Zaloguj się

Menu

Kursy internetowe

Prawomyślność i hipokryzja. Czytając Jeana Raspaila

Całkiem niedawno uczniowie gimnazjów zostali postawieni przed zadaniem napisania wypowiedzi wokół problemu hipokryzji i obłudy. Pomysłodawca zadania zapytał po prostu gimnazjalistów, czy zgadzają się z twierdzeniem, że ludzie nie zawsze postępują zgodnie z tym, co mówią. Temat skądinąd ciekawy, zwłaszcza że rzeczywistość dostarcza sporo stosownego materiału ilustrującego problem. A piszący mieli właśnie uzasadnić swoje stanowisko, odwołując się do przykładów z rzeczywistości i literatury… Czytając wypowiedzi uczniów (a przeczytałem ich blisko osiemdziesiąt), sam zacząłem się zastanawiać, co ja napisałbym w takiej pracy. Czy zdobyłbym się na odwagę napisania prawdy? Bo to, że kłamstwo i obłuda sytuują się po stronie zła, jest oczywiste – i wiedzą o tym nie tylko moi uczniowie; ale to, że kłamstwo i obłuda stają się podstawą karier i dostatku – jest faktem…

Wraz z rozświetleniem świątecznych choinek i ozdób, zniknęły z publicznej wokandy niektóre tematy, zastąpiono je po prostu innymi, przesuwając środek ciężkości na sprawy bardziej aktualne: trybunały, nocne zmiany, zagrożenie demokracji i to, że przed świętami trzeba trochę popracować… Potem rozpoczęliśmy świętowanie i śpiewanie kolęd. Teraz, gdy zdjęto girlandy i zgasły choinkowe światła – zauważyłem, że były też miejsca, i to w sercu Europy, gdzie w ogóle choinek nie było…

Oto Europa – kraina mlekiem i miodem płynąca, gdzie stylowe, komfortowe domy Lazurowego Wybrzeża są zapowiedzią tego, co znajduje się wewnątrz lądu: dostatku i dobrobytu, bogactwa i bezpieczeństwa. To raj. Oto nieliczni, którzy mają ten raj na własność. Chodźmy do nich! Bo tu nie da się już żyć... Nędza, upodlenie, znikczemnienie, stopniowo narastający gniew i nienawiść… Posłuchajmy głosicieli prawdy: bramy Zachodu stoją dla nas otworem! Milion ciemnoskórych uciekinierów zajmuje sto statków. Milion nędzarzy wypełnia po brzegi pordzewiałe ładownie i pokłady starych parowców i barek, z których nie wszystkie dopłyną do celu. Ale dla miliona uciekinierów jest to podróż w jedną stronę – na zachód. Ogromna armada rusza do ziemi obiecanej, do Europy, po swoją ostatnią szansę. Bramy raju – bramy Zachodu zostały dla nich otwarte… Droga wiedzie znad Gangesu w kierunku Sokotry i Suezu i dalej przez Morze Śródziemne do portów Zachodu… Ale Egipt zamyka Kanał Sueski, a salwa z torpedowca zawraca statki z uciekinierami na południe. To długa droga dookoła Afryki. Może pordzewiałe parowce armady zechcą zatrzymać się gdzieś w połowie drogi? Rząd RPA zapowiada, że żaden ciemnoskóry znad Gangesu nie postawi żywy nogi na afrykańskiej ziemi… Mimo to Afrykanerzy w poczuciu przyzwoitości dostarczają statkom paki z żywnością. Te jednak są wyrzucane do morza… Uciekinierzy nie chcą ich, płyną dalej. Nie Afryka jest przecież celem. A Europa? Europa dyskutuje. Media bezrefleksyjnie reagują bezwarunkowym odruchem humanitaryzmu. Pytania, co stanie się z nami, kiedy ten milion wyjdzie na brzeg, zagłuszane są dźwiękami koncertów i krzykiem celebrytów…

