Zaloguj się

Menu

Kursy internetowe

Czy ten, kto się boi, może dobrze uczyć…

Niepokorny uczeń przeniesiony karnie do prowincjonalnej szkoły na razie znany jest tylko dyrekcji – ścisłej kadrze czuwającej nad poprawnością intelektualną i polityczną młodzieży… Na jednej z nieobowiązkowych lekcji któryś nauczyciel nieopatrznie pyta nowego, czy zna coś z Mickiewicza. Uczeń zna co nieco… Poproszony przez pedagoga o wyrecytowanie fragmentu zaczyna deklamować wiersz… I wtedy z nauczycielem dzieje się coś dziwnego. Wstaje nagle, macha rękoma, chce coś powiedzieć, zaprotestować… Nie może. Dźwięk słów wypowiadanego tekstu osadza go w miejscu. Ogarnia całą salę, w której nagle zapada cisza… Jeden z uczniów podbiega do drzwi sprawdzić, czy ktoś nie nadchodzi, czy ktoś nie usłyszy słów zakazanych… Nie ma nikogo. Wiersz rozbrzmiewa z siłą, a nauczyciel płacze… Były takie czasy, że płakało się nad historią i bezsilnością. Nietrudno domyślić się, o jaki tekst chodzi, jaką lekcję, którego nauczyciela i jakie czasy. Lekcja polskiego i słynna recytacja ucznia Bernarda Siegera w klerykowskim gimnazjum –  to był ten fragment z Żeromskiego, który znał każdy. Tak jak większość mojego pokolenia recytowała Redutę Ordona z pamięci… Czyn Mickiewiczowskiego bohatera, który wysadza w powietrze szaniec, grzebiąc siebie, garstkę swoich ludzi i chmary napastników, budził podziw. A hołdem dla niego była cisza, jaka zawsze zapadała, gdy przebrzmiały ostatnie słowa poematu… Ta cisza zapadła również ostatnim razem, gdy czytałem wiersz współczesnym gimnazjalistom. Nie znali go wcześniej, nie czytali, nie mieli nawet tekstu przed sobą. Słuchali tylko i starali się zrozumieć. Zrozumieć, dlaczego ten wiersz był tak ważny i dlaczego uczono się go na pamięć. Żeromski mówi, że profesor Sztetter, nauczyciel języka polskiego, paradoksalnie wykładanego w klerykowskim gimnazjum po rosyjsku, słuchał Reduty wpatrzony w oszklony wizjer drzwi – judasza, przez którego ktoś z zewnątrz mógł zajrzeć do sali lekcyjnej. Obawa i strach, że ktoś zobaczy i usłyszy, nie powstrzymały jednak łzy, która spłynęła po policzku pedagoga, co w sekwencji recytowanego wiersza siedział już tylko wyprostowany. Ilekroć powracam do tego fragmentu, zastanawiam się, co oznaczała ta łza… Rozważny nauczyciel, bierze odpowiedzialność za swoich uczniów. Odpowiedzialny nauczyciel nie pozwala przekroczyć im niedopuszczalnej i niebezpiecznej granicy – poza którą naraża ich na konsekwencje, niepoprawność i nieprawomyślność. Można przyjąć, że Sztetter bał się nie o siebie, a o swoich uczniów. Nie o utratę posady, ale o następstwa recytacji oficjalnie zabronionego tekstu. A nauczyciel powinien być prawomyślny! Jeśli chce pracować w szkole, musi mówić jej oficjalnym językiem. To, co mu bliskie, czemu jest oddany i w co wierzy musi oddzielić od urzędowych nakazów i jedynie słusznych poglądów. Dlatego Szretter dokonuje na swoich zajęciach rozbiorów gramatyczno-logicznych zdań, poleca „zajmujące” tłumaczenia wiersza Czajkowskiego Pająk z polskiego na rosyjski, a nie czyta Mickiewicza…

Na szczęście współczesna szkoła nie stoi przed problemem narodowego bytu, a literatura nie musi go ocalać, jak czyniła to –  z kapitalnym zresztą skutkiem – w wieku XIX. Łza bezsilności nie musi też spływać spod przymkniętych powiek współczesnego profesora… Bo pytanie o profesora Sztettera z powieści Żeromskiego jest pytaniem, czy w ogóle powinien uczyć języka polskiego w takiej szkole i w takim kształcie…

