Zaloguj się

Menu

Kursy internetowe

Zaniedbane zaburzenia rozwojowe

 

Mam przed sobą artykuł Dorothy Bishop “Które zaburzenia neurorozwojowe są badane naukowo, i dlaczego?” Artykuł analizuje liczbę publikacji naukowych poświęconych zaburzeniom rozwojowym, opublikowanych w latach 1985-2009 w anglojęzycznych czasopismach naukowych, a także wielkość funduszy, jakie Narodowe Instytuty Zdrowia  (agendę rządu USA, zajmującą się prowadzeniem i finansowaniem badań biomedycznych) przeznaczyły na badanie poszczególnych zaburzeń.

 

Wyniki analiz można podsumować następująco: na temat zaburzeń rozwojowych publikuje się wiele, liczba tych publikacji wzrasta z roku na rok (i podobnie jest z funduszami przeznaczanymi na badania), zaś liczba publikacji koreluje z częstością występowania danego zaburzenia, a z właszcza z jego dotkliwością – im zaburzenie bardziej poważne, i im częściej występuje, tym więcej publikacji na jego temat. “A więcej wszystko w porządku” – można powiedzieć. Jednak bliższa analiza pokazuje, że zdarzają się wyjątki od opisanych powyżej zależności. Niektóre zaburzenia o zbliżonej częstości występowania i zbliżonej dotkliwości, różnią się bardzo liczbą publikacji i ilością funduszy przeznaczanych na badania. Ilustruje to poniższa tabela. Przedstawia ona jedynie fragment wyników opublikowanych przez Bishop; liczbę publikacji poświęconych 12 najczęściej występującym zaburzeniom rozwojowym, spośród 35 analizowanych przez autorkę (większość zaburzeń, które pominąłem, to bardzo rzadkie anomalie chromosomalne, takie jak zespół kruchego chromosomu X, czy zespół Williamsa).

 

Zaburzenie rozwojowe
Częstość występowania (na 100 osób w populacji, wg. Podręcznika Rutter’s Child
and Adolescent Psychiatry (2008))
Liczba publikacji anglojęzycznych w latach 1985-2009 (zawierających nazwę danego zaburzenia w tytule, na podstawie Web of Knowledge)
Tempo wzrostu: średni wzrost liczby publikacji w kolejnym roku, w porównaniu z rokiem poprzednim
Alkoholowy zespół płodowy
0,1
1,105
3
Porażenie mózgowe
0,15
6,988
67
Zespół Downa
0,17
15,522
59
Zespół Tourette’a
0,5
2,071
5
Zaburzenia ze spektrum autystycznego
0,65
16,071
294
Dyskalkulia rozwojowa
3
229
3
ADHD
5
12,631
287
Niepełnosprawność intelektualna
5,5
17,721
99
Dysleksja rozwojowowa
6
3,789
26
Rozwojowe zaburzenia koordynacji (dyspraksja rozwojowa)
6,5
398
8
Specyficzne zaburzenia rozwoju językowego (SLI)
7,4
1140
17
Zaburzenia artykulacji
10
387
5

 

Tabela wyraźnie pokazuje rozbieżności między częstością występowania danego zaburzenia, a ilością publikacji na jego temat. Dla przykładu, zaburzenia artykulacji – zapewne najczęstsze zaburzenie rozwojowe – doczekało się jedynie 387 publikacji, zaś o połowę rzadsza niepełnosprawność intelektualna, aż ponad 17 tysięcy!! To tylko jeden z przykładów, w powyższej tabeli takich rozbieżności widać ich wiele. Oczywiście, kiedy uwzględni się dotkliwość zaburzeń, te dysproporcje stają się po części zrozumiałe. Zaburzenia artykulacji mogą być względnie częste, ale są też  na ogół łagodne, nie upośledzają funkcjonowania dziecka w sposób znaczny i przeważnie ustępują samoistnie, nie wymagając terapii. Trudno ją porównywać z niepełnosprawnością intelektualną, która wpływa znacząco na wszystkie sfery funkcjonowania dziecka i jego rodziny. Nic więc dziwnego, że tę drugą bada się częściej.

 

Jednak nawet kiedy uwględni się zarówno częstość występowania zaburzeń, jak ich dotkliwość,  nadal widać pewne dysproporcje w wysiłkach badaczy. Jak zauważa autorka, dysleksja i SLI (specyficzne zaburzenia językowe) są zbliżone do ADHD pod względem częstości   występowania oraz dotkliwość objawów, niemniej, na temat dysleksji publikowano 4 razy rzadziej niż na temat ADHD, zaś na temat SLI 16 razy rzadziej. Wygląda więc na to, że SLI jest zaburzeniem wyraźnie “niedobadanym naukowo”. Tym bardziej iż, wbrew temu co autorka twierdzi, dotkliwość objawów SLI wcale nie jest zbliżona do dotkliwości objawów dysleksji – jest na ogół większa! Badania porównujące losy dzieci z dysleksją oraz SLI pokazały, że te drugie doświadczają na ogół dużo poważniejszych, długofalowych trudności i ograniczeń w zakresie edukacji o rozwoju społecznego (nie są mi znane badania porównujące długofalowe konsekwencje SLI i ADHD, ale przypuszczam, że również wypadłyby na niekorzyść SLI). SLI jest więc poważnym, lecz zaniedbanym zaburzeniem.