W latach siedemdziesiątych francuski pisarz Jean Raspail roztoczył wizję, co mogłoby się stać za trzydzieści lat (Obóz świętych)… Można rzec – wizję nie tyle futurystyczną, co profetyczną – i jakże niepokojącą. Wtedy – w latach siedemdziesiątych książki nie przyjęto z aplauzem; i nic dziwnego, bo i dzisiaj głosy sprzeciwiające się przyjmowaniu uchodźców są oceniane jako nieprawomyślne, wręcz antyhumanitarne… W książce Raspaila – kiedy armada stała się faktem – to znaczy kiedy dzioby jej pordzewiałych statków zaryły w skały i piaski Lazurowego Wybrzeża, we francuskich nadmorskich kurortach nie pozostał już nikt, nie licząc pewnego profesora, garstki długowłosych dzieci-kwiatów, ortodoksyjnych lewicowców i kilku benedyktyńskich mnichów na granicy demencji… Francuzi po prostu uciekli na północ… Ci sami Francuzi, którzy codziennie przysłuchiwali się wywodom na temat konieczności i obowiązku przyjęcia uciekinierów znad Gangesu. Ci sami, którzy wywieszali transparenty: Wszyscy jesteśmy ludźmi znad Gangesu. I ci sami którzy, potępiali przejawy niechęci wobec każdego, kto mówił inaczej niż głos z telewizyjnych ekranów i codziennych gazet… Zapakowali swoje żony i dzieci do samochodów i w pośpiechu opuścili swoje jasne domy, tłumacząc, że tak trzeba i nie pamiętając, że gdy armada była jeszcze daleko ich dzieci pisały szkolne wtpracowania w rodzaju: Rodzina uciekinierów znad Gangesu prosi o gościnę w moim domu… Wizja Raspaila sięga dalej – pisarz ujawnia prawdopodobny mechanizm społeczny – ilustruje zjawisko i… straszy. Może rzeczywiście doczekamy czasów, że będziemy się bać we własnych domach, że przeinterpretujemy pojęcia: odpowiedzialności, miłosierdzia, braterstwa, słabości i siły; nasze rządy staną się bezsilne, a nasze armie nie będą w stanie reagować? W końcu prognozy demograficzne przywołane przez Raspaila budzą nie tylko niepokój. Siedem miliardów ludzi, w tym tylko siedemset milionów białych, których trzecia cześć – przeważnie ludzi starych będzie zamieszkiwać Europę. I oni mają przeciwstawić się czterystu milionom przybyszów z Bliskiego Wschodu czekających po drugiej stronie Morza Śródziemnego?

Moi uczniowie okazali wyrozumiałość względem rzeczywistości – bo skupiali się przede wszystkim na przykładach odnoszących się do nich samych… Ważkie tematy medialne nie były przedmiotem ich rozważań.  A i przykłady literackie w ogóle uleciały im z głowy, i nawet świetnie oczytani poszukiwali odniesień w świecie baśni i lektur wczesnego dzieciństwa – a więc takich, które pozostawiły trwały ślad w ich świadomości i były wyjątkowym przeżyciem… Zdumiał mnie ten brak literackich tropów, tym bardziej że w swobodnej poegzaminacyjnej rozmowie podawali przykłady trafne i ciekawe… Bodaj najciekawszy pochodził ze… szkolnej lektury. Starość doszukuje się w twierdzeniu: ludzie nie zawsze postępują zgodnie z tym, co mówią – hipokryzji i obłudy. Młodość – konieczności okłamywania w dobrej sprawie. Małżeństwo, o którym narrator mówi – biednym niewiele potrzeba do utrzymania duchowej równowagi – to para szczęśliwych ludzi. Ich szczęście – tkanka prostych codziennych i oczywistych spraw trwa dopóty, dopóki męża nie dopada choroba. Któregoś dnia zauważa, że kamizelka, którą nosi, jest za duża. Chudnie. Żona, by go nie martwić, co jakiś czas, przerabia kamizelkę, czyniąc ją coraz węższą i niwelując w ten sposób „ubytek” masy ciała. Mąż nie zauważa różnicy, choć chudnie coraz bardziej… Szlachetne kłamstwo? Zwłaszcza że oszukują się oboje. Ona udaje, że nic się nie dzieje, a on udaje, że nic o tym nie wie. Nie mówią o śmierci, chociaż stoi ona tuż przy nich… Nie wiemy, co dzieje się dalej – wiemy tylko, że po tym szlachetnym kłamstwie i wzruszających krawieckich przeróbkach, pozostał tylko przedmiot – stara kamizelka… I sąsiad – chyba stary kawaler, który tę kamizelkę zakupił, właściwie nie wiadomo po co…

