Zaloguj się

Menu

Kursy internetowe

Uczeń uczy nauczyciela

Alegoria jest w szkole obecna od dawien dawna. Sam pamiętam ośle uszy, które pani zakładała niegrzecznym albo niezbyt rozgarniętym dzieciom, dla podkreślenia faktu, że odstają od grupy – i  albo sumiennością zawodzą (brak pracy domowej), albo zachowaniem nieodpowiednim naruszają powagę lekcji. Ośle uszy był to artefakt znany doskonale i straszny. Każdy bowiem pamiętał historię Pinokia i nie chciał być przyozdobiony atrybutem głupoty i uporu… Dziś rzecznik praw ucznia z pewnością  wypowiedziałby się na temat tamtych metod… Szybko zresztą wyprowadzono je, zastępując uszy czarnymi kółeczkami, a prawomyślne postępowanie czerwonymi. Ale wcześniej bywało jeszcze gorzej. Uderzenie liniałem w otwartą dłoń znane było nie tylko z opowieści Twaina. (Jak pamiętamy Tomek Sawyer wziął na siebie bohatersko winę Becky Thatcher, w chwili gdy nauczyciel już miał wymierzyć karę dziewczynce). I ja pamiętam takie praktyki, a u moich rodziców były jeszcze normą… I zawsze straszył mnie obraz Goi (Scena w szkole).

Na szczęście tamte czasy to już historia i… literatura. No właśnie, literatura! Bywa źródłem alegorii. Oto nauczycielka, komentując zachowania ludzi, którzy nie potrafili zająć stanowiska w sprawie wymagającej odwagi – a ratując się milczeniem, dowiedli swego konformizmu – mówi o nich: szczury! I wcale nie o tonący okręt chodzi! Wykorzystuję ten wątek jako pretekst do lekcji. Jestem ciekaw, co na temat zachowań konformistycznych powiedzą uczniowie. Czytam bajkę Krasickiego Myszy. Krótka fabuła: myszy mają problem z kotem – z którym jak wiadomo negocjować się nie da. Nie można załatwić z nim sprawy ani siłą, ani pochlebstwem – kot i tak zawsze będzie górą. Radę znajduje szczur: siedzieć cicho. Nie opowiadać się ani za, ani przeciw! Uczniowie doceniają mądrość szczura i jego dystans do rzeczywistości. W ich wypowiedziach jednak szczur jawi się nie jako mentor, który wie, że natury kota nie zmieni; ale jako cwaniak – który umie dostosować się do okoliczności… Na tym polega siła alegorii. W gruncie rzeczy nie aprobują tej mądrości. Szczur jest szkodnikiem i tak będzie kojarzony. To jest lekcja, jaką odbieram od uczniów. Może jednak warto się poświecić albo chociaż próbować?

Drugiej lekcji udzielają mi w czasie szkolnej akademii z okazji Dnia Edukacji Narodowej. Tu pojawia się silna alegoria. Tym razem jedna z najbardziej znanych i najbardziej nośnych: okręt miotany falami burzy. Słowa Skargi przypomniane mi, nauczycielowi, ustami kilkunastoletniego ucznia brzmią z ogromną mocą:

Gdy okręt tonie, a wiatry go przewracają, głupi tłomoczki i skrzynki swoje opatruje i na nich leży, a do obrony okrętu nie idzie, i mniema, że się sam miłuje, a on się sam gubi. Bo gdy okręt obrony nie ma, i on ze wszystkim, co zebrał, utonąć musi.

Głos ucznia osadza uroczystość w konkretnej przestrzeni myślowej, poza recytowaniem wierszy Tuwima, sentymentalnymi montażami, kabaretowymi popisami i radosnym edukacyjnym klimatem piosenek z Dnia Nauczyciela. Jest prostota i symetria, i moc słowa. Czuje się trochę na powrót uczniem, któremu nauczyciel słowami Skargi przypomina o świadomości obywatelskiej, tej jaką powinna kształtować szkoła. Ale słyszę też mowę z De republica emendanda:

Przede wszystkim trzeba troszczyć się o nauczycieli i uczniów…  Nigdy bez gniewu nie patrzę na przewrotność tych ludzi, którzy nauczycieli szkolnych mają niemal za nic, choć ich tak samo powinni szanować jak lekarzy, prawników i innych dobrze zasłużonych wobec Rzeczypospolitej. Praca nauczyciela w szkole nie mniejsza niż tamtych, użyteczność zaś równa albo i większa…

