Zaloguj się

Menu

Kursy internetowe

Jakość kształcenia

Najczęstszym punktem odniesienia do analizy jakości kształcenia są wyniki egzaminów zewnętrznych i literki przypisywane szkole w ramach ewaluacji zewnętrznej. Czy jednak mają one istotny wpływ na jakość kształcenia? Na pewno mogą pomóc, ale ich występowanie nie jest warunkiem sine qua non pojawienia się dobrej edukacji.

Obserwując pracę szkoły można w zasadzie dojść do wniosku, że nauczyciele zrobili już właściwie wszystko, żeby zadbać o jakość kształcenia. Doskonale sobie radzą z projektowaniem zajęć, z organizacją procesu edukacyjnego, z badaniem osiągnięć uczniów. Na poziomie formalnym jesteśmy więc w tym zakresie gotowi na 100%. Teraz czas przejść na kolejny poziom. Czas wybrać się w zupełnie nowe rejony. Teren, który już dziś bywa nazywany „miejscem pracy nauczyciela”. Chodzi o mózg. Mózg ucznia.

Zainspirowany dyskusją o neurodydaktyce i tym co wolno, a czego nie należy wykorzystywać z neurobiologii w szkole, zacząłem od przeczytania książki Manfreda Spitzera „Jak uczy się mózg”.   Zwróciłem uwagę na następujące myśli: „Lęk nie służy (…) uczeniu (…) Szybki lęk powoduje wprawdzie szybkie uczenie się, ale ogólnie nie sprzyja procesom poznawczym i dodatkowo uniemożliwia dokładnie to, co ma zostać osiągnięte podczas uczenia się: nie chodzi o pojedynczy fakt, ale o połączenie nowych treści z treściami już znanymi i zastosowanie tego, czego się nauczyliśmy w wielu sytuacjach i na wielu przykładach (…) Jeśli lęku brak, myśli stają się bardziej wolne, otwarte i szersze. Nie jest to tylko subiektywne doświadczenie, ale można to zmierzyć w eksperymencie. Dlatego pozytywny nastrój jest korzystny dla uczenia się[1]”. Tymczasem od standardowej szkoły oczekuje się przede wszystkim, by bazowała głównie na lęku. Głównym powodem są egzaminy zewnętrzne i budowane w oparciu o ich wyniki rankingi szkół. Tymczasem szkoła, w której dziecko nie boi się, eksperymentuje, poszukuje, to szkoła w której nie transmisja i egzekwowanie wiedzy są ważne, ale proces tworzenia. Uczenie się zaś, to budowanie struktur, w których tak samo ważne jest czytanie książek i słuchanie nauczyciela, jak obserwowanie przyrody i beztroskie zabawy z kolegami. W efekcie mówiąc o jakości kształcenia warto skupić się właśnie na tym, że oczekując lepszych efektów od szkoły, trzeba przede wszystkim poszerzać przestrzeń uczenia się uczniów. O emocje, o odwoływanie się do własnych doświadczeń, o wiarę w możliwość praktycznego zastosowania tego, co oferują nauczyciele.

Na blogu Marzeny Żylińskiej, poruszającym głównie kwestie modyfikacji metod pracy z uczniem, przeczytać można następujący komentarz: „Zmiana systemu edukacyjnego to nie tylko dyskusje o programach, podręcznikach czy metodach nauczania, ale przede wszystkim zmiana panującej w szkołach kultury. Efektywna nauka wymaga dobrych relacji…[2]”. Kiedyś w ramach organizacji, którą współtworzyłem napisaliśmy i zrealizowaliśmy dla nauczycieli oraz rodziców program „Szkoła dialogu”. To było kilkanaście lat temu i od tamtego czasu żyję w głębokim przekonaniu, że dialog jest podstawowym medium budowania nowego wymiaru edukacji- tak na poziomie rodzice-nauczyciele jak i nauczyciele-uczniowie. W szerszym kontekście pewnie również rodzice-dzieci. Rozmowa, współbycie, dogadywanie celów, wspólna refleksja nad skutecznością podejmowanych działań, budzenie osobistej odpowiedzialności na poziomie każdego z podmiotów biorących udział w procesie uczenia się i organizacji przestrzeni do uczenia się- to po prostu podstawy.

Może by warto zacząć od rozmowy na temat tego po co jest szkoła? Ale po co dla dzieci- nie dla dorosłych! Inna sprawa to pytanie, co my dorośli możemy dać naszym podopiecznym. Tymczasem, kiedy dzieciakom umożliwi się podejmowanie samodzielnych decyzji okazuje się, że potrafią wybierać tematy niełatwe, podejmować działania niebanalne i brać odpowiedzialność za siebie i swoje zachowania z naprawdę wysokiego etycznego poziomu. Coś warto by z tym zrobić.

Na szczęście wiele dobrego dzieje się w tym wymiarze już dziś w naszych szkołach. Wspomina o tym kolejny komentarz na cytowanym blogu: „Szkołę trzeba właśnie wymyślać na miejscu, robiąc użytek z potencjału myślących nauczycieli, a nie tych czekających na instrukcje. Właśnie o to chodzi!!! Po pierwsze to nauczyciele najlepiej wiedzą, co można zmienić w konkretnej szkole, a po drugie, nawet najlepsze propozycje nie będą efektywne, gdy ktoś z zewnątrz będzie je wymuszał. W szkołach jest naprawdę wielu mądrych i kreatywnych nauczycieli i jeśli ktoś może zmienić model edukacji, to właśnie oni![3] Podpisuję się pod tymi myślami obiema rękami. Co więcej jako niepoprawny osobnik, który lubi się bawić słowami, zobaczyłem nagle inny wymiar tytułowego wyrażenia. Zobaczyłem oto zbitkę słów: „Ja kość oświaty”. I gdyby tak pod „ja” wpisać nauczyciela, a „kość” uznać element, który podtrzymuje cały organizm w należytej kondycji, to…

 



[1] Warszawa 2012, s. 124-126

[2] https://osswiata.pl/zylinska/2015/02/15/jak-rodzice-kontaktu-z-nauczycielami-szukali/

Komentarze (0)

Zaloguj się aby dodać komentarz

Kordziński

Blog Jarosława Kordzińskiego

Jestem trenerem, coachem, mediatorem, autorem tekstów z zakresu zarządzania oświatą, organizacji procesu edukacyjnego i psychologii pozytywnej; szkoleniowcem specjalizującym się w szkoleniach dotyczących zarządzania oświatą oraz w kształceniu kompetencji społecznych: komunikacji interpersonalnej, pracy w zespole, rozwijaniu umiejętności przywódczych, wywierania wpływu na innych itp.