Więc istnieje wyraźna granica udawania.  Literatura ujawnia tę prawdę, bo jej świat  to jednak zawsze świat fikcji. Być może dlatego tak blisko jest wiedzy o rzeczywistości. Bo w rzeczywistości często nie mówimy tego, co myślimy naprawdę. Udajemy – prawdę pokrywamy eufemizmami, etykietą, ironią albo milczeniem i cichym przyzwoleniem…

 

Raspail mówi, że pewnego dnia trzydzieści dwa tysiące siedmiuset czterdziestu dwóch nauczycieli odkrywa w tej samej sekundzie temat poniedziałkowego wypracowania dla dzieci francuskich szkół: „Opisz życie nieszczęsnych pasażerów tej armady, opisz swoje uczucia wobec nich, wyobrażając sobie, że jedna z tych zrozpaczonych rodzin poprosiła was o gościnę”. Co napisałby nauczyciel? Co napisałbym ja?

Całkiem niedawno uczniowie gimnazjów zostali postawieni przed zadaniem napisania wypowiedzi wokół problemu hipokryzji i obłudy. Pomysłodawca zadania zapytał po prostu gimnazjalistów, czy zgadzają się z twierdzeniem, że ludzie nie zawsze postępują zgodnie z tym, co mówią. Temat skądinąd ciekawy, zwłaszcza że rzeczywistość dostarcza sporo stosownego materiału ilustrującego problem. A piszący mieli właśnie uzasadnić swoje stanowisko, odwołując się do przykładów z rzeczywistości i literatury… Czytając wypowiedzi uczniów (a przeczytałem ich blisko osiemdziesiąt), sam zacząłem się zastanawiać, co ja napisałbym w takiej pracy. Czy zdobyłbym się na odwagę napisania prawdy? Bo to, że kłamstwo i obłuda sytuują się po stronie zła, jest oczywiste – i wiedzą o tym nie tylko moi uczniowie; ale to, że kłamstwo i obłuda stają się podstawą karier i dostatku – jest faktem…

 

Wraz z rozświetleniem świątecznych choinek i ozdób, zniknęły z publicznej wokandy niektóre tematy, zastąpiono je po prostu innymi, przesuwając środek ciężkości na sprawy bardziej aktualne: trybunały, nocne zmiany, zagrożenie demokracji i to, że przed świętami trzeba trochę popracować… Potem rozpoczęliśmy świętowanie i śpiewanie kolęd. Teraz, gdy zdjęto girlandy i zgasły choinkowe światła – zauważyłem, że były też miejsca, i to w sercu Europy, gdzie w ogóle choinek nie było…

 

