Zaloguj się

Menu

Kursy internetowe

Jak wspierać w rozwoju dzieci dwujęzyczne?

 

Poproszono mnie o przeprowadzenie krótkich zajęć na temat dwujęzyczności z dziećmi w szkole. Zgodziłem się, choć Bogiem a prawdą o dwujęzyczności wiem niewiele. Więc zacząłem się dokształcać… Dziś chcę się z Wami podzielić tym, co wyczytałem.

 

W opublikowanym w zeszłym roku artykule „Co klinicyści powinni wiedzieć na temat dwujęzycznego rozwoju” autorki (Erika Hoff i Cynthia Core) piszą na wstępie:

 

„W ciągu ostatniej dekady nastąpił wielki rozwój badań nad dwujęzycznym rozwojem, i literatura naukowa pozwala obecnie na szereg wniosków przydatnych dla klinicystów, którzy diagnozują dzieci dwujęzyczne i doradzają ich rodzicom”.

 

Spróbuję streścić kilka z nich. Są one oparte głównie na badaniach małych (2-5 rok życia) dzieci symultanicznie dwujęzycznych – takich, które od urodzenia słuchają dwóch języków (zazwyczaj dlatego, że ich rodzice pochodzą z dwóch różnych krajów). Ale zapewne większość wniosków stosuje się także do dzieci starszych oraz konsekutywnie dwujęzycznych – np. polskiego dziecka, które w wieku 5 lub więcej lat idzie do angielskiej szkoły.

 

Uczenie się dwóch języków na raz NIE wprowadza dzieci w błąd.

 

W przeszłości niektórzy sądzili, że jeśli dziecko uczy się dwóch języków na raz, to rezultatem będzie fuzja – będzie się ono posługiwać językiem, który  stanowi zlepek obu. Ale tak nie jest! Nawet kilkumiesięczne dzieci odróżniają odmienne języki, które słyszą, nader sprawnie. A później mówiąc, nie mieszają ich – na przykład dzieci uczące się jednocześnie niemieckiego i francuskiego nie łączą niemieckich słów z francuskim szykiem wyrazów, lub odwrotnie.

 

Oczywiście, czasami dwujęzyczne osoby używają wtrąceń z drugiego języka, np. Polak w Anglii może powiedzieć „Sorry że się spóźniłem, straszny był traffic w mieście”, zaś jego synek może powiedzieć: „Tato podrzuć mnie do samego sky”! Takie wtrącenia mogą się pojawić zwłaszcza wtedy, kiedy znamy słowo opisujące dane pojęcie tylko w jednym języku, oraz gdy wiemy, że słuchacz rozumie oba języki, więc nasze wtrącenie będzie zrozumiane bez problemu. Ale te wtrącenia nie oznaczają, że języki zostały pomieszane! Przynajmniej nie u dzieci. Natomiast, faktycznie – choć o tym autorki już nie wspominają – osoby dorosłe, które zaczęły się uczyć drugiego języka w dorosłości mogą te języki mieszać, np. stosując składnię języka ojczystego w drugim języku. No ale proces uczenia się drugiego języka w dorosłości jest nieco inny niż w dzieciństwie.

 

Nie trzeba wyraźnie oddzielać od siebie dwóch języków. Dziecko i tak ich nie pomiesza.

 

W kontekście dwujęzyczności często promowana jest zasada: „jeden rodzic – jeden język”. Jeśli w domu posługujemy się dwoma językami – mama jest Polką, ojciec Irlandczykiem, powiedzmy – to najlepiej dla dziecka będzie, jeśli każde z nich będzie konsekwentnie posługiwać się wyłącznie jednym językiem – swoim ojczystym.

 

Ja też poznałem tę zasadę, i chyba nawet promowałem ją tu i ówdzie. Jednak autorki artykułu są tutaj sceptyczne. Cytują wyniki badań sugerujących, że naprzemienne posługiwanie się dwoma językami przez tego samego rodzica wcale nie opóźnia uczenia się. Wygląda na to, że dzieci są bardziej utalentowane językowo, niż sądziliśmy.

 

Uczenie się dwóch języków faktycznie trwa dłużej, niż uczenie się jednego.

 

