Zaloguj się

Menu

Kursy internetowe

Książkowa rewolucja

 

Wielokrotnie wracałem na tym blogu do tematu uwiedzenia czytaniem. Jak sprawić, aby nasze dzieci i nasi uczniowie zafascynowali się lekturą i rozwinęli czytelnicze nawyki? Dziś kolejny wpis z tej kategorii, autorstwa Anny Adryjanek.  Wielu z Was będzie ją znało jako współautorkę poradników („Uczeń z dysleksją w szkole” i „Uczeń z dysleksją w domu”). Na co dzień pani Anna pracuje w Gimnazjum oraz Liceum Programów Indywidualnych i Liceum Plastycznym w Gdańsku. Uczy tam języka polskiego, stosując autorskie metody pracy i prowadzi różne fakultety zainteresowań: pisalnia, religioznawstwo, literatura SF oraz fantasy, wiedza o teatrze. Właśnie o doświadczeniach pracy w tej szkole traktuje jej relacja.

 

 

***

Kilka lat temu. Mała szkoła w Gdańsku na Polankach, stu dziesięciu uczniów, w tym gimnazjaliści, licealiści i plastycy liceum plastycznego. Budynek obszerny, jest nawet biblioteka z czytelnią i „pani od książek”. Nic specjalnego, tylko uczniów w niej brak, jak w każdej bibliotece szkolnej. Na przerwach wybierają raczej inne, klimatyczne miejsca: aulę, gdzie jest kanapa, kącik na górnym holu, gdzie fotele. W bibliotece pusto, choć na jej zapleczu można nawet zrobić herbatę, bo uczniowie mają zlew, czajnik i stolik. Zaś w czytelni komputery i  szybkie wi-fi – jeszcze wtedy rzadkie w szkołach. Mimo to, na przerwie – nikogo. Pomysł pojawił się nagle, był radykalny.

 

Otworzyliśmy wszystkie szafki, dotąd zamknięte na klucz, zlikwidowaliśmy system wypożyczania, a pani od książek wypełnia nowe zadania. Lektury znalazły inne, właściwsze miejsce – półki w salach od polskiego, podobnie jak książki popularnonaukowe w salach od historii, fizyki, chemii, matematyki. Przez dwa tygodnie uczniowie brali udział w przeglądaniu księgozbioru, który zawierał wiele smaczków i zadomowił się w klasach. Blisko nauczycieli, którzy nie mieli czasu na przegląd biblioteki, dotąd tak naprawdę niedostępnej. Bo jeden komplet kluczy od szafek u pani bibliotekarki, która czasem chora, czasem prowadzi jakieś lekcje, czasem jest w pokoju nauczycielskim. Przerwa krótka, trzeba iść na inne piętro – wszystko to nie sprzyja używaniu książek.

 

Po tym rewolucyjnym kroku książki znalazły się bliżej uczniów. Przed omawianiem Makbeta każdemu wręczam książkę do ręki, uczeń nie wykonuje żadnego wysiłku poza jej otworzeniem. Może czytać na przerwie, w tramwaju, kolejce, zabierać do domu, a na lekcji zawsze ją ma, bo kto przepakowuje plecak? Gdy Makbet będzie jeszcze kiedyś potrzebny, bo pojawi się jakiś właściwy kontekst, sięgniemy po niego, jak się sięga po książkę w domu. Sale lekcyjne zawierają właśnie takie domowe biblioteczki. Są słowniki, encyklopedie, historia literatury, teoria, religioznawstwo, trochę kulturoznawstwa, jakieś albumy. Ostatnio przydały się nawet książki na temat hebrajskiego, bo Aleksander zadał pytanie na temat interpretacji „tajemniczej liczby czterdzieści i cztery” w Dziadach. Trzeba było zobaczyć alfabet hebrajski, sprawdzić jak się mają liczby hebrajskie do liter. Każdy nauczyciel „przytula” takie książki, jakie są mu bliskie, jakich używa wraz z uczniami. W treningu rozumienia stylu naukowego sprawdza się w mojej sali seria ceramowska „Rodowody Cywilizacji”, Graves, Frazer, Huizinga. Wtedy każdy uczeń pracuje, ślęcząc nad własną książką i uzupełnia skomplikowaną metryczkę tekstu, którą precyzyjnie przygotowuję, aby pasowała do każdej treści.  W sali u koleżanki, Kasi króluje teatr, bo tam się odbywa warsztat teatralny i potrzeba czasem zobaczyć scenę pudełkową czy omówić Wielką Reformę Teatru.