Oto Europa – kraina mlekiem i miodem płynąca, gdzie stylowe, komfortowe domy Lazurowego Wybrzeża są zapowiedzią tego, co znajduje się wewnątrz lądu: dostatku i dobrobytu, bogactwa i bezpieczeństwa. To raj. Oto nieliczni, którzy mają ten raj na własność. Chodźmy do nich! Bo tu nie da się już żyć... Nędza, upodlenie, znikczemnienie, stopniowo narastający gniew i nienawiść… Posłuchajmy głosicieli prawdy: bramy Zachodu stoją dla nas otworem! Milion ciemnoskórych uciekinierów zajmuje sto statków. Milion nędzarzy wypełnia po brzegi pordzewiałe ładownie i pokłady starych parowców i barek, z których nie wszystkie dopłyną do celu. Ale dla miliona uciekinierów jest to podróż w jedną stronę – na zachód. Ogromna armada rusza do ziemi obiecanej, do Europy, po swoją ostatnią szansę. Bramy raju – bramy Zachodu zostały dla nich otwarte… Droga wiedzie znad Gangesu w kierunku Sokotry i Suezu i dalej przez Morze Śródziemne do portów Zachodu… Ale Egipt zamyka Kanał Sueski, a salwa z torpedowca zawraca statki z uciekinierami na południe. To długa droga dookoła Afryki. Może pordzewiałe parowce armady zechcą zatrzymać się gdzieś w połowie drogi? Rząd RPA zapowiada, że żaden ciemnoskóry znad Gangesu nie postawi żywy nogi na afrykańskiej ziemi… Mimo to Afrykanerzy w poczuciu przyzwoitości dostarczają statkom paki z żywnością. Te jednak są wyrzucane do morza… Uciekinierzy nie chcą ich, płyną dalej. Nie Afryka jest przecież celem. A Europa? Europa dyskutuje. Media bezrefleksyjnie reagują bezwarunkowym odruchem humanitaryzmu. Pytania, co stanie się z nami, kiedy ten milion wyjdzie na brzeg, zagłuszane są dźwiękami koncertów i krzykiem celebrytów…

 

W latach siedemdziesiątych francuski pisarz Jean Raspail roztoczył wizję, co mogłoby się stać za trzydzieści lat (Obóz świętych)… Można rzec – wizję nie tyle futurystyczną, co profetyczną – i jakże niepokojącą. Wtedy – w latach siedemdziesiątych książki nie przyjęto z aplauzem; i nic dziwnego, bo i dzisiaj głosy sprzeciwiające się przyjmowaniu uchodźców są oceniane jako nieprawomyślne, wręcz antyhumanitarne… W książce Raspaila – kiedy armada stała się faktem – to znaczy kiedy dzioby jej pordzewiałych statków zaryły w skały i piaski Lazurowego Wybrzeża, we francuskich nadmorskich kurortach nie pozostał już nikt, nie licząc pewnego profesora, garstki długowłosych dzieci-kwiatów, ortodoksyjnych lewicowców i kilku benedyktyńskich mnichów na granicy demencji… Francuzi po prostu uciekli na północ… Ci sami Francuzi, którzy codziennie przysłuchiwali się wywodom na temat konieczności i obowiązku przyjęcia uciekinierów znad Gangesu. Ci sami, którzy wywieszali transparenty: Wszyscy jesteśmy ludźmi znad Gangesu. I ci sami którzy, potępiali przejawy niechęci wobec każdego, kto mówił inaczej niż głos z telewizyjnych ekranów i codziennych gazet… Zapakowali swoje żony i dzieci do samochodów i w pośpiechu opuścili swoje jasne domy, tłumacząc, że tak trzeba i nie pamiętając, że gdy armada była jeszcze daleko ich dzieci pisały szkolne wtpracowania w rodzaju: Rodzina uciekinierów znad Gangesu prosi o gościnę w moim domu… Wizja Raspaila sięga dalej – pisarz ujawnia prawdopodobny mechanizm społeczny – ilustruje zjawisko i… straszy. Może rzeczywiście doczekamy czasów, że będziemy się bać we własnych domach, że przeinterpretujemy pojęcia: odpowiedzialności, miłosierdzia, braterstwa, słabości i siły; nasze rządy staną się bezsilne, a nasze armie nie będą w stanie reagować? W końcu prognozy demograficzne przywołane przez Raspaila budzą nie tylko niepokój. Siedem miliardów ludzi, w tym tylko siedemset milionów białych, których trzecia cześć – przeważnie ludzi starych będzie zamieszkiwać Europę. I oni mają przeciwstawić się czterystu milionom przybyszów z Bliskiego Wschodu czekających po drugiej stronie Morza Śródziemnego?