Jest jednak coś we współczesnej oświacie, co niepokoi i budzi obawy, a nie ma literackiego patosu i lekcyjnej interpretacji… To niepokój o – moim zdaniem – całą kondycję zawodu nauczyciela. To stojąca gdzieś z boku niepewność jutra, przybierająca często kształt uprzejmości, pełnej rzeczowości argumentacji ubranej w urzędniczy garnitur, dobrze skrojony… A sprowadzająca się do tego, by nauczyciela uczynić narzędziem systemu i wykonawcą urzędniczych dyrektyw. Wszystko w świetle prawa. Zresztą jeśli się nauczyciel nie wykaże, nie spełni oczekiwań, nie musi przecież pracować w zawodzie, który wymaga odpowiedzialności, zrozumienia i gotowości do kształtowania określonych postaw i zapewnienia odpowiednich wyników standaryzowanych przez zewnętrzne instytucje. Dlatego nauczyciele nieustannie szkolą się, podnoszą kwalifikacje, studiują i płacą za te studia, tworzą projekty, innowacje i nieustannie dokumentują swoje działania, jakby ktoś nie dowierzał, że w ogóle pracują… W ostatnich klasach nieustannie kserują testy i rozwiązują je z uczniami, bo rozwiązywanie testów ważnym jest zadaniem i przygotowuje do egzaminu, który też testem jest. Ćwiczą i sprawdzają uczniów, bo to ważne dla wyniku… Ale przecież prowadzą też zajmujące lekcje, wpływają na młodych ludzi i pozostawiają niezatarty ślad, pomagają w bardzo wielu nieraz niezwykle trudnych sprawach. Pracy poświęcają więcej czasu, niżby się niektórym wydawać mogło. Mamy nauczycieli wykształconych; kadrę mobilną, bo gotową do zmian – zwłaszcza tych, które co jakiś czas proponują urzędnicy.  Nie jest prawdą, że nauczyciele nie są w stanie sprostać wyzwaniom współczesności – do której nie przystaje chyba tylko system… Mówi się, że szkoły zmieniają się cztery razy wolniej niż otaczająca je rzeczywistość. Ale to może być walor w świecie nieustannych przemian, gdzie już nic nie jest stałe. Potrzebny jest jakiś constans. Dzisiaj polską szkołę zabija formalizm i obsesja dokumentowania. Odnoszę wrażenie, że tak bardzo wypracowujemy rozmaite dokumenty i procedury, że zapominamy kształtować charaktery uczniów… Liczba podpisów, jakie składają rodzice pod różnymi dokumentami w czasie zebrań, podbija niekiedy liczbę słów, jakie wypowiadają w ogóle w dialogu z nauczycielem. O ile rzeczywisty dialog istnieje, bo na pewno jest dobrze udokumentowany… Dzieło tworzenia dokumentów opisujących pracę nauczycieli przysłania edukacyjną istotę szkoły – samą pracę z uczniem i przyjemność nauczania… Jeżeli rolą szkoły obok esencjalnego przekazywania wiedzy jest również kształtowanie postaw, to wzorcem tych postaw powinien być sam nauczyciel. W urzędowym dokumencie czytamy: w procesie kształcenia ogólnego szkoła (…) kształtuje u uczniów postawy sprzyjające ich dalszemu rozwojowi indywidualnemu i społecznemu, takie jak uczciwość, wiarygodność, odpowiedzialność, wytrwałość, poczucie własnej wartości, szacunek dla innych ludzi, ciekawość poznawczą, kreatywność, przedsiębiorczość, kulturę osobistą, gotowość do uczestnictwa w kulturze, podejmowania inicjatyw oraz do pracy zespołowej.  Hasła jasne i piękne. Niestety nauczyciel jest może tylko ich orędownikiem. Sam uwikłany w konieczność realizacji, nieustannie monitorowany i sprawdzany, żyjący w poczuciu, że z czymś nie zdąży, czegoś nie wypełni, często na rzetelną refleksję nie ma już czasu… A przecież jest wolny. Czy ma czas na spektakl,  kino, porządną merytoryczną lekturę i dyskusję o niej? Nie mówiąc o środkach na uczestnictwo w kulturze. Otóż okazuje się często, że ma, znajduje i czas, i środki. Podejmuje działania piękne i mądre. Jest oczytany i ma niekiedy wielkie życiowe doświadczenie. Ale milczy, kiedy słyszy kolejne absurdalne urzędnicze zarządzenia – bo… Zapytałem kiedyś swoich kolegów po fachu, dlaczego roztrząsają to, co im się nie podoba w kuluarach i w kuluarach mówią o tym otwarcie, a na radach, gdzie należałoby się odezwać, milczą… Jedna z koleżanek skwitowała: teraz jest trudno z pracą, ludzie się po prostu boją… Któryś z kolegów skonkludował: po co się odzywać i tak nic nie zmienisz. I oto znowu okazuje się, że urzędniczy eksperci będą mówić mi, jak mam pracować, na co zwracać uwagę i co kształtować w swoich uczniach, bo jest szkoła przecież agendą państwa, a nie agorą swobodnej wymiany myśli, doświadczeń i poglądów. I tak było przecież zawsze. Dlaczego zatem brakuje mi czegoś? Rozmawiając niedawno z jedną z koleżanek pracujących poza oświatą, podzieliłem się spostrzeżeniem, że są tacy którzy pracują i tacy, którzy świetnie dokumentują swoją pracę. Ci ostatni zawsze są dostrzegani, nagradzani i potrafią „podpiąć się” pod wiele działań, gdzie niekoniecznie grali pierwsze skrzypce. Uśmiechnęła się tylko, mówiąc: nie łudź się, tak jest wszędzie… Wszędzie ludzie boją się o pracę, o jej utratę… Trzeba umieć się zdystansować. Ale czy dystans jest możliwy, kiedy kształtuje się postawy wiarygodności, uczciwości, odpowiedzialności?

Na niedawnej lekcji, gdzie czytam Redutę,  informuję uczniów, że Konstanty Ordon w rzeczywistości nie zginął. Ciężko ranny przeżył batalię. Dlaczego Mickiewicz podkoloryzował tę historię? Nie podkoloryzował! Stworzył swój obraz walki… Taki  obraz, który pozostaje gdzieś w głębi… To jest fenomen literatury wobec siły prawdy. Tworzyć rzeczywistość taką, jaka powinna być, a nie taką, jaka jest…  I jest w tym siła, bo moi współcześni uczniowie reagują na tekst Reduty podobnie do tych, którym czytałem go trzydzieści lat temu, kiedy rozpoczynałem pracę w szkole…

 

Komentarze (0)

Zaloguj się aby dodać komentarz

Blog Rolanda Maszki

Roland Maszka – polonista, absolwent gedanistyki, współautor podręczników szkolnych. Pasjonat teatru i tradycyjnej książki, siebie zalicza do epoki Gutenberga. Lubi stare obrazy. Inicjator dobrych praktyk w szkole.