Zaloguj się

Menu

Kursy internetowe

Czy telewizja może nam pomóc czytać lepiej?

Świąteczne oglądanie telewizji przypomniało mi o dyskusjach, które toczyłem nieraz z przyjaciółmi: jak, za jednym zamachem, podnieść poziom umiejętności czytania oraz znajmości języka angielskiego w narodzie polskim? Proste: zakazać voiceover, czyli czytania przez lektora, monotonnym głosem, tłumaczeń filmowych dialogów. I zastąpić je subtitles, czyli napisami w języku polskim. Podobno (choć tego nie sprawdziłem) tak dzieje się np. w krajach skandynawskich: oglądający obcojęzyczny film tamtejszy telewidz albo słucha autentycznych głosów autorów, albo czyta napisy w swoim ojczystym języku.

Z punktu widzenia poprawy umiejętności czytania, zastąpienie czytania dialogów napisami na ekranie byłoby sytuacją wprost idealną. Mamy tutaj, po pierwsze, ciągły trening umiejętności SZYBKIEGO czytania ZE ZROZUMIENIEM. Po drugie, mamy motywację do tego treningu – widzowi naprawdę zależy, aby zrozumieć, o co w filmie chodzi.  Po trzecie trening ten dokonuje się mimochodem, przy okazji innej, celowej, sprawiającej przyjemność czynności (w tym przypadku oglądania filmu). Widz może nawet nie zauważyć, że trenuje jakąś umiejętność przydatną poza bezpośrednim kontekstem rozrywki, której się oddaje – niemniej tak się dzieje. A to właśnie takie uczenie się incydentalne, przy okazji robienia czegoś, co sprawia nam przyjemność, jest być może  najlepszym sposobem na rozwinięcie różnych  pożytecznych umiejętności i sprawności – czytania, pisania, rachowania, znajomości języków.

Niestety, jak przeprowadzić w praktyce zmianę o której mowa? „Lektorowanie” obcojęzycznych filmów jest w polskiej telewizji powszechne, a stacja, która przestałaby to nagle robić straciłaby oglądalność, przynajmniej na początku. Potrzeba by pewnie jakiejś decyzji administracyjnej – zakazu – ale to czyba nierealistyczne... może czytelnicy mają inne pomysły? Poza tym usunięcie „lektorowania” byłoby w jakiejś mierze dyskryminujące dla osób źle widzących, które mają problemy z czytaniem na ekranie, oraz osób czytających naprawdę bardzo źle. Ale sądzę, że to cena, którą warto zapłacić za podniesienie poziomu czytania, znajmości języków, oraz jakości odbioru dzieł filmowych – wszak „lektorowanie” je niszczy... Poza tym lektorowanie jest z kolei dyskryminujące dla osób, które źle słyszą... Jakimś kompromisem byłoby wprowadzenie opcji: automatycznie widzimy na ekranie napisy, ale możemy, jeśli chcemy, przełączyć się na głos lektora. W dobie telewizji cyfrowej jest to chyba technicznie możliwe.

Skądinąd ciekawe  byłoby sprawdzić, czy wprowadzenie napisów w miejsce „lektorowania” faktycznie wpływa pozytywnie na poziom umiejętności czytania i znajomości języków obcych. Jestem przekonany, że tak jest, ale to tylko hipoteza, i nie wiem czy ktoś prowadził systematyczne badania na ten temat. Jeśli takie odkryję na pewno Wam o nich, Drodzy Czytelnicy, opowiemSmile.

To chyba już ostatni mój wpis w tym roku. Zycze wam, Czytelnicy Drodzy, naprawde pieknego Nowego Roku 2012. Niech naszym udzialem będzie praca sensowna i owocna na rzecz tych, którzy zmagaja się z trudnościami w nauce.

Komentarze (3)

Zaloguj się aby dodać komentarz

Cenne uwagi. Byłam kiedyś wychowawczynią ucznia, który w trakcie oglądania i słuchania bajek na kanale obcojęzycznym chwycił "melodię języka" i gdy zaczął się uczyć w szkole, był zdecydowanie lepszy od innych. W różnych konkursach wyprzedzał nawet tych uczniów, którzy od najmłodszych lat uczyli się języka na prywatnych zajęciach (Paweł rozpoczął naukę języka angielskiego dopiero w klasie czwartej i nigdy nie korzystał z korepetycji).

Bożena Pasternak

Mój syn, gdy był w kl. I bardzo chciał oglądać "Gwiezdne wojny". Niestety nie mieliśmy wersji z lektorem. Trochę czytałam mu napisy, ale on chciał oglądać film codziennie. Musiał więc radzić sobie sam. Dzięki tym zainteresowaniom nigdy nie uczyłam go czytać, nauczył się sam, bo mu zależało.

Agnieszka Byszuk

Będąc kilka lat temu w Rumunii, poznałam młodą dziewczynę, która nauczyła się mówić po hiszpańsku wyłącznie dzięki telewizji. Transmitowano tam wtedy kanał telewizji hiszpańskiej (głównie filmy) bez lektora, z napisami. Obecni w tej podróży rodowici Hiszpanie nie mogli wyjść ze zdumienia. Dziewczyna mówiła płynnie, była rozumiana i oni ją rozumieli.
Mamy więc kolejny przypadek na poparcie przedstawionej hipotezy :)
Pozdrawiam

Beata Jasińska

Marcin Szczerbiński

Blog dra Marcina Szczerbińskiego

Pochodzę z Bielska-Białej. W dzieciństwie miałem szczęście wędrować sporo po Beskidach i przeczytać wiele dobrych książek. Osobistych kontaktów z trudnościami w czytaniu i pisaniu miałem niewiele, czym jest dysleksja, dowiedziałem się właściwie dopiero w trakcie zajęć na czwartym roku studiów (psychologia, UJ – ach, piękny Kraków!), lecz problematyka ta szybko mnie zainteresowała. Zdecydowałem się napisać doktorat na temat psychologicznych mechanizmów uczenia się czytania i pisania. Ukończyłem go na University College London w 2001 roku. Przez dziesięć lat pracowałem jako wykładowca psychologii w instytucie logopedii na Uniwersytecie w Sheffield, ucząc głównie psychologii rozwojowej, metodologii badań, statystyki oraz problematyki czytania, pisania i dysleksji. W styczniu 2011 raz jeszcze zmieniłem kraj: obecnie pracuję w instytucie psychologii na uniwersytecie w Cork (Irlandia). Mam też trochę doświadczeń w pracy jako nauczyciel angielskiego, tłumacz i statystyk. Na moim biurku w pracy stoi bursztynowa róża – odznaka honorowego członkostwa Polskiego Towarzystwa Dysleksji, z której jestem bardzo dumny. Pytany o moje zainteresowania naukowe odpowiadam: „Wszystko, co wiąże się z fenomenem czytania i pisania” . O tym też będzie ten blog. Historia pisma; psychologiczne mechanizmy uczenia się czytania i pisania; metodyka nauczania tych umiejętności; analfabetyzm funkcjonalny; dysleksja, dysgrafia i dysortografia, ich mechanizmy, diagnoza i terapia – oto niektóre z tematów, które chciałbym poruszyć. Zapraszam do lektury i do dyskusji!