 

Drugim zapomnianym zaburzeniem wydaje się być dyskalkulia. Jej typowe objawy są może nieco mniej uciążliwe niż objawy dysleksji i ADHD (zakładając, że kompetencje matematyczne są nam potrzebne rzadziej, niż kompetencje w zakresie czytania, uwagi czy kontroli impulsów), niemniej na pewno nie są trywialne! A tymczasem, na temat dyskalkulii publikowano 16 razy rzadziej, niż na temat dysleksji, oraz 55 razy rzadziej, niż na temat ADHD!

 

Nie wiem, jak przedstawiają się analogiczne statystyki dla badań nad zaburzeniami rozwojowymi publikowanymi w języku polskim. Ale wiem, że o SLI i ADHD, nieco zaniedbanych jak widać w anglojęzycznym świecie naukowym, również i w Polsce mówiono do niedawna  rzadko – tak w kręgach naukowych, jak i wśród praktyków. Na szczęście to się zmienia. Na zeszłorocznej warszawskiej konferencji “Specyficzne zaburzenia językowe”, zorganizowanej przez prof. Magdalenę Smoczyńską z Instytutu Badań Edukacyjnych, można było posłuchać plejady wybitnych badaczy problematyki SLI z całego świata (kto nie był, a ja również nie byłem, może przeczytać szczegółowe sprawozdanie tutaj).  Przetłumaczono też na język polski świetny podręcznik Laurence Leonarda “SLI – specyficzne zaburzenia rozwoju językowego”, jest też praca Grażyny Krasowicz-Kupis “SLI i inne zaburzenia językowe”. Problematyce dyskalkulii była częściowo poświęcona ostatnia wrześniowa konferencja Polskiego Towarzystwa Dysleksji, o której pisałem na tym blogu. Najbliższy, zimowy numer biuletynu “Dysleksja” też będzie poświęcony w dużej mierze temu właśnie zagadnieniu. Mamy książki Edyty Gruszczyk-Kolczyńskiej oraz Urszuli Oszwy, poświęcone różnym aspektom trudności w uczeniu się matematyki – choć wciąż, o ile mi wiadomo, brakuje porządnej monografii, zawierającej całościowe omówienie tej problematyki, w świetle najnowszych badań.

 

A więc, “coś drgnęło”, ale wiele pozostaje do zrobienia. Nie wszystko jest dysleksją i ADHD. Nie zapominajmy o innych trudnościach!
  
Z hallowenowymi pozdrowieniami (w Cork szaleństwo, zombie na każdym rogu….).

 

 

Komentarze (0)

Zaloguj się aby dodać komentarz

Marcin Szczerbiński

Blog dra Marcina Szczerbińskiego

Pochodzę z Bielska-Białej. W dzieciństwie miałem szczęście wędrować sporo po Beskidach i przeczytać wiele dobrych książek. Osobistych kontaktów z trudnościami w czytaniu i pisaniu miałem niewiele, czym jest dysleksja, dowiedziałem się właściwie dopiero w trakcie zajęć na czwartym roku studiów (psychologia, UJ – ach, piękny Kraków!), lecz problematyka ta szybko mnie zainteresowała. Zdecydowałem się napisać doktorat na temat psychologicznych mechanizmów uczenia się czytania i pisania. Ukończyłem go na University College London w 2001 roku. Przez dziesięć lat pracowałem jako wykładowca psychologii w instytucie logopedii na Uniwersytecie w Sheffield, ucząc głównie psychologii rozwojowej, metodologii badań, statystyki oraz problematyki czytania, pisania i dysleksji. W styczniu 2011 raz jeszcze zmieniłem kraj: obecnie pracuję w instytucie psychologii na uniwersytecie w Cork (Irlandia). Mam też trochę doświadczeń w pracy jako nauczyciel angielskiego, tłumacz i statystyk. Na moim biurku w pracy stoi bursztynowa róża – odznaka honorowego członkostwa Polskiego Towarzystwa Dysleksji, z której jestem bardzo dumny. Pytany o moje zainteresowania naukowe odpowiadam: „Wszystko, co wiąże się z fenomenem czytania i pisania” . O tym też będzie ten blog. Historia pisma; psychologiczne mechanizmy uczenia się czytania i pisania; metodyka nauczania tych umiejętności; analfabetyzm funkcjonalny; dysleksja, dysgrafia i dysortografia, ich mechanizmy, diagnoza i terapia – oto niektóre z tematów, które chciałbym poruszyć. Zapraszam do lektury i do dyskusji!