Zaloguj się

Menu

Kursy internetowe

Koan

„Jak długo musisz sobie udowadniać, że zawsze masz rację, żeby zrozumieć, że zawsze masz rację?”

„Ile barier musisz jeszcze przejść, żeby zauważyć, że nie ma żadnych barier?”

„Jaki jest dźwięk klaśnięcia jedną ręką”

 

Jednym z narzędzi stosowanym w procesie wspomagania rozwoju zainteresowanych osób jest koan. Koan to szczególne ćwiczenie wywodzące się z praktyki zen, które choć w założeniu jest zadaniem do rozwiązania, nie jest proponowane jednak po to, by skupić się na  wypracowaniu oczekiwanego wyniku, ale raczej na swego rodzaju „zawieszeniu” myśli i otworzeniu się na nowe formy doświadczania sformułowanego problemu.  Codzienne rozumowanie większości z nas polega na budowaniu jednej rzeczy na szczycie innej, czyli dodawaniem czegoś do już istniejących i akceptowanych przez nas struktur. W efekcie łatwo poddajemy się stereotypom, z chęcią zanurzamy się we własnej strefie komfortu, unikamy angażowania się w proces zmian. Działamy w obszarze powtarzających się rozważań: złe–dobre, brzydkie–piękne, moje–twoje… Wpadamy coraz głębiej w schematy i coraz bardziej poddajemy się kolejnym ograniczeniom. Każda informacja przechodzi przez gęste sito naszych przekonań, nawyków i przyzwyczajeń. W efekcie bywa zniekształcona, niekiedy przekłamana. Znaczna część z nich nie zostaje nawet zauważona, dopuszczona do naszej świadomości. Dlatego też mistrzowie zen przez kilkaset lat pracowali na koanami i techniką ich użycia, aby wyzwolić człowieka ze schematów, w które wpadł jego umysł oraz z nieprzetworzonych i nieprzyswojonych przez niego pojęć i abstrakcji.

Dziś stosujemy tę technikę bez potrzeby poddawania się praktykom zen. Dobrze jednak, kiedy jesteśmy w stanie ogarnąć refleksją rozmaite paradoksy, które wbrew naszym intencjom ograniczają skuteczność naszego działania. Literatura przedmiotu opisuje przykład ojca, który przyprowadził swoją córkę gimnazjalistkę do psychologa i od drzwi wykrzykiwał jaka to z niej lafirynda, jak bardzo źle się zachowuje, pije, pali, puszcza się na lewo i na prawo i w ogóle nie szanuje swoich rodziców. Wreszcie, w drugiej minucie tych wrzasków, psycholog przerwał słowotok rozwrzeszczanego ojca i zadał mu dwa pytania: „Jak głęboko musisz zranić swoją córkę, by jej pokazać, że ją kochasz?”, „Jak długo potrzebujesz udowadniać to innym, by samemu w to uwierzyć?” To koan. Pytanie, które nie jest pytaniem, ale swoistą zachętą do refleksji.

Podobnie jak refleksji warto poddać wątek, który przewija się zwłaszcza w komentarzach na stronie tego blogu, a który dotyczy relacji nauczyciel-rodzic w kontekście poziomu zaangażowania w proces oddziaływania na rozwój swoich podopiecznych. Od dłuższego czasu mam wrażenie że wyrażenie „współpraca szkoły z rodzicami” to oksymoron- sformułowanie sprzecznie wewnętrznie coś jak „gorący lód” czy „zimne ognie”. Dlaczego tak się dzieje? Z jednej strony obarczamy się odpowiedzialnością za skuteczność podejmowanych przez nas działań, z drugiej zaś delegujemy na drugą stronę obowiązki, których nie zawsze chcemy/możemy dopełnić. „Dziecko większość czasu spędza w domu, w związku z tym, co my możemy…” mówią nauczyciele. „Szkoła ta miejsce, w którym profesjonaliści powinni w sposób fachowy zadbać o rozwój a nawet formację naszych dzieci”- mówią z kolei rodzice. Jak długo musimy powtarzać, że to oni są winni, nim zrozumiemy, że odpowiedzialność leży po naszej stronie?- chciałoby się zapytać. Po każdej naszej stronie- i rodziców, i nauczycieli. Pani Małgorzata, komentując mój poprzedni wpis http://akademiaortograffiti.pl/Blogi/Blog-Jaroslawa-Kordzinskiego/Szkola-w-procesie-rozwoju zadała fundamentalne pytanie- a może zamiast się wzajemnie oskarżać, powinniśmy zacząć wspólnie sobie dziękować?