Tempo uczenia się języka zależy, mówiąc kolokwialnie, od „wsadu”: im więcej słyszysz, im więcej masz okazji do mówienia, tym większe postępy (oczywiście rolę odgrywa też talent, zdolności językowe – ale to osobna sprawa). Z tej perspektywy nie dziwi więc, że postęp dzieci dwujęzycznych jest nieco wolniejszy na starcie: muszą wszak dzielić swój czas między dwa języki, a więc – o ile nie śpią mniej, a ich rodzice nie mówią dwa razy więcej – mają mniej okazji, aby ćwiczyć każdy język z osobna. W konsekwencji w latach przedszkolnych i wczesnoszkolnych mogą sprawiać mylne wrażenie nieco opóźnionych w jakichś obszarach rozwoju językowego – głównie słownictwa i gramatyki. Te różnice jednak maleją z wiekiem. Choć trzeba przyznać, że nawet dorosłe osoby dwujęzyczne często mają nieco mniejszy zasób słownictwa w każdym ze swoich dwóch języków w porównaniu z osobami jednojęzycznymi. Nie musi to jednak stanowić problemu, zważywszy na to, że każdy z języków stosujemy w nieco innych kontekstach. Jeśli mówię do mej żony i dziecka po polsku, a pracuję jako informatyk w angielskiej firmie, to mogę nie znać angielskiego słownictwa związanego z pieluszkami, śliniaczkami, ząbkowaniem i niańkami – i, odwrotnie, polskiego słownictwa związanego z internetowymi protokołami i przechowywaniem danych w chmurze. Ale to mnie raczej nie ogranicza.

 

Postępy dzieci dwujęzycznych można mierzyć, oceniając ich słownictwo. Ale koniecznie trzeba uwzględnić OBA języki.

 

To ważna informacja dla diagnostów. Badając dziecko dwujęzyczne tylko w jednym języku, którym się posługuje, dowiadujemy się rzecz jasna cennych rzeczy o tym, co ono rozumie i co potrafi wypowiedzieć w tym właśnie języku. Ale na tej podstawie nie możemy wnioskować o ogólnych kompetencjach językowych tego dziecka. Bo ono potrafi więcej!

 

Autorki wdają się tutaj w techniczną dyskusję, jak konkretnie mierzyć zasób słownictwa dzieci dwujęzycznych. Bo można mierzyć liczbę pojęć, które dziecko zna, wszystko jedno w którym języku (np. zielony – green: jeden punkt, niezależnie od tego, czy dziecko zna tylko termin angielski, tylko polski, czy oba) – albo też sumę wszystkich słów w obu językach (zielony – green: dwa punkty, jeśli dziecko zna zarówno polskie jak i angielskie słowo, jeden punkt jeśli zna tylko jedno z nich). Twierdzą, że w większości sytuacji najbardziej miarodajnym wskaźnikiem rozwoju jest to drugie – suma wszystkich słów – choć należy liczyć tylko raz te słowa, które w obu językach brzmią bardzo podobnie (np. komputer – computer; czipsy – chips, itd.). Tak liczony zasób słownictwa jest zbliżony u typowo rozwijających się dzieci jedno- i dwujęzycznych, przynajmniej na wczesnych etapach rozwoju  (2-3 lata). W późniejszym wieku – choć autorki o tym już nie piszą – suma wszystkich słów, jakie znają typowo rozwinięte dzieci dwujęzyczne zapewne znacznie przerośnie sumę słów, jakie znają ich monolingwalni rówieśnicy.

 

W nauce języka liczy się zarówno ilość, jak i jakość tego, co dzieci słyszą.

 

Wracamy do „wsadu”. Dwujęzyczne dzieci uczą się szybciej tego języka, który słyszą więcej. To dość oczywiste. Ale liczy się nie tylko ilość, ale i jakość. I tak: nauka przebiega lepiej, kiedy dzieci słyszą native speakerów – osoby, dla których dany język jest językiem ojczystym – niż te, dla których ojczystym on nie jest. Dalej, w uczeniu się bardziej pomaga kontakt z książkami niż telewizją. A także kontakt z większą liczbą osób, niezależnie od czasu jego trwania – czyli godzinna interakcja dziecka z trzema osobami jest bardziej pomocna, niż godzinna interakcja z jedną osobą. A więc – są potrzebne jak najlepsze modele, jak najwięcej modeli, i uczenie się aktywne.

 

 

Najlepiej jest, kiedy rodzice mówią do swych dzieci w języku ojczystym…

 

… lub – ujmując rzecz inaczej – w tym, w którym najłatwiej im wyrazić swoje własne myśli i uczucia.

 

Zdarza się, że rodzice, chcąc pomóc swemu dziecku w adaptacji do miejsca pobytu, porzucają częściowo lub całkiem swój język ojczysty na rzecz drugiego, także w domu. Polska rodzina, która przeniosła się do Anglii zaczyna w domu mówić po angielsku. Turecka rodzina, która osiedliła się w Niemczech, mówi w domu po niemiecku. I tak dalej.

 

Autorki artykułu odradzają tę praktykę, nie znalazłszy dowodów na jej skuteczność. Cytują kanadyjskie badania nad rodzinami imigrantów pokazujące, że używanie języka nie-ojczystego (w tym przypadku angielskiego) przez rodziców w domu w ogóle nie korelowało z postępami ich dzieci w języku angielskim. Z drugiej strony te same badania pokazują, że kontakt, jaki et dzieci miały z językiem angielskim poza domem (zabawy z przyjaciółmi, zorganizowane rozrywki) itd. jak najbardziej korelował z ich postępami w tym języku.   A więc – wyciągam wniosek – jeśli chcesz dobrze swoje dziecko przygotować do angielskiej szkoły to poślij go najpierw do angielskiego przedszkola, zapisz na skauting czy inną grupę, dbaj, by miało angielskich przyjaciół, itd. Tym bardziej, że inne jeszcze badania, z którymi się zetknąłem (niestety nie pamiętam w tej chwili źródła) sugerują, że dla nauki drugiego języka szczególnie istotne są kontakty z rówieśnikami. Dorosły ich nie zastąpi.

