Zaloguj się

Menu

Kursy internetowe

Potrzeba ciszy

Urok cienia rzucanego przez koronę drzewa opiewali już starożytni i renesansowi poeci. Wąska droga osłonięta przed rażącym słońcem wiekowymi lipami jest ukojeniem dla kierowcy, który wiele godzin musi podróżować w słońcu… Zwalnia wtedy, bo drzewa schodzą w skrajnię jezdni i może podziwiać łany zbóż stojących nieruchomo w sierpniowym upale… Jeżeli jest w bezludnej okolicy i nie ma presji nikogo za sobą, może nawet zatrzymać auto i pokontemplować chwilę rozległość pól ograniczonych na horyzoncie daleką linią lasów. I wsłuchać się drżącą w słonecznym gorącu ciszę. Przeważnie jednak tego nie robi, bo polscy kierowcy zawsze się gdzieś spieszą, gnani potrzebą dotarcia do celu jak najszybciej, choć niekiedy sami nie wiedzą po co… Polska to wciąż kraj rolniczy. Kraj, który można podziwiać w rozkwicie żniw jak stary obraz. Tyle że niewiele już dzisiaj z tych starych obrazów rozumiemy. Sierpień to miesiąc zbiorów – wskazuje etymologia… Gdybym zapytał moich uczniów o sierp, może nie od razu odpowiedzieliby czym jest, a właściwie czym był. A może skojarzyliby nazwę miesiąca z narzędziem rolniczym? W końcu jakąś wszechstronną edukację otrzymują! Obrazy Demeter znane ze szkolnych podręczników, przeważnie przedstawiają boginię urodzaju z wieńcu z kłosów albo z naręczem plonów… Uczniowie znają też to wyobrażenie z kanonicznej poezji szkolnej: Tobie k’woli w kłosianym wieńcu Lato chodzi. Demeter z sierpem pokazywana jest jednak rzadko, a historia Chronosa, który sierpem okaleczył własnego ojca – raczej pomijana. Sierpów nie używa się u nas od stu lat. Skąd zatem mieliby wiedzieć? Chłopów czytają nie wszyscy i nieczęsto ogląda się młodopolskie obrazy wsi, na których spocone kobiety w upalny dzień tną sierpami żyto…. Wieś, jaką pamiętano jeszcze siedemdziesiąt, sto lat temu już nie istnieje.Więc może uczniowie zwłaszcza wielkomiejscy nie mają już konkretnych odniesień. Nie wiedzą, co to sierp. Zresztą kto dziś widział snopy na polach albo oracza chodzącego za pługiem? Wiele scen utrwalonych przez Gierymskiego, Axentowicza czy Wyczółkowskiego jest już dziś nieczytelnych… Kiedy pokazywałem uczniom Upadek Ikara Bruegla, niewielu wiedziało od razu, kim jest postać w centralnej części obrazu.

