Data wpisu:
Pisalnia
Dziś kolejna gimnazjalna opowieść Anny Adryjanek. O pisaniu, z czego cieszę się szczególnie, bo to temat zaniedbany, na moim blogu i nie tylko. No i nie mogę sobie wyobrazić piękniejszego tekstu na zakończenie roku szkolnego….
***
Daniel. Gimnazjalista. Puciata buzia, lekka nadwaga, długie jasne włosy spięte w kucyk, czarne spodnie moro, glany. Wyszczekany. Krytyczny. Utrudnia zajęcia. Nie pisze, ma dysleksję.
Najprostsza i najtrafniejsza charakterystyka młodego człowieka Anno Domini 2013. Trafił do nas, czyli do Gimnazjum Programów Indywidualnych w Gdańsku w połowie drugiej klasy. Chmury nawracał. Problem tkwił nie tylko w konieczności zaliczenia pierwszego półrocza, ale ogólnie w postawie, którą reprezentował. Wszystko dla niego głupie, beznadziejne. Najlepsze w jego wykonaniu było doprowadzanie do pasji nauczycieli o kruchej kondycji nerwowej, niekonsekwentnych i zakompleksionych, których łatwo wyprowadzić z równowagi, rozpoczynając zadanie: „Ale przecież powiedziała pani wcześniej, że..., więc jak ma się do tego...”. Cudowny! Nieprawdaż?
Jeszcze wtedy nie miałam z nim lekcji, ale lubiłam go na zastępstwach, chętnie słuchałam o jego wybrykach na zebraniach nauczycieli i radach pedagogicznych. Okazało się, że robi świetną destrukcję w kilkunastoosobowej klasie, bo wyraźnie przewodzi w „rozwalaniu lekcji”.
W kolejnym roku szkolnym nauczanie polskiego musiał podjąć ryzykant, bo nauczycielka z doktoratem zrezygnowała, by leczyć swe skołatane nerwy w Hiszpanii, pracując ze studentami. Wypadło, że ryzykantem będę ja.
W krótkim czasie okazało się, że Daniel może być sprzymierzeńcem. Jak on myśli! Wybrałam na początek coś mocnego. Pierwszy rozdział powieści Olgi Tokarczuk pt. „Prawiek i inne czasy”. To jest mój papierek lakmusowy, którym sprawdzam, jak myślą uczniowie, co potrafią, jak mówią, jak piszą. Pół strony A4, a jak wiele może powiedzieć! Zadanie jest proste. Uczniowie powinni zbudować model uniwersum, który jest tam wpisany, a następnie o nim opowiedzieć w dziesięciu zdaniach. Puciaty chłopak „roztrzaskał” tekst. Wszyscy pomyśleli poprawnie, płasko, rutynowo, bez ekscesów. Tylko on: a kształt, a przestrzeń, a granice, a centrum, a w perspektywie wertykalnej, a horyzontalnej, a kolor, a mieszkańcy, a symbole, a anioły itd. Na plakacie rysunek niepozorny, ale te dziesięć zdań, które wypowiedział! „No kochany, ty masz mózg!” - powiedziałam cicho, ale z naciskiem i wszyscy wokół byli poruszeni. Zrozumieli, że Daniel nie tylko w roli błazna prezentuje się po mistrzowsku.
Kolejne pół roku poświęciłam na dyplomację. Dyplomacja polegała na tym, żeby nie obnażać nieporadności i niekompetencji Daniela na forum publicznym, a pozwalać mu popisywać się mózgiem. Analizował z pasją, wnioskował ekwilibrystycznie, ale z sensem, obalał utarte teorie. Po cichu, na papierze czytał recenzje swoich prac, które kulały pod względem językowym i ortograficznym, o ile w ogóle powstawały. Nigdy jednak nie usłyszał wszem i wobec: „ No, słabo”, „A ile tu błędów?!”, w ogóle nie otrzymywał takich recenzji. Raczej: „Powiedz to prościej”, „Zbuduj klarowniejszą konstrukcję pracy”, „Znajdź i popraw błędy zgodnie ze wskazaniami na marginesie”. Daniel wiedział, że pisanie mu ciąży, że jest jego traumą i kompleksem. Ale cóż mógł innego robić Daniel, posiadając taki mózg? Krzepił się póki co sukcesem werbalnym w klasie i krzepł w nowej roli „mózgowca”, o błaznowaniu zapomniał. Coś się jednak zmieniło generalnie, otóż w czasie klasyfikacji semestralnej nie wystąpił w niezaszczytnej roli ucznia z wieloma jedynkami. W ogóle o nim nie było mowy na radzie pedagogicznej, ucichły już ekscesy z Danielem w roli głównej, a wychowawca słyszał tylko z satysfakcją wypowiadane słowa: „ A widzi pan, to nie ja...”, gdy jakichś innych gimnazjalistów przyłapano na wywracaniu świata do góry nogami.
