Zaloguj się

Menu

Kursy internetowe

Dedykacja 2017

Nad otwartą skrzynią niby wiekiem trumny siedzi błazen. Nie widzimy jego twarzy, bo zakrywa ją dłonią w geście zmęczenia, zamyślenia i rozpaczy… Znamy go z obrazów Matejki; zwłaszcza z tego najsłynniejszego, gdzie siedzi w samotnej zadumie, podczas gdy obok trwa bal.  Ale ten błazen nie jest sam. Z głębi przyglądają mu się kukły z polskich szopek: kosynier i Żyd, krakowiak, chłopek i szlachcic, pan i cham… Może błazen jest po spektaklu? Skończył się teatrzyk, role zostały odegrane, widownia rozeszła się do domów. Kukiełki powędrują do skrzyni… Naśmiawszy się nam i naszym porządkom, Wemkną nas w mieszek, jako czynią łątkom… A może błazen dopiero wyjmuje marionetki do narodowej sceny i załamał się, widząc, kogo wyjął? Wolę symbolizm Wyczółkowskiego niż historyzm Matejki… Ta scena na obrazie może zresztą nic nie znaczyć – choć trudno oprzeć się pokusie podobieństwa z tym, co dzieje się w Polsce na przełomie 2016 i 17. roku. Z tą jednak różnicą, że dziś ściera się majestat państwa z ludyczną szopką, patos z groteską. Zasadę decorum złamano. To nie jest niestety tylko szopka, z której można nakręcić filmik…

Tak więc przeszły Święta Bożego Narodzenia, choć jedni łamali się opłatkiem w rodzinnym gronie, drudzy – w sejmowej sali obrad; jedni okupowali krzesło Marszałka, drudzy ze spokojem na to pozwalali. A jeszcze inni witali Nowy Rok na Maderze – w tym samym czasie gdy ci na miejscu naprawiali to, co – jak twierdzili – popsuli poprzedni… Nastał czas prawdziwych medialnych fajerwerków, które przeniosły się daleko poza sylwestrową noc…

W szopkach pociąga nas jednak ich jednoznaczna naiwność i swojskość. Mamy pewność, że kosa zetnie brodaty łeb Heroda, a Matka z Dzieciątkiem dotrze bezpiecznie na osiołku do Egiptu.  W rzeczywistości tak nie jest…

Tymczasem ma być dobra zmiana dla edukacji – zmiana ustroju szkolnego. Głos nauczycielski jest w tej sprawie cichy, jeśli w ogóle można powiedzieć, że jest jakiś głos. To środowisko zawsze szeptało we własnych sprawach, głośno bywa tu tylko w pokoju nauczycielskim i gdy nie ma dyrektora… Zresztą nauczyciele wydają się zadowoleni. Ci, którzy pracują w liceach i szkołach średnich – cieszą się, bo pracy nie stracą – godzin i klas przybędzie – zachowają swój status quo, a nawet poprawią go; podobnie myślą chyba nauczyciele pracujący w podstawówkach – bo przecież szóste klasy zostaną w macierzystych szkołach i staną się siódmymi i ósmymi. A kto powiedział, że na przykład nauczycielka przyrody nie może uczyć biologii? Albo czyż polonistka ucząca w podstawówce jest gorsza od tej, która uczy w gimnazjum czy liceum? Niezadowoleni albo milcząco niepewni wydają się tylko nauczyciele gimnazjów… To oni przyjmą na siebie ciężar zmiany – to znaczy fakt utraty pracy…

Pozostaje pytanie, gdzie w tym wszystkim jest uczeń, gdyż to dla niego jest ta dobra zmiana. I tu panuje dwugłos, choć troska o ucznia jest jedna. Nauczyciele szkół średnich z aprobatą przyjmują model czteroletniego liceum – wszak do tej pory był to tylko kurs przygotowujący do matury! Nauczyciele gimnazjów powiedzą: miała być szkła nowoczesna, wychodząca naprzeciw rzeczywistości szybkich nieustannych zmian. I gimnazjum jest taką szkołą. Uczeń musi zmieniać środowisko i miejsce nauki, poznawać nowych ludzi, stykać się z nowymi zadaniami i wymaganiami, bo z tym zetknie się w dorosłym życiu. Nie można zamykać go na osiem lat w jednym gmachu z jednym nauczycielem albo dwoma! Ci z podstawówek są przeciwnego zdania – dziecko uspołecznia się i wychowuje lepiej, gdy nie zmienia tak często środowiska, czyli szkoły. Jest bezpieczniejsze… W tym wszystkim odbudowę szkolnictwa zawodowego przyjęto bez zastrzeżeń. Choć jak je wskrzesić – skoro nie ma wielkich państwowych zakładów pracy, bez mecenatu których szkoły te nawet w PRL-u nie miały racji bytu. O podstawach programowych niemal się nie mówi… Będą nowe, trzeba będzie według nich uczyć… W gruncie rzeczy jest milcząca zgoda na reformę lub milczący sprzeciw wobec niej – bo i tak nic tu się nie da zrobić. W związki zawodowe nie wierzy nikt. Stan niepewności. Może prezydent podpisze, może nie podpisze…