Rodzice i nauczyciele, szkoła i dom są podmiotami zdecydowanie od siebie zależnymi. W jednym i drugim miejscu może zachodzić rozwój albo ograniczanie rozwoju naszych wychowanków. Możemy oczywiście założyć, że oba byty działają w stosunku do siebie niezależnie. Nie mówmy wtedy o współpracy i nie oczekujmy, że jedni będą robić to, czego oczkują drudzy. Partnerstwo zaczyna się od dialogu. Dialog zaś zakłada wzajemne słuchanie. Dobrze więc dowiedzieć się jakie są oczekiwania obu stron i znaleźć w nich miejsca wspólne. Jednym z nich powinien być porównywalny a najlepiej w jakimś zakresie wspólny model komunikowania się z naszymi podopiecznymi. Model zakładający akceptację obu dorosłych stron, świadomość i szacunek dla reprezentowanych poglądów, uwspólniony -na ile to możliwe- system wartości i… właśnie partnerstwo. To bardzo dużo. To bardzo, bardzo dużo. To poziom, którego nie ma w wielu rodzinach w relacji ojciec-matka nie mówiąc o relacji rodzice, dziadkowie inni krewni. To poziom, którego nie ma też w większości rad pedagogicznych. Oznacza to, że zanim zaczniemy się dogadywać na linii szkoła-dom, może warto porozumieć się wewnątrz własnych organizacji. Przemyśleć, co robimy jako rodzice, by w oczekiwany sposób oddziaływać na rozwój własnych dzieci?  Jakimi celami kierujemy się jako nauczyciele, by wzmacniać nasz wpływ na rozwój uczniów naszej szkoły? Jest sporo do zrobienia.

Koan jest orężem, któremu nie oprze się żadna zbroja. Jest wartością, która potrafi zerwać każdą maskę. Bez litości kruszy wszelkie skorupy i sprowadza na poziom prostoty najbardziej nawet zawiłe ideologie. Niszczy wszystko, co skrywa istotę rzeczy. Wszystko co jest przeszkodą na drodze do sedna. Jak wiele musimy sobie powiedzieć, by zacząć wreszcie ze sobą rozmawiać? Ile razy musimy odkryć o samo, by wreszcie to odkryć?

Komentarze (2)

Zaloguj się aby dodać komentarz

Wszyscy teraz o koanie... Maciej Bennewicz nawet dodał w swojej nowej książce kołczołan... Ale jest w tym dużo ważnych spraw, o których nie zawsze wiemy, myślimy. Za to coraz więcej osób inspiruje się kulturą
i filozofią Wschodu - tam są wartości, ważne wskazówki, jak żyć mądrzej. Dziękuję za ten wpis, mam nadzieję, że przeczyta go więcej osób i stanie się dla nich inspiracją.

Iwona Kryczka

Odwołałem się do koanu, ponieważ bardzo mi pasował do rozważań na temat rozwoju. Tak wiele ograniczeń mamy w sobie :( Na forum związanym z kursem, wśród myśli inspirujących i rozwojowych jedna z uczestniczek przytoczyła zdaniem wypowiedziane przez Wojciecha Manna z programu III PR, który zażartował, że"kiedy nie można, a się bardzo chce, to można". Ja jestem właśnie za tym, żeby szukać tego, co pozwala nam wewnątrz robić to, co przekonania zaszczepione w nas z zewnątrz robić nam nie pozwalają.

Jarosław Kordzinski

Kordziński

Blog Jarosława Kordzińskiego

Jestem trenerem, coachem, mediatorem, autorem tekstów z zakresu zarządzania oświatą, organizacji procesu edukacyjnego i psychologii pozytywnej; szkoleniowcem specjalizującym się w szkoleniach dotyczących zarządzania oświatą oraz w kształceniu kompetencji społecznych: komunikacji interpersonalnej, pracy w zespole, rozwijaniu umiejętności przywódczych, wywierania wpływu na innych itp.