Pod koniec trzeciej klasy Daniel się odsłonił. Przyznał, że nie przeczytał żadnej książki. Nawet „W pustyni i w puszczy” przeczytała mu babcia. Takie wyznanie wstrząsnęło Danielem, ale nie mną. Zaproponowałam „Wiedźmina”, bo grał na komputerze w wiedźmińskie klimaty od rana do nocy i od nocy do rana. Wzięłam książkę z półki w klasie i wręczyłam. „No to przeczytaj.” Był zdziwiony i zaskoczony. Chyba myślał, że musi cofnąć się do czwartej podstawówki, żeby odpokutować winę. Zaskoczenie nie pozwoliło mu też skontestować polecenia. Przeczytał, po tygodniu przyniósł książkę. Poprosił o więcej. W dwa miesiące do wakacji uporał się z całym Sapkowskim. Ale mu mało. „No to pisz, jak Sapkowski”. Znowu nie kontestował i nie zdążył się spłoszyć. Napisał fragment i zadał pytanie za pomocą meila: porszę pani wiem że jeszcze mało mam jeszcze pytanie czy mogę to pisać jako pracę dółgo terminową i czy wtedy muszę zrobić coś jeszcze jak zadanie domowę.
Do dziś przechowuję tego meila, nic w nim nie poprawiam i nie koryguję. Tak zaczęła się Daniela przygoda z pisaniem. Mimochodem, ale bez trudności (o dziwo dla nauczycieli) przeszedł do naszego liceum i pisał wytrwale cały rok swą pierwszą powieść. Przesyłał mi fragmenty, konsultował się „medialnie”, robiąc dalej błędy, ale niech mu tam! Po sześćdziesięciu stronach zapragnął wyuczyć się interpunkcji, bo jej brak we własnym tekście utrudniał mu pisanie, gdy wracał po szkole do domu i zasiadał do biurka, żeby wklepać kilka kolejnych stron. Dałam słownik. Na kontrolerze X-boksa [konsoli do gier komputerowych – przypis MS] osiadał kurz, a on studiował zasady interpunkcji, z uporem wstawiał przecinki i wysyłał tekst z pytaniem: Mam nadzieje, że teraz dojdzie również opowiadanie; mam zamiar jeszcze wieczorem po pisać, więc powinno być więcej, bo mam pomysł na kilka stron.
Po stu stronach Daniel zapragnął zapanować nad kompozycją. Nie zadowalało go pisanie, w którym nie przemyślał całości. A jak to zrobić? Dałam parę opowiadań i książek różnych autorów, gdzie początek na końcu, koniec na początku albo wszystko, jak Bóg przykazał, albo szkatułkowo. Parę tygodni nie dostałam nic od Daniela, aż w końcu zjawia się i mówi, że wymyślił, ale musi wszystko przerobić, a przede wszystkim wstawić coś w rodzaju prologu, jak w tej „Antygonie”, którą też przeczytał, żeby nie było, że nie czyta lektur! „No to przerabiaj”.
Proszę pani, napiasałem wstęp opsujący krainy, i mam pytanie, co pani o tym sądzi i czy nadaje się na wstęp – czytam kolejnego meila i całkiem długi załącznik, a potem odpowiedzialnie i konstruktywnie odpisuję, że postacie budowane ciekawie, wstęp rozjaśnia wiele, że ma pisać dalej.
O dziwo Daniel mimo czterech angin w jesienno-zimowym półroczu nie zawalił żadnego przedmiotu i nie wystąpił na czarnej liście gagatków ze złym zachowaniem. W pokoju nauczycielskim było cicho na temat Daniela, nikt nie narzekał na jego frekwencję, a on sam zaprzyjaźnił się z rudą dziewczyną z naszego Liceum Plastycznego, może nawet zakochał, choć jest dwa lata starsza od niego. Pojawiał się z nią w bibliotece oliwskiej na wieczorach poświęconych poezji, łaził na wykłady na Wydział Filologiczny (swym długim glaniastym krokiem i dalej w czarnych spodniach moro).
