urzędowego kalendarza, jakby dobro mierzyło się od święta do święta, od orkiestry do orkiestry… Można przynieść trochę słodyczy czy innych delikatesów albo koniecznych artykułów – ofiarować to do paczki dla potrzebujących; można dać pieniądze albo jeszcze zrobić coś innego… Można – bo to jest dobre, właściwe… 

Przed laty, idąc za głosem potrzeby i mając konkretną intencję, postanowiłem dobrowolnie ofiarować swój czas i poświęcić jego część na rzecz pracy dla innych. Udało mi się do tego nakłonić też jeszcze jednego nauczyciela. Zaproponowaliśmy mianowicie pewnej organizacji prowadzącej działania charytatywne na rzecz dzieci, że jesteśmy gotowi raz w tygodniu w czasie całego roku szkolnego udzielać bezpłatnych lekcji – ja, języka polskiego, ona – bo była to nauczycielka – matematyki. Lekcje miałyby się odbywać popołudniami w dowolnej z siedzib tej organizacji, a kierowane byłyby do uczniów wymagających pomocy, mających trudności w nauce albo przygotowujących się do egzaminu… Wysłaliśmy ofertę – gotowi na wolontariat. W odpowiedzi, która nadeszła po pewnym czasie – zaproponowano nam… sprzedawanie świec. Tak zakończyła się moja przygoda z wolontariatem. Choć wydaje mi się, że był to przypadek odosobniony… Wrażenie jednak wywarł niezatarte. Położył się cieniem na cały mój pogląd w tej sprawie.

Jakiś czas nie mogłem uwolnić się od myśli, że te przedświąteczne działania – tak pełne radości i energii emanującej od młodych ludzi – są po prostu nieautentyczne! Wynikają nie tyle z potrzeby, ile z obowiązku prowadzenia przez szkoły wolontariatu i uczenia go… Pokazywać, że się pomaga, być przykładem – czy po prostu pomagać i robić to swoim kosztem…

W ogóle czas przedświąteczny to okres zabiegania i dopinania wszystkiego – lekcje, zdwojony ruch przed końcem semestru, wystawianie i poprawianie ocen, posiedzenia rad pedagogicznych, szkolenia, wypełnianie podwójnej dokumentacji, spotkania z rodzicami – praca do późnych godzin popołudniowych, zmęczenie i niekiedy wyraźna nerwowość…

Tak więc zamiast być na sobotnim kiermaszu świątecznym lub na nocy filmowej albo w dni wolne od pracy kwestować na niedzielnym wolontariacie polegającym na sprawowaniu opieki nad uczniami pakującymi klientom marketów zakupy do plastikowych toreb wyjeżdżam do małej nadmorskiej miejscowości…

Wita nas sztorm wylewający spienione fale pod samą podstawę klifu. Woda, cofając się odsłania piasek czysty, mieniący się w słońcu. Ciemne sosny nagięte wiatrami i wszystkie pochylone w jedną stronę tworzą z barwą wydm ten rodzaj kontrastu,  który wpływa uspokajająco na patrzącego i daje smak piękna. Wiatr, szeleszcząc suchymi rokitnikami, zawiewa drobinami piasku prosto w twarz – ale nie jest to uczucie nieprzyjemne… Pustka malowniczych uliczek, pozamykane okiennice hoteli i pensjonatów, kot wygrzewający się w resztkach słońca na szerokiej promenadzie kończącej się urwiskiem klifu… Senność w takt dobiegającej się z pobliskiej restauracji kolędy… Czasami jeden dzień, kilka godzin – wystarczy, by zregenerować siły, oderwać się od biegu i niedobrych myśli… Nauczyciele często zapominają o tym, całkowicie pochłonięci pracą i oddani swoim działaniom, nie pamiętają, że uczniom należy się nie tylko nauczyciel mądry i oddany, ale i wypoczęty... i uśmiechnięty naturalnym, a nie wymodelowanym uśmiechem życzliwości… Z biegu i przemęczenia w szkole niewielki jest pożytek… Może warto pomyśleć o tym przed Świętami, może warto myśleć o pomocy w ogóle w innych niż medialne kategoriach, bo pomoc ofiarowana drugiemu człowiekowi, czas poświęcony mu – można rozpatrywać w kategoriach dobra i piękna. Niekoniecznie oświetlonego blaskiem flesza i zwielokrotnionego okularem kamery albo liczbą kliknięć… Jakoś nie mogę przyjąć miary pomocy wyrażanej kilogramach słodyczy albo kwotach pieniędzy... 

Tu powrócę do ‘piękna’ z mojej lekcji gramatyki opisowej. Może powinienem poprzestać na stwierdzeniu, że rzeczownik to część mowy odpowiadająca na pytanie: kto? co? Bo w końcu każdy widzi, co pięknem jest i co dobrem być powinno… Każdy na swój sposób…

Schodzę z klifu po stromych schodach prowadzących do niewielkiego tarasu. W dole zalewa go przypływ sztormu, łoskot fal wzmaga się. Wieje niezmiennie. Na drewnianej poręczy dostrzegam napis wykonany szablonem: Zaryzykuj! Schodzę dalej, na kolejnej poręczy okalającej niewielką galerię widzę następny napis: Kochaj! Jeszcze niżej: Szanuj! Daję się wciągnąć i poszykuję już innych napisów na poręczach schodzących coraz niżej: Doceniaj! Zwolnij! Odpocznij! Myśl! Tryb rozkazujący wcale nie wprawia mnie w irytację, choć jestem nauczycielem…

 

Komentarze (0)

Zaloguj się aby dodać komentarz

Blog Rolanda Maszki

Roland Maszka – polonista, absolwent gedanistyki, współautor podręczników szkolnych. Pasjonat teatru i tradycyjnej książki, siebie zalicza do epoki Gutenberga. Lubi stare obrazy. Inicjator dobrych praktyk w szkole.