Zaloguj się

Menu

Kursy internetowe

Pierwszy września. Spacer po Westerplatte.

Kiedy Symonides pisał epigram ku czci Leonidasa: Przechodniu powiedz Sparcie, że legliśmy tu posłuszni jej prawom… legenda króla Sparty zataczała dopiero pierwszy krąg sławy; by pokonać przestrzeń dwóch i pół tysiąca lat i ożyć w opowieściach i postawach tych, którzy stali się podobni do człowieka z sercem lwa. Król Persów i Medów – Kserkses, król królów – jak mówili o nim i jak nazywał sam siebie, miał być może plan uczynienia z Morza Śródziemnego swojego wewnętrznego jeziora (zupełnie podobnie jak wiele wieków później chciał to zrobić z Bałtykiem szwedzki Karol Gustaw…) Perski władca władałby wtedy całym światem Zachodu, bo świat tamtejszy, świat jedynie znany to były ziemie i skały wokół Morza Śródziemnego… Potęga Kserksesa rzuciła na kolana greckie polis, zawsze skłócone, skore do zwady i dalekie od wyobrażenia, jakie mamy o nich dzisiaj. Każde miasto na znak poddaństwa oddawało wodę i ziemię najeźdźcom – jak czytamy w zapomnianym dziś poemacie Kornela Ujejskiego… (Choć Ujejski przemilcza, że wiele z tych miast chciało dobrowolnie oddać się pod opiekę perskiego króla). Dwa polis powiedziały jednak: nie. Ateny i Sparta. Lepsza śmierć niż niewola! A jeśli śmierć – to w walce, w szyku – tarcza przy tarczy… Gdyby Kserkses docenił greckiego ducha spod Maratonu, z wąwozu Termopile, nie byłoby Gaugameli… a wielki Aleksander nie odpoczywałby w cieniu Ogrodów Semiramidy… Później, jak pamiętamy z historii, pomysły zawładnięcia światem pojawiały się jeszcze wielokrotnie. Jeden z ostatnich ożył w wizji Adolfa Hitlera. Świat Vaterlandu, bezkresnych przestrzeni połączonych autostradami, pod egidą, na której widniałaby swastyka, zaczął być „budowany” na poważnie pod koniec lat trzydziestych. Trzecia Rzesza Niemiecka osadziła w miejscu pretensje państw Zachodu, wchłonęła Austrię i Czechosłowację, bodajże bez jednego strzału… Na południu miała swoich sprzymierzeńców w zastępach faszystowskich legionów Mussoliniego… na Północy obszary Skandynawii, uznawane były za część germańskiej wspólnoty i rezerwuar rudy żelaza, z której powstawały niezwyciężone czołgi klinem wbijające się w ciało przeciwnika. Mimo woli Skandynawia stała się zapleczem tego monstrualnego wyobrażenia, w którym przestrzeń życiową zarezerwowano wyłącznie dla narodu panów… Hakenkreuz miał stać się znakiem znanej nam części Europy. I tak przyszła kolej na Polskę. Warunki postawiono dwa. Gdańsk ma być niemiecki, Polska ma zgodzić się na tranzyt do Prus Wschodnich – co oznaczało w istocie, że autostrada łącząca zachodnie Niemcy z Prusami byłaby poza kontrolą Polaków, a w sprawie Gdańska Polska nie miałaby żadnego głosu… Ale Polska powiedziała – nie…

Westerplatte jest wbrew oczekiwaniom – ciche. Szkolne wycieczki docierają tu w pogodne wrześniowe przedpołudnia, ale nie są w stanie wypełnić przestrzeni rozległego półwyspu. Nieliczni turyści spacerują szeroką promenadą w kierunku ogromnego kopca, w którym utkwił – niby bagnet wbity w ziemię – granitowy pomnik… Zieleń rozłożystych drzew i cisza opustoszałego portu upodabniają Westerplatte do parku, w którym mieszkańcy miasta mogą poszukiwać samotności, cieszyć się spokojem, cieniem i zapachem morza… I pewnie byłoby tak, gdyby nie niewielki cmentarz, który muszą minąć, i żelbetowe ruiny koszar okaleczone impetem potężnej eksplozji, podłożonych wewnątrz ładunków… Uczniowie przyglądają się rozerwanym ścianom i stropom, okaleczonym elewacjom i pytają, czy to siła wielkokalibrowych dział niemieckiego pancernika tak zniszczyła budynek. Nie przypuszczają, że koszary zostały wysadzone w powietrze długo później przez sowieckich „wyzwolicieli” miasta i że wytrzymały kilka salw z Schleswiga-Holsteina i ataki z powietrza niemieckich junkersów, bo tak je  zaprojektowano, by były w stanie oprzeć się ciężkiemu ostrzałowi i bombardowaniu… Moi uczniowie z zadumą patrzą na płaskorzeźbę wielkiego kutego w piaskowcu wojennego Orła w koronie…  Ten Orzeł kiedyś zobowiązywał… Jest wrzesień czasem przypominania o bohaterstwie. Dlatego przyjeżdżam tu z uczniami… Co ciekawe, są tu nie pierwszy raz, to nie pierwsza lekcja na Westerplatte… Ale nigdy nie oponują, nigdy nie usłyszałem: myśmy tam już byli!, my to znamy! Westerplatte –  to co innego… To nie lekcja, nie „zwiedzanie” – to miejsce skupienia… Jest w tych postawach element pokory wobec tych, którzy byli niezłomni, i poczucia dumy, że byli Polakami…