W ferie napisał: Nie spoczywam na laurach i w fere też staram się pisać, trochę dopisałem, więc wysyłam :).Po feriach było mu mało. Oświadczył, że na przerwach to ja nie mam czasu albo on nie ma czasu i kilka słów mu nie wystarczy, więc czy dałoby się wykroić jakąś godzinę na wspólną rozmowę, on ma piątek na dziesiątą. „No to przychodź.” Tak rozpoczęły się regularne spotkania „Pisalni”, bo jak nazwać taki przedmiot? Z czasem dołączyli inni, którzy już rozpoczęli, rozpoczynali, lub zamierzali rozpocząć karierę pisarską: Asia, Patryk, Ryszard i Łukasz. Razem z Danielem była nas szóstka, więc mieściliśmy się w moim gabinecie przy stole ogrodowym, który wciela się w stół konferencyjny. I tak w piątki rano (kto przychodzi z własnej woli w piątki rano do szkoły?!) czytaliśmy swoje „kawałki”, rozmawialiśmy o nich, a z czasem zaczęliśmy trening. Tak na jednych zajęciach powstawały miniteksty o zadanych przeze mnie walorach: a żeby wartko i dramatycznie, a żeby ironicznie i sarkastycznie, a żeby lirycznie i poetycko, a żeby wulgarnie, a żeby stylizować itd. Tematy i tytuły braliśmy z gazety „Gala”, która służyła za mapę. Zamykam oczy, paluszek na papier kredowy i „puk” słowo: „wymuskany”, a kolejne: „biznes”, a jeszcze „ bluzka”. W ten sposób w pudełku po papierze ksero rosła sterta pisanych kolorowymi długopisami minitekstów, które spięłam spinaczami w sześć pakietów, bo sześcioro nas, pisarzy, było. Teksty uczniów okazały się mądre, czasem wyzywające, ciekawe, artystyczne i wiele określeń można by im nadać, ale najważniejsze, że stanowiły punkt wyjścia do rozmów o tym, jak pisać, co poprawić, co jest dobre, a co brzmi źle. O dziwo uczniowie oceniają siebie i innych bardzo celnie. Nie owijają w bawełnę, unikają krytykanctwa, sam warsztat: jasno i dobitnie. Sześć pakietów rosło, w tym pakiet Daniela, a co więcej chłopakowi było mało. Po stu pięćdziesięciu stronach doszedł do wniosku, że musi zmienić imiona i nazwy własne, bo dobrze by było, żeby brzmiały stosownie i „miały podstawy... w tym..., onomastyce”. „No to czytaj” - powiedziałam, wręczając kolejne książki.
Po kolejnej redakcji i dwudziestu kolejnych stronach Daniel zapragnął, żeby jego powieść była wartka, pełna dramatyzmu i napięcia we właściwych miejscach, więc oddał się studiom nad opisami sytuacji i przeżyć wewnętrznych w podrzucanych przeze mnie książkach, po czym napisał kolejnego meila: Proszę pani, proszę, by zwróciła pani uwagę na początek opowiadania i na walkę Jorika i Lenet z zbirem za karczmą; był tam błąd i było dwa razy to samo słowo, zmieniłem to zdanie i wydaje mi się, że nabrało większego sensu. I cały czas idę na przód teraz też piszę :)
(Daniel od pamiętnego czasu, gdy nauczył się, gdzie wstawiać przecinki, uwielbia je i traktuje kropki po macoszemu.)
Po dwustu stronach i ukończeniu części pierwszej, pod koniec pierwszej klasy liceum Daniel przeszedł kryzys: Proszę pani prosił bym, żeby napisała mi pani, w jakim kierunku zmierza ma mała powieść, bo od jakiegoś czasu czuje, że to, co piszę to chłam, jednak myśle, że właśnie to chciałbym robić w swym życiu. Niech pani przeczyty i postara się stwierdzić, czy powieść idzie w dobrym kierunku i już mam mniejwięcej zarys na jej całość, jeżeli będzie Pani chciała, będę mógł pani opowiedzieć, mam też kilka nowych pomysłów.
Rozmowa pomogła, po prostu bał się wakacji i nie-pisania. Gdy ustalił, że dalej piszemy, że jego wysiłek ma się zakończyć powieścią, zasiadł z dawnym zapałem nad komputerem i donosił optymistycznie: Napisałem nowy wstęp do książki, ale jeszcze nie wkleiłem go do opowiadanie, jestem ciekawy pani opini.