 

Oczywiście nie należy wylewać dziecka z kąpielą. Myślę, że wspaniale, jeśli polski rodzic w Anglii czy Irlandii pokonwersuje sobie od czasu do czasu po angielsku ze swoją pociechą (jeśli potrafi), wspólnie obejrzy anglojęzyczny film czy przeczyta angielską książkę. Pod warunkiem, że dzieje się to w sposób naturalny, sprawia obu stronom przyjemność. I nie wyklucza ani nie ogranicza języka ojczystego.

 

Tyle  artykuł ….

 

Spoglądając na sprawę szerzej, warto sobie przypomnieć, że dwujęzyczność jest rzeczą najnaturalniejszą na świecie! Przypuszczalnie dobrze ponad połowa mieszkańców świata jest w stanie komunikować się w więcej niż jednym języku. Współczesnym Polakom może się to wydać zaskakujące i egzotyczne, ale przecież to dopiero tragedia Drugiej Wojny Światowej, jej rzezi, zmian granic i przesiedleń sprawiła, że ze społeczeństwa wielu języków i kultur zmieniliśmy się nagle w jeden z najbardziej homogenicznych językowo i kulturowo krajów świata.

 

Dwujęzyczność to wartość. W sensie praktycznym, ekonomicznym i kulturowym rzecz jasna (łatwość podróży, szansa na lepszą pracę, możliwość lepszego poznania dorobku innych społeczeństw, itd._). Ale także w sensie psychologicznym – dwujęzyczność podnosi jakość naszego umysłu.   Liczne badania sugerują bowiem, że osoby dwujęzyczne mają lepiej rozwinięty poziom tzw. funkcji zarządzających, odpowiedzialnych za planowanie, hamowanie impulsywnych reakcji, czy sprawne wykonywanie dwóch czynności jednocześnie. Dlaczego? Częste równoległe posługiwanie się dwoma językami stanowi zapewne wyzwanie dla procesów umysłowej kontroli – kiedy wybierasz jeden język, musisz niejako stłumić drugi. I ten ciągły mimowolny trening wzmacnia owe procesy umysłowej kontroli. No i wreszcie – uwaga – są też dowody na to, że dwujęzyczność zmniejsza ryzyko pojawienia się demencji w starszym wieku, a w każdym razie opóźnia jej pojawienie się. Kto ciekaw tych korzyści, niech zajrzy tutaj i tutaj. Rzecz jasna sugeruję teksty w dwóch językach {#emotions_dlg.wink}

Komentarze (0)

Zaloguj się aby dodać komentarz

Marcin Szczerbiński

Blog dra Marcina Szczerbińskiego

Pochodzę z Bielska-Białej. W dzieciństwie miałem szczęście wędrować sporo po Beskidach i przeczytać wiele dobrych książek. Osobistych kontaktów z trudnościami w czytaniu i pisaniu miałem niewiele, czym jest dysleksja, dowiedziałem się właściwie dopiero w trakcie zajęć na czwartym roku studiów (psychologia, UJ – ach, piękny Kraków!), lecz problematyka ta szybko mnie zainteresowała. Zdecydowałem się napisać doktorat na temat psychologicznych mechanizmów uczenia się czytania i pisania. Ukończyłem go na University College London w 2001 roku. Przez dziesięć lat pracowałem jako wykładowca psychologii w instytucie logopedii na Uniwersytecie w Sheffield, ucząc głównie psychologii rozwojowej, metodologii badań, statystyki oraz problematyki czytania, pisania i dysleksji. W styczniu 2011 raz jeszcze zmieniłem kraj: obecnie pracuję w instytucie psychologii na uniwersytecie w Cork (Irlandia). Mam też trochę doświadczeń w pracy jako nauczyciel angielskiego, tłumacz i statystyk. Na moim biurku w pracy stoi bursztynowa róża – odznaka honorowego członkostwa Polskiego Towarzystwa Dysleksji, z której jestem bardzo dumny. Pytany o moje zainteresowania naukowe odpowiadam: „Wszystko, co wiąże się z fenomenem czytania i pisania” . O tym też będzie ten blog. Historia pisma; psychologiczne mechanizmy uczenia się czytania i pisania; metodyka nauczania tych umiejętności; analfabetyzm funkcjonalny; dysleksja, dysgrafia i dysortografia, ich mechanizmy, diagnoza i terapia – oto niektóre z tematów, które chciałbym poruszyć. Zapraszam do lektury i do dyskusji!