Zaloguj się

Menu

Kursy internetowe

Dyscyplina w gimnazjach

Ze smutkiem i przejęciem przeczytałem artykuł “I co mi zrobisz stara krowo” w Dużym Formacie  Choć poruszony problem gimnazjalnej dyscypliny i kultury wykracza nieco poza ramy tematyczne tego blogu, to wydał mi się zbyt ważny żeby go nie poruszyć. Artykuł pozostawił mnie bezradnym: co robić w takich sytuacjach? Jakie rozwiązania (Szkolenia nauczycieli? Jasne szkolne zasady konsekwentnie wcielane w życie? Współpraca z policją?) mogą tutaj pomóc?

 

Oczekuję Waszych, opartych na doświadczeniu, sugestii jak działać w takich sytuacjach.

Komentarze (1)

Zaloguj się aby dodać komentarz

Wydawałoby się, że kiedy podejdzie się do ucznia z życzliwością, okaże sympatię, to odpłaci tym samym. Że z szacunku dla nauczyciela, który pasjonuje się tym, co robi, będzie przynajmniej udawał zainteresowanie przedmiotem. Kiedyś się sprawdzało... Teraz wydaje się, że wyższe uczucia zupełnie nie mają dostępu do naszej młodzieży. Dominuje instynkt zwierzęcy i potrzeba budowania relacji na płaszczyźnie wygrany-przegrany. Przerażająca ta refleksja wuefistki o tresurze, ale boleśnie prawdziwa. Dorzucę sytuację z lekcji znajomego: agresywny uczeń uniemozliwia prowadzenie lekcji, żadne argumenty nie skutkują, nauczyciel zapowiada, że spuści uczniowi lanie, "Pan nie może" odpowiada uczeń, nauczyciel na to "Raz - mogę". I co najsmutniejsze - poskutkowało. Od tego czasu uczeń nigdy nie sprawił temu nauczycielowi żadnego kłopotu. Tak funkcjonuje świat marginesu, gdzie w takim razie podziali się inteligentni, otwarci młodzi ludzie? Czyżby rozwiązaniem było zatrudnianie wysokich, wysportowanych mężczyzn, którzy budzą respekt swoją siłą? Przywrócenie kar cielesnych? Okropna to wizja...
Wiele odpowiedzi padło w artykule - nauczyciele nie są konsekwentni, rodzice nie chcą współpracować, szkoła nie ma adekwatnych narzędzi dyscyplinujących. Nad tym trzeba pracować. Ale największym problemem jest obecność w zawodzie ludzi przypadkowych, bez powołania, którzy nie lubią ani uczniów, ani tego, co robią.

Beata Futkowska

Marcin Szczerbiński

Blog dra Marcina Szczerbińskiego

Pochodzę z Bielska-Białej. W dzieciństwie miałem szczęście wędrować sporo po Beskidach i przeczytać wiele dobrych książek. Osobistych kontaktów z trudnościami w czytaniu i pisaniu miałem niewiele, czym jest dysleksja, dowiedziałem się właściwie dopiero w trakcie zajęć na czwartym roku studiów (psychologia, UJ – ach, piękny Kraków!), lecz problematyka ta szybko mnie zainteresowała. Zdecydowałem się napisać doktorat na temat psychologicznych mechanizmów uczenia się czytania i pisania. Ukończyłem go na University College London w 2001 roku. Przez dziesięć lat pracowałem jako wykładowca psychologii w instytucie logopedii na Uniwersytecie w Sheffield, ucząc głównie psychologii rozwojowej, metodologii badań, statystyki oraz problematyki czytania, pisania i dysleksji. W styczniu 2011 raz jeszcze zmieniłem kraj: obecnie pracuję w instytucie psychologii na uniwersytecie w Cork (Irlandia). Mam też trochę doświadczeń w pracy jako nauczyciel angielskiego, tłumacz i statystyk. Na moim biurku w pracy stoi bursztynowa róża – odznaka honorowego członkostwa Polskiego Towarzystwa Dysleksji, z której jestem bardzo dumny. Pytany o moje zainteresowania naukowe odpowiadam: „Wszystko, co wiąże się z fenomenem czytania i pisania” . O tym też będzie ten blog. Historia pisma; psychologiczne mechanizmy uczenia się czytania i pisania; metodyka nauczania tych umiejętności; analfabetyzm funkcjonalny; dysleksja, dysgrafia i dysortografia, ich mechanizmy, diagnoza i terapia – oto niektóre z tematów, które chciałbym poruszyć. Zapraszam do lektury i do dyskusji!