 

Książki z otwartych regałów w salach częściej trafiają do ręki ucznia. „Proszę pani, mogę pożyczyć te Czerwone i czarne?” - pyta mnie gimnazjalista. „Tak, ale to dorosła książka – odpowiadam – nie jakiś Mały Książę”. Przeczyta, na sto procent.

 

Rewolucja biblioteczna zaowocowała jeszcze innym zjawiskiem. Praca stylistyczna w klasie, uczniowie piszą wypracowania. Ja też piszę, taką mamy umowę: „Wszyscy się wysilają!”. Co jakiś czas ktoś podchodzi do półki po słownik, ktoś inny po historię literatury, ktoś inny po teorię, żeby sprawdzić, co to ten epitet. Okazało się, że udało się przełamać tabu „odległej książki”, nieprzydatnej w doświadczeniu ucznia. Moi uczniowie używają książki jak ja: jako źródła informacji, podręcznie, bezczelnie, bez lęku, by znaleźć, to, czego szukają.

 

Co zatem w bibliotece? Literatura popularna, „młodzieżówka”, komiksy, National Geographic, historia sztuki. Tutaj plastycy korzystają z księgozbioru na lekcjach historii sztuki, a na przerwach, okienkach, po południu zawsze mnóstwo uczniów. Robią tu herbatę, jedzą kanapki, jak w kawiarni literackiej.

 

Czy giną książki? Czasem! Najczęściej trafiają z powrotem pod koniec roku, gdy rodzic każe zrobić porządki na biurku przed wakacjami. Ale kto by dzisiaj kradł książki? A nawet jeśli przepadnie jedna czy druga, to jakie ma to znaczenie w świetle faktu, że ktoś ją wcześniej być może przeczytał?

 

Bookon

Modne są w ostatnim czasie konwenty. Nasi uczniowie wpadli na pomysł konwentu poświęconego książce w ramach dnia otwartego. Zwykłe dni otwarte są nudne, mnóstwo osób kręci się po szkole nieśmiało, bez celu, tubylcy jakoś bez entuzjazmu... Rzucili hasło BOOK-ON w dniu wagarowicza. Treść nazwy jasna i czytelna. Niech uczniowie innych szkół idą na wagary do nas! Postanowili  zaaranżować zajęcia w „salach-komnatach”, poświęcone tematyce książkowej i okołoksiążkowej. Każdy uczestnik może wybrać sobie, czy chce nauczyć się sztuki ilustracji, tworzenia haiku, obejrzeć adaptację, napisać oryginalny tekst, dowiedzieć się o tajemniczych księgach świata, zrobić film poklatkowy, zrobić zdjęcie w fotoroomie, pograć w giercowni, zabawić się metaforą w pisalni, przygotować pantomimę w oparciu o tekst. Uczestników dużo, przepływają swobodnie pomiędzy salami, a nasi uczniowie w roli ekspertów i gospodarzy komnat. Dopiero mają okazję, żeby podzielić się swoją wiedzą i popisać zainteresowaniami! Inni przygotowują sale, pracują nad dekoracjami, pracują w służbie informacyjnej i porządkowej. Każdy ma coś do roboty. Pod koniec dnia spotkanie z VIPem - jakimś pisarzem i prezentacja prac wykonanych w komnatach, oraz mnóstwo, mnóstwo nagród książkowych.