Jest mowa o wynagrodzeniach i predyspozycjach zawodowych nauczycieli, słyszę apel, jaki Modrzewski niegdyś bo w 1551 roku kierował do decydentów. Apel, który dziś nabiera szczególnego znaczenia, a w którym ujawnia się wiele współczesnych mankamentów edukacji… Czyż można pracować, nie spodziewając się należytych wynagrodzeń czy zaszczytów! Dzisiaj można! Lęki są silniejsze niż solidarność zawodowa…

Kiedy kolejna uczennica wypowiada ze spokojem i mocą słowa Wojtyły, w liczącej pięćset osób sali brzmią one jak lekcja, której mi się udziela:

Młody człowiek jest wrażliwy na prawdę, sprawiedliwość, piękno, na inne wartości duchowe. Młody człowiek pragnie odnaleźć siebie samego, dlatego szuka, czasem burzliwie szuka, prawdziwych wartości i ceni tych ludzi, którzy ich nauczają i według nich żyją.

Człowiek jest sobą przez kulturę. Naród jest sobą przez kulturę. Człowiek jest członkiem swojego narodu, uczestnicząc w dziedzictwie jego kultury. To jest olbrzymie dziedzictwo, które zaczyna się od pierwszych słów wypowiadanych przez dziecko za matką, za rodzicami. I potem cały ten proces wychowawczy…

Co w istocie ma upamiętniać Dzień Edukacji Narodowej? Czy jest tylko świętem szkolnictwa, mającym przypominać pierwszą w Europie władzę świecką nad oświatą, władzę w randze ministerstwa – Komisję Edukacji Narodowej. Czy może ma upamiętniać fakt, że za sprawą tej Komisji dokonał się historyczny przełom w polskiej oświacie, wyprzedzający przemiany w szkolnictwie europejskim? A może jest po prostu Dniem Nauczyciela – jak powszechnie się mniema. Dniem wolnym od zajęć dydaktycznych – de facto od pracy, dniem, w którym na uroczystych bankietach i kolacjach bawią się nauczyciele. Bo trzeba się cieszyć ze święta.  A może powinien być – tak ja w wygłosie tekstów, które prezentowali mi uczniowie, dniem rozmów o oświacie i zadumy nad nią?

Zwłaszcza teraz w czasach zmiany. W czasach, gdy rozmowy o oświacie stają się politycznym paliwem, a nauczyciele jakaś kartą przetargową w kolejnym rozdaniu. Zmiana stała się faktem – nowy ustrój szkolny. Czyż nauczyciel może czuć się bezpiecznie? Jedni zapewniają, że tak, inni powątpiewają, jeszcze inni mówią: taka jest charakterystyka rzeczywistości, nauczyciel powinien być na nią gotów… I mówią to w czasach, gdy polski nauczyciel jest jednym z najniżej uposażonych w Europie. A czyż sami nauczyciele stanowią jakąś jednolitą grupę mówiącą silnym głosem?

I tu znowu pojawia się alegoria. Na jednej z lekcji uczeń pyta mnie, czy może zbudować domek z kart. Pytanie nie jest związane ani z tokiem lekcji, ani z tematem. Jest to uczeń z wysoką podzielnością uwagi – i chyba koncentruje się lepiej, kiedy coś robi… Pozwalam, bo „budowa” nie zakłóca na razie przebiegu zajęć i nie przeszkadza nikomu. Kiedy jednak dochodzi do czwartej kondygnacji, odzywa się czyjś głos powątpiewający w możliwość ustawienia piątej i wtedy wszyscy zwracają uwagę na rozmiar konstrukcji z kart. Uczeń z niezwykłą zręcznością i pewnością ruchu ustawia następne piętro, karciana podstawa wytrzymuje ciężar i wszyscy przyjmują z ulgą ten fakt. Teraz wszyscy oczekujemy w napięciu, czy uda się ustawić jeszcze jeden poziom… Nawet ja ulegam urokowi domku z kart, chociaż być może powinienem wcześniej przerwać tę zabawę… Wyraźnie przeczy powadze lekcji, wtrącając ją w tok czegoś niedorzecznego… Czekamy w napięciu, kiedy konstrukcja runie, ale domek stoi uparcie, choć chwiejnie. I wtedy ktoś dmucha, by przyspieszyć rozpad…

 

Komentarze (2)

Zaloguj się aby dodać komentarz

.....:), :(

Iwona Jagielska

No tak, wbrew ogólnej opinii mamy wspaniałych młodych ludzi.....tylko czy umiemy ich doceniać???

Wiesława Grochowska

Blog Rolanda Maszki

Roland Maszka – polonista, absolwent gedanistyki, współautor podręczników szkolnych. Pasjonat teatru i tradycyjnej książki, siebie zalicza do epoki Gutenberga. Lubi stare obrazy. Inicjator dobrych praktyk w szkole.