Dla mojego pokolenia Westerplatte zawsze było miejscem szczególnym… Wielu rzeczy można było w szkole nie wiedzieć. Można było nie wiedzieć, co to jest fotosynteza albo jak nazywa się najdłuższy łańcuch górski Ameryki Południowej, można było mylić iloraz z iloczynem i nie znać wzoru chemicznego jakiegoś kwasu czy symbolu pierwiastka. Można było nie pokazać na mapie Związku Radzieckiego rzeki Ob albo nawet pogubić się w zawiłościach genealogii pierwszych Piastów. Ale nie można było nie wiedzieć, co wydarzyło się na Westerplatte! To wiedział każdy. To była duma! Duma z tego, że w moim kraju mężczyźni w chwili zagrożenia Ojczyzny stawali z bronią w ręku! Dla nas Westerplatte to były Termopile. A determinacja, tych którzy bronili skrawka polskiej ziemi była odwagą Leonidasa…

Stoję na platformie ogromnego pomnika. Stoję razem z moimi uczniami. W dole, kanałem, zza Zakrętu Pięciu Gwizdków, wychodzi z portu statek. Czekam, kiedy bandera  zniży się do połowy wysokości masztu, a z wnętrza statku odezwie się syrena w hołdzie obrońcom Westerplatte. Ale nic się nie dzieje. Statek płynie spokojnie, bandera powiewa na pełnej wysokości, a syrena milczy… Na mostku i na pokładzie nie ma nikogo. Uczniowie są rozczarowani, słyszeli przecież o hołdzie, jaki oddają przepływające obok Westerplatte statki. No cóż czasy się zmieniły, a może to ja coś źle pamiętam… Kiedy stajemy przy małym cmentarzu, dziwią się, gdy sugeruję, że to jest najważniejsze miejsce na Westerplatte. Nie pomnik? – mówią. Nie, cmentarz. Na pomniku nie odnajdziemy słów, które tworzą polski etos. Odczytamy tam nazwy miejsc walk i bitew II wojny światowej oraz wykute w granicie trochę mongoidalne twarze marynarza i żołnierza z pepeszą. Polski etos – Bóg, Honor, Ojczyzna, jest tu na cmentarzu…     

1 września 1939 roku z Zakrętu Pięciu Gwizdków padła salwa z niemieckiego pancernika w kierunku Westerplatte… Miała zniszczyć mur oddzielający Wojskowe Składy Tranzytowe na Westerplatte od organizmu Gdańska – niemieckiego Gdańska, jak podkreślał Adolf Hitler. Siedem dni  obrony, siedem zniczy przy pomniku… Kiedy przychodzę z uczniami na Westerplatte nazywam tę lekcję spacerem… Ale jest to spacer pełen emocji i wyciszenia… Oni poznają tę historię z opowiadań, z książek, z komiksów, poznają ją wreszcie z filmów – niekiedy kontrowersyjnych i mających „swoją” prawdę. Wieloseryjność narracji jest dziś zadziwiająca. Bo pewnie prawdą jest, że wśród obrońców Westerplatte, byli tacy, których ogarnęła słabość i strach. Ale ważniejsze jest siedem dni i to, że słabość i strach można było pokonać. Stojąc tarcza przy tarczy. A to, że każdy ma dziś swoją prawdę? Nawet Adolfa Hitlera można pokazać jako pełnego ciepła, zmęczonego i po prostu oszukanego przez innych chorego człowieka (bo taka konkluzja może nasunąć się po obejrzeniu Upadku); tak jak można skupić się na psychologicznych motywacjach walki – i „odkrywać” wstydliwe tajemnice Westerplatte – podczas gdy obrona Wojskowej Składnicy Tranzytowej była po prostu wypełnieniem etosu i dotrzymaniem wierności Ojczyźnie…

Może gdybyśmy o Leonidasie, Sparcie i spartiatach chcieli powiedzieć wszystko, całą prawdę, nie wydałby nam się tak spiżowym i wart naśladowania – ale to on stanął w falandze przeciwko potędze Kserksesa. Nieliczni przeciwko wielu. Piękno czynu i majestat śmierci w obronie ojczyzny… To postawa Leonidasa, to postawa obrońców Westerplatte przeniosła ich do historii… Bo w moim kraju mężczyźni w chwili zagrożenia Ojczyzny stawali z bronią w ręku i to jest godne podziwu i warte pamięci…

Komentarze (1)

Zaloguj się aby dodać komentarz

Ten tekst jest tak dobry, że właściwie komentarzy nie potrzebuje. Jednak zaznaczam tu swoją obecność, ponieważ bliski jest mi sposób myślenia autora tekstu. Bez przypominania historii nie stanie się nic dobrego w przyszłości ani w teraźniejszości.

Jolanta Krześniak

Blog Rolanda Maszki

Roland Maszka – polonista, absolwent gedanistyki, współautor podręczników szkolnych. Pasjonat teatru i tradycyjnej książki, siebie zalicza do epoki Gutenberga. Lubi stare obrazy. Inicjator dobrych praktyk w szkole.