Współczesne żniwa to dudnienie potężnych kombajnów pochłaniających połacie zbóż i natychmiast oddzielających ziarno. To już nie praca a proces. Warkot ciągników i maszyn, które w krótkim czasie połykają leżącą pokotem słomę, formując z niej ogromne walcowe baloty wypluwane bezpośrednio na pole i podziwiane przez matematyków jako przykład zastosowania brył w naturze… Gdyby zabrakło maszyn, rolnicy nie zebraliby plonów. Kosy pordzewiały, a sierpa nie przekazuje się z ojca na syna jak w pamiętnym filmie Sylwestra Chęcińskiego. Flagi Związku Radzieckiego też już od dawna nie ma. Wszystko się zmienia i świat przez nas zastany nie będzie tym samym światem. Ja też przecież pamiętam inną wieś z dzieciństwa. Choć wychowałem się w cieniu portowych dźwigów i byłem dzieckiem wielkomiejskiego podwórka, to jednak część wakacji spędzałem na wsi… Która w moich czasach była postrzegana jako coś… gorszego. To miasto nobilitowało. Lepiej było zamienić gospodarstwo na dwupokojowe mieszkanie w mieście i pracować w mieście… Ale szczególny typ bohatera eksponowany wówczas przez media ukazywał jednak chłopskiego syna, który w wielkomiejskich warunkach, pokonując szereg trudności z uporem Prusowego Ślimaka osiągał cel. Mało tego poznawał jeszcze piękną wykształconą dziewczynę, w której życie wnosił prawdziwe wartości wyniesione z rodzinnego domu, a nie wielkomiejski blamaż. Sam zostawał technikiem albo inżynierem. Przypominany rokrocznie przez niektóre telewizje serial Daleko od szosy ogląda się z nostalgią – choć jak mówią młodzi, to siermiężna propaganda… Jednak już wtedy, i to w takim serialu, Leszek Górecki – bohater filmu i jego żona, Ania – która jak może pamiętamy została potępiona przez matkę za mezalians (no bo jak! kierowca i dziewczyna po studiach!), w chwili gdy dopadają ich kłopoty i przemęczenie, zaszywają się na wsi… Nic nikomu nie mówiąc, wyjeżdżają na łono natury, po ciszę… Serialowa wieś powróciła dziś do łask w siedliskach i rozlewiskach, ranczach jak u Pana Boga za piecem… Chcemy żyć życiem wsi, po prostu tęsknimy za wsią, jeziorem łąką i lasem… Gdyby tak jeszcze był jakiś wujek, który zostawiłby nam w spadku jakąś sadybę… Niestety zazwyczaj musimy zadowolić się tym, co widzimy na obrazie, nawet jeśli jest to tylko ekran telewizora…

Spore jezioro z lotu ptaka ma kształt jaszczurki, położone na granicy Podlasia i Mazur, z dala od znanych szlaków turystycznych, zachowało walor spokoju. Nie ma tu natłoku ludzi, łodzi i samochodów. Wokół pola, lasy, moczary. Szum trzciny miesza się z odgłosami pracujących na odległych polach ciągników, co przypomina, że okolica ta jest jednak zamieszkana. Ale po jeziorze można pływać godzinami i spotykać tylko czaple i albatrosy. Nawet wieś, jeśli podchodzi do brzegu wody, jest dyskretnie niewidoczna zza rozłożystych koron jesionów i lip. Ktoś pomyślał rozsądnie i zrobił tu strefę ciszy. I po tę ciszę właśnie coraz więcej ludzi przyjeżdża. To była jeszcze w latach sześćdziesiątych ludna wieś, ale potem nastąpiły migracje, dziś liczy tylko kilkunastu mieszkańców.  Dawne domy, stawiane jeszcze chyba przez Hakatę, odkupiono i zmieniono na letnie rezydencje, tam gdzie można było kupić albo dostać kawałek ziemi, powstała różnorodna zabudowa – od holenderskich domków po pałacyki… I nic dziwnego, łowców ciszy i spokoju jest coraz więcej: lekarze, prawnicy, przedsiębiorcy i… nauczyciele. Zwłaszcza ci ostatni potrzebują ciszy. Ciszy, która uwalnia od myślenia kategoriami lekcji, ciszy która przywraca równowagę w rozkrzyczanym świecie oczekiwań i osiągnięć. Ciszy, która w swym wydźwięku jest tak bogata i różnorodna w odgłosy… Czy jednak nauczyciel potrafi uwolnić się od zawodowego skrzywienia przygotowywania lekcji, jak choćby tej o sierpniu i sierpach? Czy tempo życia codziennego pozwala na zatrzymanie – bo przecież banalne maksymy w rodzaju: krocz przez życie spokojnie wśród zgiełku i pośpiechu nie powstrzymają obowiązków i wymagań, powinności i odpowiedzialności, jakie stawia człowiekowi współczesność. Dlatego być może chcemy mieć domek na uboczu. Domek, do którego niekoniecznie ktoś musiałby zaglądać… A do którego moglibyśmy przyjechać po zapas ciszy… 

 

Komentarze (0)

Zaloguj się aby dodać komentarz

Blog Rolanda Maszki

Roland Maszka – polonista, absolwent gedanistyki, współautor podręczników szkolnych. Pasjonat teatru i tradycyjnej książki, siebie zalicza do epoki Gutenberga. Lubi stare obrazy. Inicjator dobrych praktyk w szkole.