W tym roku szkolnym Daniel chodzi do drugiej liceum. Jest maj. Powieść skończona zimą, ale jeszcze się przepoczwarza, jak ten jej bohater Jorik. Daniel redaguje dalej, czyta historię, różne podrzucane przeze mnie teksty, bo „to moje fantazy ma być wiarygodne”. Raz dochodzi do wniosku, że brakuje mu wiedzy na temat broni, sztuk walki, więc uzupełnia wiedzę, poprawia dalej i znowu przesyła meila, innym razem dopomina się o artykuł na temat historii majtek, bo stwierdza, że nie można w powieści fantazy rozbierać bohaterki do majtek: Trochę poszło do przodu , i jak by mi pani przypomniała, jak miałbym to z tymi majtkami zmienić, był bym wdzięczny .
Zajęcia „Pisalni” mają się dobrze, w tym roku dołączyły do nas kolejne osoby – dwie z gimnazjum, dwie - z liceum. Tekstów jest dużo, grupa pisarzy z dysleksją rośnie. Bo przecież błędy, których już samodzielnie nie wykryją, poprawi redaktor, w którego ostatecznie ja się wcielę. W przyszłości ktoś w redakcji wydawnictwa nam w tym pomoże, ważne żeby było po polsku - mówią i piszą dalej.
Istniało pięćdziesiąt procent szans, że na koniec czerwca Daniel już będzie usatysfakcjonowany i uda mi się wydać w dziesięciu egzemplarzach tę jego powieść. Na razie tyle, żeby zobaczył, przewertował, ocenił wagę tych swoich trzystu stron A5, „pomacał” okładkę, do której ilustracje zrobiła mu ruda plastyczna dziewczyna. W przyszłym roku poszukam mu prawdziwego wydawcy. Dziś, 24 czerwca, Daniel nie skończył jeszcze swojej powieści. Podczas którejś z ostatnich redakcji dorobił jeszcze sześćdziesiąt stron. Mówi: Proszę Pani, ja muszę jeszcze w wakacje popracować, bo co ja będę robił? Dopiero będę gotowy rzucić to we wrześniu i wtedy zajmę się maturą. Zapewne w pierwszy dzień wakacji dostanę meila o treści: Przypominam, że miejsce, w którym skończyłem kolejną redakcję jest oznaczone ,,$$$”.
P.S. Daniel miał niezłą średnią na półrocze, na koniec roku ma biało-czerwony pasek i PERŁĘ, najwyższą nagrodę w naszym Liceum Programów Indywidualnych!
***
Życzę Wam wszystkim pięknych wakacji! W trakcie których też będę na blogu pisał choć od czasu do czasu – wszak przykład Daniela zobowiązuje... I jak zawsze czekam na Wasze komentarze i opowieści!
Blog dra Marcina Szczerbińskiego
Pochodzę z Bielska-Białej. W dzieciństwie miałem szczęście wędrować sporo po Beskidach i przeczytać wiele dobrych książek. Osobistych kontaktów z trudnościami w czytaniu i pisaniu miałem niewiele, czym jest dysleksja, dowiedziałem się właściwie dopiero w trakcie zajęć na czwartym roku studiów (psychologia, UJ – ach, piękny Kraków!), lecz problematyka ta szybko mnie zainteresowała. Zdecydowałem się napisać doktorat na temat psychologicznych mechanizmów uczenia się czytania i pisania. Ukończyłem go na University College London w 2001 roku. Przez dziesięć lat pracowałem jako wykładowca psychologii w instytucie logopedii na Uniwersytecie w Sheffield, ucząc głównie psychologii rozwojowej, metodologii badań, statystyki oraz problematyki czytania, pisania i dysleksji. W styczniu 2011 raz jeszcze zmieniłem kraj: obecnie pracuję w instytucie psychologii na uniwersytecie w Cork (Irlandia). Mam też trochę doświadczeń w pracy jako nauczyciel angielskiego, tłumacz i statystyk. Na moim biurku w pracy stoi bursztynowa róża – odznaka honorowego członkostwa Polskiego Towarzystwa Dysleksji, z której jestem bardzo dumny. Pytany o moje zainteresowania naukowe odpowiadam: „Wszystko, co wiąże się z fenomenem czytania i pisania” . O tym też będzie ten blog. Historia pisma; psychologiczne mechanizmy uczenia się czytania i pisania; metodyka nauczania tych umiejętności; analfabetyzm funkcjonalny; dysleksja, dysgrafia i dysortografia, ich mechanizmy, diagnoza i terapia – oto niektóre z tematów, które chciałbym poruszyć. Zapraszam do lektury i do dyskusji!
Komentarze (0)
Zaloguj się aby dodać komentarz