Zaloguj się

Menu

Kursy internetowe

Przepracowanie, efektywność uczenia się i coaching

Moje trwające od dłuższego czasu zaniedbywanie bloga nie wynika z zapomnienia i utraty zainteresowania. Wręcz przeciwnie! Wciąż przychodzą mi do głowy nowe pomysły, którymi chciałbym się na tym forum podzielić. Przyczyny mojego milczenia są bardziej prozaiczne. Po części techniczne: chciałem Wam pokazać parę fotografii, które zrobiłem podczas październikowego pobytu we Wrocławiu, lecz pomimo starań umieszczenie fotografii na blogu okazuje się póki co niemożliwe.  Jednak większym problemem jest „wykrojenie” czasu potrzebnego do stworzenia kolejnych wpisów. Problem ten jest tylko po części obiektywny (wiele obowiązków, doba ma tylko 24 godziny,  czasami trzeba się wyspać), w większej jednak mierze wynika niewątpliwie ze złej organizacji pracy.

 

Od jakiegoś czasu próbuję zaradzić owej złej organizacji korzystając z coachingu. Coaching to – cytuję za wikipedią –  „interaktywny proces, który pomaga pojedynczym osobom lub organizacjom w przyspieszeniu tempa rozwoju i polepszeniu wyników działania [...] dzięki coachingowi klienci ustalają konkretniejsze cele, optymalizują swoje działania, podejmują trafniejsze decyzje i pełniej korzystają ze swoich naturalnych umiejętności”.  W moim konkretnie przypadku głównym celem spotkań jest poprawa efektywności pracy, a także umiejętności „obrony czasu wolnego” przed natłokiem obowiązków.

 

Myślę, że metody pracy wypracowane w ramach coachingu mogąbyć bardzo użyteczne dla uczniów z dysleksją. Każdy z nas ma czasami trudności w efektywnej organizacji swej pracy czy nauki, ale ryzyko takich trudności rzecz jasna wzrasta, kiedy mamy problemy z czytaniem i pisaniem . Pomoc uczniom z dysleksją nie może ograniczać się tylko do rozwijania technicznych umiejętności  w tym zakresie (tempa czytania, poprawności ortograficznej, interpunkcji itd.), musi także obejmować „uczenie tego, jak się uczyć”. To chyba oczywiste i na pewno powszechnie uznane przez tych terapeutów czy konsultantów, którzy pracują z dorosłymi osobami z dysleksją, zwłaszcza studentami. Wiele uczelni zachodnich oferuje krótkie kursy służące rozwijaniu umiejętności studiowania, obejmujące: planowanie i  pisanie prac semestralnych, sporządzanie notatek w trakcie wykładów, czytanie literatury naukowej ze zrozumieniem, efektywne przygotowywania się do egzaminów,  czy opanowanie „naukowego stylu” pisania. Co ciekawe, kursy takie są często otwarte dla wszystkich studentów, nie tylko tych z opinią o trudnościach, i nieraz organizowane i prowadzone przez biblioteki uniwersyteckie. Coraz częściej oferuje się też kursy bądź materiały online. Ciekawy przykład takiego virtualnego kursu samokształceniowego można obejrzeć na stonie uniwersytetu w Sheffield; nieco mniej interaktywne wskazówki względem efektywnego studiowania przedstawiają uniwersytety w Bangor  (patrz study skills resources) czy Bradford.

 

Myślę że materiały w internecie, nawet najbardziej interaktywne, są tylko narzędziem. Prawdziwa poprawa efektywności pracy wymaga przewodnika – terapeuty, konsultanta czy coacha. Taka osoba powinna być ekspertem w technikach efektywnego uczenia się – jednocześnie jednak nie powinna być dyrektywna. Rozwiązania narzucone z zewnątrz spotkają się bowiem ze (słusznym) oporem. Student musi sam wziąć odpowiedzialność za swoją naukę, i spośród przedstawionych opcji samodzielne wybrać te metody i techniki pracy, które mu odpowiadają.

 

Myślę, że opisane powyżej „uczenie tego jak się uczyć” powinno być integralną częścią terapii pedagogicznej już w szkole podstawowej. Obawiam się jednak, że na tym etapie jest często zaniedbywane. Koncentrując się na technice czytania i pisania, czytaniu ze zrozumieniem czy opanowaniu podstawy programowej zapominamy o nauczaniu umiejętności bardziej strategicznych: metod efektywnej pracy. Ale może się mylę. Dlatego czekam na przykłady konkretnych rozwiązań w tym zakresie. Przykłady tego jak dzieciom (w szkole podstawowej, gimnazjum i w szkole średniej) można pomóc rozwinąć bardziej efektywne strategie uczenia się i organizacji czasu. Na zajęciach terapii pedagogicznej, czy zwykłych lekcjach.

 

Z andrzejkowymi pozdrowieniami! Smile

 

 

 

 

Komentarze (4)

Zaloguj się aby dodać komentarz

Marcinie,
nawiązując do tematu, który dziś wielu z nas nie jest obcy, polecam wszystkim dwie książki Carla Honore "Pochwałę powolności" i "Pod presją. Dajmy dzieciom święty spokój", ta druga szczególnie ciekawie wybrzmiewa w porównaniu z książką Amy Chua "Bojowa pieśń tygrysicy".
A czy w polskiej szkole uczy się jak organizować sobie czas, jak się uczyć? Oczywiście. Prowadziłam cykl lekcji wychowawczych na temat organizacji uczenia się, korzystamy z uczniami z mnemotechnik ułatwiających zapamiętywanie, notatki tworzymy często w formie mapy myśli. Polecam książki T. Buzana!
No i wyszła kryptoreklama:)
Pozdrawiam