Pamiętam entuzjazm w 1999, kiedy powstawały gimnazja, i pamiętam też tamten sceptycyzm. Obecny ustrój miał być wizytówką nowoczesnej europejskiej edukacji, przeciwstawiał się siermiężnej peerelowskiej szkole podstawowej z przestarzałymi programami i jednym dla wszystkich podręcznikiem… Przeciwstawiał autorytarny model demokratycznym standardom. Był to wybuch wolności i… dowolności. Wtedy to pojawiła się wielość i różnorodność programów, podręczników, szkół dydaktycznych. Pamiętam, że polonista mógł wybierać spośród kilkunastu programów i podręczników, i to jemu pozostawiano decyzję, według jakiego programu będzie uczył i z której książki skorzysta. Centra doskonalenia nauczycieli prowadziły wręcz marketing wydawniczy…

Ciekawe, że piewcy tamtej reformy, wydają się również piewcami obecnej… Gimnazja istnieją blisko dwie dekady. Na spotkaniu z kuratorem oświaty dowiaduję się, że były błędem i uczą źle… Nauczyciele gimnazjów nie sprostali zatem wymogom obecnego ustroju. Ale na tym spotkaniu przeważają rodzice. I to oni biorą w obronę milczącą mniejszość. Dlaczego obraża się nauczycieli gimnazjów?! Dlaczego sami nauczyciele nie bronią swoich osiągnięć i pozwalają, by publicznie dyskredytować jakość ich pracy? Rzeczywiście w broszurze informacyjnej Dobrej Szkoły pojawia się komentarz pani Minister Edukacji: Gimnazja się nie sprawdziły, nie wyrównały szans edukacyjnych. Szkoły tego typu miały być programowo związane ze szkołami ponadgimnazjalnymi jako pierwszy stopień kształcenia średniego. Tak się nie stało. Gimnazjum pozostało w silnych związkach ze szkołą podstawową i zaczęło się do niej upodabniać. Minister dodaje również, że wprowadzenie gimnazjów spotkało się z negatywną oceną znacznej części społeczeństwa… Na tym spotkaniu czuję się trochę jak na spektaklu, odnoszę wrażenie, że wszyscy odgrywają swoje role… Tym bardziej że pamiętam jedno z kryteriów, które podnoszono wówczas w 1999, uzasadniając rozdział dzieci na szkołę podstawową i gimnazjum – było to kryterium wieku: małe dzieci nie powinny uczyć się z dorastającą i dojrzewającą młodzieżą… Zdaje się, że i wtedy przywoływano badania i opinie.

Sam również stawiam pani kurator pytanie: Jaki będzie miała realny wpływ na to, by nauczyciele zachowali pracę? Bowiem ministerstwo zapewnia, że jest to tylko zmiana ustroju, a nie redukcja miejsc pracy. Nic się nie zmieni, bo liczba uczniów, a więc liczba oddziałów pozostanie taka sama, zmieni się tylko struktura szkół… Pani kurator zapewniła mnie, że wniknie w projekty organizacyjne szkół… W moim mieście jest ich dwieście. Już zapowiedziano likwidację wielu… To jest jednak problem nauczycieli. Najważniejsze, by uczeń chodził do dobrej szkoły, bo polska szkoła ma być dobra dla każdego ucznia, nie dla nauczyciela...  

Komentarze (0)

Zaloguj się aby dodać komentarz

Blog Rolanda Maszki

Roland Maszka – polonista, absolwent gedanistyki, współautor podręczników szkolnych. Pasjonat teatru i tradycyjnej książki, siebie zalicza do epoki Gutenberga. Lubi stare obrazy. Inicjator dobrych praktyk w szkole.