 

Moi uczniowie okazali wyrozumiałość względem rzeczywistości – bo skupiali się przede wszystkim na przykładach odnoszących się do nich samych… Ważkie tematy medialne nie były przedmiotem ich rozważań.  A i przykłady literackie w ogóle uleciały im z głowy, i nawet świetnie oczytani poszukiwali odniesień w świecie baśni i lektur wczesnego dzieciństwa – a więc takich, które pozostawiły trwały ślad w ich świadomości i były wyjątkowym przeżyciem… Zdumiał mnie ten brak literackich tropów, tym bardziej że w swobodnej poegzaminacyjnej rozmowie podawali przykłady trafne i ciekawe… Bodaj najciekawszy pochodził ze… szkolnej lektury. Starość doszukuje się w twierdzeniu: ludzie nie zawsze postępują zgodnie z tym, co mówią – hipokryzji i obłudy. Młodość – konieczności okłamywania w dobrej sprawie. Małżeństwo, o którym narrator mówi – biednym niewiele potrzeba do utrzymania duchowej równowagi – to para szczęśliwych ludzi. Ich szczęście – tkanka prostych codziennych i oczywistych spraw trwa dopóty, dopóki męża nie dopada choroba. Któregoś dnia zauważa, że kamizelka, którą nosi, jest za duża. Chudnie. Żona, by go nie martwić, co jakiś czas, przerabia kamizelkę, czyniąc ją coraz węższą i niwelując w ten sposób „ubytek” masy ciała. Mąż nie zauważa różnicy, choć chudnie coraz bardziej… Szlachetne kłamstwo? Zwłaszcza że oszukują się oboje. Ona udaje, że nic się nie dzieje, a on udaje, że nic o tym nie wie. Nie mówią o śmierci, chociaż stoi ona tuż przy nich… Nie wiemy, co dzieje się dalej – wiemy tylko, że po tym szlachetnym kłamstwie i wzruszających krawieckich przeróbkach, pozostał tylko przedmiot – stara kamizelka… I sąsiad – chyba stary kawaler, który tę kamizelkę zakupił, właściwie nie wiadomo po co…

 

Więc istnieje wyraźna granica udawania.  Literatura ujawnia tę prawdę, bo jej świat  to jednak zawsze świat fikcji. Być może dlatego tak blisko jest wiedzy o rzeczywistości. Bo w rzeczywistości często nie mówimy tego, co myślimy naprawdę. Udajemy – prawdę pokrywamy eufemizmami, etykietą, ironią albo milczeniem i cichym przyzwoleniem…

 

Raspail mówi, że pewnego dnia trzydzieści dwa tysiące siedmiuset czterdziestu dwóch nauczycieli odkrywa w tej samej sekundzie temat poniedziałkowego wypracowania dla dzieci francuskich szkół: „Opisz życie nieszczęsnych pasażerów tej armady, opisz swoje uczucia wobec nich, wyobrażając sobie, że jedna z tych zrozpaczonych rodzin poprosiła was o gościnę”. Co napisałby nauczyciel? Co napisałbym ja?

 

Komentarze (0)

Zaloguj się aby dodać komentarz

Blog Rolanda Maszki

Roland Maszka – polonista, absolwent gedanistyki, współautor podręczników szkolnych. Pasjonat teatru i tradycyjnej książki, siebie zalicza do epoki Gutenberga. Lubi stare obrazy. Inicjator dobrych praktyk w szkole.