Zaloguj się

Menu

Kursy internetowe

Czym dzielę się z uczniem…

Kiedy myślę o zawodzie, jaki wykonuję, uporczywie powraca do mnie pytanie: czy wykonuję go dobrze. Co innego mieć przeświadczenie o dobrze wykonanej pracy, a co innego mądrze i solidnie ją wykonywać. Pokory nauczyły mnie książki. Im więcej czytałem, tym częściej popadałem w zwątpienie co do rozmiaru i stanu swojej wiedzy i doświadczenia. Im dłużej obcowałem z literaturą, tym dotkliwiej słowo wyostrzało mą wrażliwość. Dość szybko zrozumiałem też, że nauczycielowi potrzebna jest refleksja nad własną kondycją. I pokora, bez której zawód ten może ocierać się tylko o megalomanię. Współczesny świat to różnorodność i zmiana. Ale czy w rzeczywistości nieustannych zmian i nauczyciel powinien się zmieniać? Czy nie powinien być „strażnikiem” trwałych wartości. Takich, które nie podlegają duchowi czasów i modom. A jeżeli już się zmieniać – to jak? I pytanie z mojego punktu widzenia pierwsze: Czym ja chciałbym się dzielić ze swoimi uczniami? Odpowiedź nie bywa tu łatwa. Potrzebne są przecież drogowskazy albo coś, co stanowi constans w rzeczywistości nieustannych przemian. Tym czymś jest w moim przekonaniu literatura… Nie konkretny kanon – to przychodzi później, ale obudzenie w dziecku chęci do książki, chęci czytania… Spowodowanie, by uczeń miał nie tylko nawyk czytania, lecz i jego potrzebę… Więc może chciałbym dzielić się z nim swoją pasją czytania? Nie narzucać konkretnych tytułów – wywołać zainteresowanie. Nie komentować i krytykować – życzliwie omawiać. Nie egzekwować, ale motywować własnym przykładem…  Na moim drogowskazie dla ucznia widniałaby książka, nie konkretna – bo przecież zasób literatury pięknej nazywanej wybitną jest ogromny, ale pojmowana jako rezerwuar myśli ludzkiej, z którego uczeń może wybierać i po który powinien sięgać każdy odpowiedzialny człowiek… Nauczyciel mógłby tylko wskazywać drogę do tego piękna. Młodego człowieka chciałbym nauczyć poszukiwań, sięgania po książkę w czasach Windowsa, klikania i przewijania stron… Może to anachroniczne – bo sam należę do pokolenia, które czytało papierowe książki… I wcale nie uważam, że miałyby nadejść ich zapowiadany zmierzch… Chciałbym, żeby moi uczniowie odkrywali piękno treści i poznawali wartość słowa. Niegdyś tempo życia, nawet w czasach mojego dzieciństwa, nie było tak szybkie. Jedną książkę czytało kilka pokoleń; wtedy – wyłącznie ze względu na treść. Ale książka była też solidnie wykonanym przedmiotem, który nie rozpadał się przed upływem dzieciństwa. Chciałbym, żeby moi uczniowie umieli ocenić i ten walor książki. Książki jako przedmiotu, który zabieramy w podróż czy na spacer do parku, albo który komuś darowujemy….  

Komentarze (2)

Zaloguj się aby dodać komentarz

Myślę, że nawet anachroniczne dzieła można omawiać z uczniami. Czytać wszystko z nimi, ale wcześniej uczyć się z nimi czytać na nowo, czyli umieszczać w zupełnie sobie nieznanym kontekście - niekoniecznie znanym tylko uczniom. Na przykład w kontekście filozoficznym, niebranym wcześniej przez siebie pod uwagę.

Anna Kuryłek

Rzeczywiście często zapominamy o klasycznej zasadzie 'docendo discitur' – nauczając uczymy się sami. Wiele zawdzięczam swoim uczniom, choć nie zawsze im o tym mówię. Miałem ostatnio taką klasę – inspirowali mnie, ponieważ zastanowiło mnie nie to, co czytali, ale to, jak czytali. Bez „obciążeń”, jakie narzuca szkoła, bez presji. Czytali z zaangażowaniem, nawet to, co ja im poleciłem… A przede wszystkim to Oni zmusili mnie do odnawiania znaczeń i „odświeżania” myśli… Często rozmawialiśmy o literaturze i książkach, które czytaliśmy, to była niesamowita wymiana myśli pokoleń… Ja, nauczyciel, czytałem książki polecane przez uczniów, oni odkrywali klasykę znaną sto lat temu i wcześniej…

Roland Maszka

Blog Rolanda Maszki

Roland Maszka – polonista, absolwent gedanistyki, współautor podręczników szkolnych. Pasjonat teatru i tradycyjnej książki, siebie zalicza do epoki Gutenberga. Lubi stare obrazy. Inicjator dobrych praktyk w szkole.