Zaloguj się

Menu

Kursy internetowe

W piłce nożnej jesteśmy fatalni. Ale w edukacji dobrzy!

Wybaczcie dłuższą przerwę, Czytelnicy Drodzy. Przygniotła mnie fura egzaminów które musiałem poprawić.

 

Co do tytułowej tezy: taką mniej więcej przedstawia Aleksandra Pezda w swoim krótkim artykule na stronie Gazety Wyborczej. Stanowi on streszczenie innego z kolei artykułu, pióra brytyjskiego dziennikarza Billa Hicksa, który przeczytać można na na stronie BBC. Bill Hicks śmiało chwali polskie osiągnięcia edukacyjne ostatnich lat, wyraźnie, jego zdaniem, niedoceniane. Podkreśla nasze postepy w międzynarodowych testach osiągnięć takich jak PISA, które analizowałem na tym blogu w listopadzie. „[...] w czytaniu Polska zajęła miejsce czternaste, przed USA, Szwecją, Francją i Niemcami - a znacznie przed Wielką Brytanią na miejscu 25” – pisze Hicks. Cytując opinię prof. Zbigniewa Marciniaka, wiceministra edukacji w pierwszym rządzie Tuska, stwierdza że do sukcesu tego przyczyniła się walnie reforma szkolnictwa, w tym wprowadzenie gimnazjów. Pisze też o rosnącym procencie młodych Polaków idących na studiach wyższe, i związanych z tym wyzwaniach dla uczelnianych programów nauczania.

 

Tezy Hicksa są niewątpliwie kontrowersyjne (jego pochwał gimnazjum i nowej matury na pewno nie będą podzielać wszyscy czytelnicy tego blogu), ale może warto na moment odłożyć typowy polski pesymizm i samokrytycyzm i ucieszyć się tym jak widzą nas „z zewnątrz”. „Żaden inny kraj europejski nie wspina się tak systematycznie w rankingach edukacyjnych jak ten naród, który tak niedawno wynurzył się z dekad rządów totalitarnych i ubóstwa” – twierdzi Hicks.

 

Mnie osobiście najbardziej zafrapowała teza autora iż „Polskie reformy [edukacji] podniosły osiągnięcia [uczniów] na poziom porównywalny z USA i Norwegią, lub nawet wyższy, pomimo tego że w Polsce wydaje się na edukację o połowę mniej”. Jeśli to prawda, to stanowi to interesujący przyczynek do dyskusji o efektywności polskich szkół i nauczycieli. Może nie jest taka zła, wbrew różnym krytykom...

 

A jeśli już o krytykach, i kontr-krytykach mowa: bardzo polecam lekturę listu gdanskiego pisarza Pawła Huelle do Leszka Balcerowicza „Uwziął się Pan na nauczycieli”. Oraz ożywionej dyskusji, która się po nim wywiązała, zwłaszcza wypowiedzi Dariusza Sejnieńskiego „Nie ma racji Paweł Huelle, wiem to, bo moja żona jest nauczycielką” Moje sympatie i opinie bliższe sie Huellemu niż Sejnieńskiemu, ale nie są to sympatie czy opinie mocne – tak naprawdę niewiele w tych sprawach wiem nie mieszkając w Polsce i nie będąc nauczycielem. Ciekaw jestem Waszych, Czytelnicy Mili, wypowiedzi – czekam na wpisy!

Komentarze (1)

Zaloguj się aby dodać komentarz

Ostatnimi czasy jesteśmy bardzo popularną grupą , o której się pisze . Osobiście mnie to już męczy . Każdy osądza nas , krytykuje , no czasami można spotkać przychylny artykuł , jak to zrobił Pan Paweł Huelle . Jak ktoś mi zarzuca , zaczyna udawadniać jak się mam super będąc nauczycielką , to obecnie odpowiadam . Tak to moja ulubiona praca , jest super . Dziwię się , że Ty nie jesteś nauczycielem , i nastepuje milczenie ,albo zmina tematu . Pana Balcerowicza ktoś kiedyś nauczył pisać , liczyć i to dobrze , ale niestety ma ostatnio wystepującą chorobę alergię na jedna z grup - nauczycieli . No , cóż męczy się ... Przeszłam w ciągu 30 lat już wiele reform , zmian i mam marzenia - tak marzę aby pracowac 40 godzin . Za te godziny będę miała zapłacone . I przykładowo : rozpocznę dzień od 7.30 wyjdę o 15.30 nic mnie nie będzie już obchodziło . Zadna Rada Pedagogiczna , wycieczka cołodniowa , przygotowania do zajęć . No cóż to niestety specyficzny zawód i co mądrzy ministrowie mają z tym zrobić ? Myślą i układaja nowe rozporządzenia , 2 godziny z karty , to znów wymyślono , że będą kolejne 2 godziny . To już 4 w ramach 40 godzin , a etat każdy ma 18 . Afryka dzika . Tylko nauczyciele , którzy naprawdę kochaja swoją pracę wytrwale i cierpilwie obserwują "mądrych" wymyślających rozporządzenia . Ale każdy człowiek jest do pewnego czasu cierpilwy . Rozpoczęły się wakacje , mamy wakacje . Ach jak nam tego wielu zazdrości . Tylko ja nie mogę iść na urlop we wrzesniu i pojechac na tańsze wczasy , wybrać sie gdziekolwiek w ciągu roku szkolnego . Niech każdy kto krytykuje pouczy i pobędzie w szkole miesiąc , no to chyba za długo tydzień , a potem napisze swoje refleksje .

Kalina Stefaniak

Marcin Szczerbiński

Blog dra Marcina Szczerbińskiego

Pochodzę z Bielska-Białej. W dzieciństwie miałem szczęście wędrować sporo po Beskidach i przeczytać wiele dobrych książek. Osobistych kontaktów z trudnościami w czytaniu i pisaniu miałem niewiele, czym jest dysleksja, dowiedziałem się właściwie dopiero w trakcie zajęć na czwartym roku studiów (psychologia, UJ – ach, piękny Kraków!), lecz problematyka ta szybko mnie zainteresowała. Zdecydowałem się napisać doktorat na temat psychologicznych mechanizmów uczenia się czytania i pisania. Ukończyłem go na University College London w 2001 roku. Przez dziesięć lat pracowałem jako wykładowca psychologii w instytucie logopedii na Uniwersytecie w Sheffield, ucząc głównie psychologii rozwojowej, metodologii badań, statystyki oraz problematyki czytania, pisania i dysleksji. W styczniu 2011 raz jeszcze zmieniłem kraj: obecnie pracuję w instytucie psychologii na uniwersytecie w Cork (Irlandia). Mam też trochę doświadczeń w pracy jako nauczyciel angielskiego, tłumacz i statystyk. Na moim biurku w pracy stoi bursztynowa róża – odznaka honorowego członkostwa Polskiego Towarzystwa Dysleksji, z której jestem bardzo dumny. Pytany o moje zainteresowania naukowe odpowiadam: „Wszystko, co wiąże się z fenomenem czytania i pisania” . O tym też będzie ten blog. Historia pisma; psychologiczne mechanizmy uczenia się czytania i pisania; metodyka nauczania tych umiejętności; analfabetyzm funkcjonalny; dysleksja, dysgrafia i dysortografia, ich mechanizmy, diagnoza i terapia – oto niektóre z tematów, które chciałbym poruszyć. Zapraszam do lektury i do dyskusji!