 

W tym roku czwarta edycja Bookon-u, zgłoszonych stu pięćdziesięciu uczestników z innych szkół (przeważnie podstawowych), profesjonalne dekoracje przygotowywane, gadżety do poprowadzenia zajęć się tworzą, absolwenci gotowi do pomocy.  A my, nauczyciele? Pomagamy i... sprzątamy po akcji. Gwiazdami są w ten dzień uczniowie, nie my. I książki, które można ilustrować, recytować, używać do zabaw, gier i różnorodnej aktywności. Nie  stanowią muzealnych eksponatów, zaczynają żyć nowym życiem.

 

Pisanie książek

Książki można nie tylko czytać. Można je też pisać. Od trzech lat niektórych naszych uczniów owładnęła mania pisania książek. Pierwsza była Asia, gimnazjalistka. Przez cały rok w ramach pracy długoterminowej pracowała nad zbiorem opowiadań, który redagowała, a w finale wydała w kilku egzemplarzach. Taka praca z książką od A do Z. Pod koniec roku prezentowała swoje dzieło wszystkim w auli, opowiadała o trudnym życiu pisarza, o potrzebie dystansu, do tego, co się napisało wcześniej, o tym jak się składa, ilustruje, pracuje nad tytułami, spisem treści, układem zawartości, okładką. Po Asi wystartowała Ala, licealistka, która stworzyła również od początku do końca książkę popularnonaukową o chińskiej medycynie i żywieniu. Sama zrobiła ilustracje i jak poprzednia dziewczyna, wydała w kilku egzemplarzach. W tym roku okazało się, że piszących jest więcej i potrzeba specjalnych zajęć dla młodych twórców. W każdy piątek prowadzę więc pisalnię, mam pięcioro adeptów sztuki słowa pisanego, z których jeden pisze gigantyczny tekst fantasy, drugi opowiadania-kryminałki, trzeci – zbiór opowiadań młodzieżowych, czwarty - eksperymentalne teksty z użyciem metafory, a piąty coś w rodzaju strumienia świadomości. Na koniec roku będzie pięć książek, a po drodze czytamy fragmenty innych, uczymy się, jak uzyskiwać dramatyzm, tempo tekstu, niebanalną metaforę, dobre dialogi.  W domu tworzą kolejne teksty, przynoszą do omówienia na pisalni, sami dokonują krytyki (raczej konstruktywnej) zbierają doświadczenia – i piszą. Obalone kolejne tabu: książka nie jest mitycznym odległym bytem, książka to wytwór aktywności młodego umysłu.

 

Dni uniwersyteckie

A teksty naukowe i popularnonaukowe? Dla nich znalazło się miejsce na lekcjach, bo lepiej zrezygnować z wykładu nauczyciela na rzecz czytania przez uczniów. To proste, podczas czytania uczymy się aktywniej, zapamiętujemy zagadnienia  w sposób całościowy, pełniejszy niż podczas biernego słuchania wykładu w klasie. Lepiej, żeby uczeń zrobił mapę myślową do przeczytanego samodzielnie tekstu, wykonał jakieś zadania dotyczące treści i kompozycji, niż „wpuszczał” jednym uchem to, co „wyleci” drugim.

 

Gremialne, ogólnoszkolne czytanie tekstów popularnonaukowych i naukowych odbywa się podczas dni uniwersyteckich, w trakcie których przygotowujemy się do zabrania głosu w „salach konferencyjnych”, a potem słuchamy wykładów VIP-ów z uniwersytetu czy politechniki. Jedne się podobają, na temat innych uczniowie nie szczędzą słów krytyki, ale mają zdanie, to najważniejsze i … czytają! A to na temat mózgu, współczesnego niewolnictwa, ekologii, matematyki, noblistów czy (jak ostatnio) na temat zła. Dobrze tak czasem posłuchać uczniów, jakie mają zdanie, jak się wypowiadają. Zmienia się wtedy perspektywa z: „Ja cię tu dziecię oświecę” na: „Ciekawi mnie twoje zdanie”. Sami uczniowie słyszą z ust profesorów uniwersyteckich, że potrafią formułować swoje myśli sprawnie i logicznie, że mają otwarte umysły i wiedzę.