Monika Boniarczyk

Lekcje czy terapia pedagogiczna?- głowi się wielu nad tym latami. Jestem z tego pokolenia, kiedy nie było komputerów, internetu. Wiedze zdobywało się z książek - "co weszło do głowy - juz z niej nie wyszło", coś zawsze zostało. Prosty przykład - w czasach szkolnych uczyłam się języka rosyjskiego, nie miałam z nim kontaktu ponad
lat - az do pewnego dnia zeszłego roku, gdy to do pracy została przyjęta Białorusinka. I stało się- wszystko się nagle przypomniało. Słowa same przychodziły na język. Tak sobie myślę, że lekcje powinny starczyć w nauce dzieci. Gdyby program nauczania był nastawiony na kompetencje ucznia, byłoby całkiem inaczej. Co uczeń powinien umieć?- mówić, czytać, pisać . Po co wbijac do głów tyle wiedzy, skoro i tak w przyszłym zyciu sie nie przydaje. ??



Cecylia Błaszczok

Pani Celino – ponieważ nigdy do końca nie wiemy, jaka wiedza w życiu nam się przyda (Pani nieoczekiwane spotkanie z Białorusinką tego przykładem) musimy się uczyć trochę „na zapas” – więcej niż wydaje się w sposób oczywisty potrzebne – a przede wszystkim właśnie UCZYĆ SIĘ UCZENIA SIĘ. Bo na pewno trzeba będzie nam w dalszym życiu zdobyć całkiem nowe, nieprzewidziane umiejętności i wiedzę. Poza tym nie sądzę, że lekcje powinny wystarczać nauce dzieci. Najważniejsze w życiu lekcje odbrabiamy poza szkołą, ucząc się w sposób nieformalny, okazjonalny – a z drugiej strony dobra szkoła powinna być otwarta na pozaszkolne doświadczenia dzieci, przyjmować je, doceniać i włączać w tok formalnej nauki. Ale może mówiąc „lekcje powinny wystarczać nauce dzieci” miała Pani na myśli coś innego.

Marcin Szczerbiński

Panie Marcinie, dziękuję za poruszenie tematu.
Zapoznanie uczniów z technikami i metodami uczenia się, wspólne wypracowanie z uczniem danego sposobu przyswajania wiedzy, nabywania umiejętności, niesie ze sobą wiele dobrego. Przykładem może być uczennica już klasy piątej, mająca olbrzymi problem z wypowiedzią ustną i zapamiętywaniem. Po kilkakrotnym wspólnym uczeniu się (zajęcia korekcyjno-kompensacyjne) okazało się, że notatka graficzna, jest dla niej tym co ułatwia uczenie się, a także daje pewność i poczucie bezpieczeństwa podczas wypowiedzi ustnej. Czuje się wówczas przygotowana, a postrzeganie wzrokowe ułatwia jej zapamiętywanie. Dotąd tego nie stosowała. Trzeba jeszcze wypracować systematyczność, organizację pracy. Inni dobrze uczą się z drugą osobą poprzez odpytywanie, wymienianie uwag, poszukiwanie ( zajęcia świetlicowe w mniejszych grupach). Ważne jest stworzenie właściwych warunków i właściwa organizacja czasu przeznaczonego na naukę. Niezastąpionymi osobami są rodzice (chętni do współpracy), którym warto przypomnieć techniki uczenia się, podpowiedzieć jak zorganizować naukę domową dziecka. Często są bezradni nie mogąc pomóc swoim dzieciom, wyręczają ich, szkodząc tym samym. Znajdźmy czas dla ucznia, rodzica. Nic nowatorskiego w tym komentarzu, ale może powinniśmy zwolnić bieg i czasem zatrzymać się nad sprawdzonymi od dawna metodami, nie rezygnując z nowości, których często poszukuję i próbuję stosować z wielką ciekawością jak się ma teoria do praktyki.
Pozdrawiam serdecznie
Maria Żądło

Maria Mirońska

Marcin Szczerbiński

Blog dra Marcina Szczerbińskiego

Pochodzę z Bielska-Białej. W dzieciństwie miałem szczęście wędrować sporo po Beskidach i przeczytać wiele dobrych książek. Osobistych kontaktów z trudnościami w czytaniu i pisaniu miałem niewiele, czym jest dysleksja, dowiedziałem się właściwie dopiero w trakcie zajęć na czwartym roku studiów (psychologia, UJ – ach, piękny Kraków!), lecz problematyka ta szybko mnie zainteresowała. Zdecydowałem się napisać doktorat na temat psychologicznych mechanizmów uczenia się czytania i pisania. Ukończyłem go na University College London w 2001 roku. Przez dziesięć lat pracowałem jako wykładowca psychologii w instytucie logopedii na Uniwersytecie w Sheffield, ucząc głównie psychologii rozwojowej, metodologii badań, statystyki oraz problematyki czytania, pisania i dysleksji. W styczniu 2011 raz jeszcze zmieniłem kraj: obecnie pracuję w instytucie psychologii na uniwersytecie w Cork (Irlandia). Mam też trochę doświadczeń w pracy jako nauczyciel angielskiego, tłumacz i statystyk. Na moim biurku w pracy stoi bursztynowa róża – odznaka honorowego członkostwa Polskiego Towarzystwa Dysleksji, z której jestem bardzo dumny. Pytany o moje zainteresowania naukowe odpowiadam: „Wszystko, co wiąże się z fenomenem czytania i pisania” . O tym też będzie ten blog. Historia pisma; psychologiczne mechanizmy uczenia się czytania i pisania; metodyka nauczania tych umiejętności; analfabetyzm funkcjonalny; dysleksja, dysgrafia i dysortografia, ich mechanizmy, diagnoza i terapia – oto niektóre z tematów, które chciałbym poruszyć. Zapraszam do lektury i do dyskusji!