 

Czy nasze działania zbawią świat? Czy poprawią statystyki czytelnictwa w Polsce? Nie, ale dzięki nim szkoła jest normalna, nie przypomina koszar w pruskim pułku, zaś książka jest nie tylko dekoracją i obiektem muzealnym.

 

Czy można wyjąć książki z kas pancernych bibliotek szkolnych? Przenieść je na korytarze, do klas, w miejsca, gdzie przesiadują uczniowie, gdzie zwabieni okładką, tytułem lub po prostu z nudów sięgną po książkę? Czy warto pozwolić uczniom na samodzielne działania w miejsce sztampowej akademii, przygotowywanej przez historyka i polonistkę, a tylko posprzątać po wszystkim? Gdzie indziej, jeśli nie w szkole, powinno być miejsce na czytanie bez przymusu, tak ot po prostu? Warto dokonać takiej książkowej rewolucji, aby zainspirować choćby kilku nowych zapaleńców – takich, którzy zaczną książki czytać, lub takich, co je będą pisać...

 

***

Jak zawsze czekam na Wasze reakcje, sugestie, opowieści o podobnych działaniach. 

Komentarze (1)

Zaloguj się aby dodać komentarz

Świetny tekst. Tyle w nim entuzjazmu. Tyle słusznego przeświadczenia, że skoro chcemy, by nasi uczniowie angażowali się w to, co im proponujemy, warto zacząć od tego, by dać im atrakcyjne zajęcia do zrealizowania. Dziękuję :)

Jarosław Kordzinski

Marcin Szczerbiński

Blog dra Marcina Szczerbińskiego

Pochodzę z Bielska-Białej. W dzieciństwie miałem szczęście wędrować sporo po Beskidach i przeczytać wiele dobrych książek. Osobistych kontaktów z trudnościami w czytaniu i pisaniu miałem niewiele, czym jest dysleksja, dowiedziałem się właściwie dopiero w trakcie zajęć na czwartym roku studiów (psychologia, UJ – ach, piękny Kraków!), lecz problematyka ta szybko mnie zainteresowała. Zdecydowałem się napisać doktorat na temat psychologicznych mechanizmów uczenia się czytania i pisania. Ukończyłem go na University College London w 2001 roku. Przez dziesięć lat pracowałem jako wykładowca psychologii w instytucie logopedii na Uniwersytecie w Sheffield, ucząc głównie psychologii rozwojowej, metodologii badań, statystyki oraz problematyki czytania, pisania i dysleksji. W styczniu 2011 raz jeszcze zmieniłem kraj: obecnie pracuję w instytucie psychologii na uniwersytecie w Cork (Irlandia). Mam też trochę doświadczeń w pracy jako nauczyciel angielskiego, tłumacz i statystyk. Na moim biurku w pracy stoi bursztynowa róża – odznaka honorowego członkostwa Polskiego Towarzystwa Dysleksji, z której jestem bardzo dumny. Pytany o moje zainteresowania naukowe odpowiadam: „Wszystko, co wiąże się z fenomenem czytania i pisania” . O tym też będzie ten blog. Historia pisma; psychologiczne mechanizmy uczenia się czytania i pisania; metodyka nauczania tych umiejętności; analfabetyzm funkcjonalny; dysleksja, dysgrafia i dysortografia, ich mechanizmy, diagnoza i terapia – oto niektóre z tematów, które chciałbym poruszyć. Zapraszam do lektury i do dyskusji!